Decyduj

2.3K 145 28
                                    

     Podeszła do niego, rozpinając mu ostatni guzik koszuli z głębokim westchnieniem. Następnie poprawiła kołnierzyk, który wcale tego nie potrzebował, bo był jak zwykle idealnie postawiony. Camila uporczywie próbowała zaskarbić sobie jego uwagę i wzbudzić typowe męskie uczucia. Pragnęła być pożądana, bo właśnie do tego była przyzwyczajona. Marc był kolejną ofiarą, a raczej wyzwaniem, bo sprawdzała w ten sposób swoje możliwości. Chciała pocieszać się świadomością, że każdy mężczyzna na ziemi pragnie właśnie jej i żaden nie umie się jej oprzeć. Marc Jefferson był przeszkodą. Jednak zdawało jej się, że niewielką. Dała mu początkowo co najwyżej kilka nędznych dni, jednak teraz, gdy wiedziała o nim kilka istotnych rzeczy, kolej rzeczy całkiem się zmieniła. Znów miała przewagę i znów była bliska dostania tego, czego chciała. Nie pragnęła tego na długo, prędzej czy później postawi sobie kolejny cel, odnajdzie następnego nieszczęśnika, który nie będzie miał wyboru. Cokolwiek zrobi, skończy marnie.

- Przyznaj się, myślałeś, że masz mnie z głowy, czy już planowałeś jak będzie wyglądało nasze następne spotkanie? - Przeszyła go chłodnym spojrzeniem, nakłaniając jednocześnie do podania tej ,,prawidłowej" odpowiedzi, która jednak nie padła, bo Marc miał charakterek.

- W zasadzie to cię nie pamiętam. Tyle kobiet odwiedziło mnie dzisiaj w biurze, że nie mam pojęcia, czy byłaś jedną z nich, czy może nie - podrapał się po dwudniowym twardym zaroście, którzy domagał się golenia.

- Obserwuję cię. Kiepsko kłamiesz. Mógłbyś włożyć w to trochę więcej emocji. A teraz przejdźmy do sedna rzeczy...

- Sprawy załatwiam tylko w biurze, a teraz mam przerwę i do tego jestem w łazience. Wybacz, ale się spieszę - dodał niby lekceważąco, bo w środku był pełen niepokoju o to, do czego zmusi go ta manipulantka.

- To od tej pory sprawy ze mną będziesz załatwiał poza nim, skarbie. Będziemy mieć ze sobą trochę więcej wspólnego, niż kiedykolwiek marzyłeś - rozmarzyła się. Chciała wytrącić go z równowagi, jednak był równie dobry w tego typu gierkach, jak ona.

- Nie pogrywaj sobie z człowiekiem, który w tej firmie jest kilka stanowisk nad tobą. - Podszedł do umywalki i zaczął myć ręce, nie spoglądając nawet w lustro. Był to element jego gry. Obojętność, normalność. Tak to mniej więcej miało wyglądać. Wszystko jest w porządku.

- Widzę, że wolisz załatwić to inaczej. Słyszałam wszystko i na twoje szczęście, daję ci życiową szansę. To jak? Wchodzisz w to? - Zadowolona uniosła ostro zarysowany podbródek, który nadawał jej twarzy sercowatego kształtu.

   Zamiast dalej z nią rozmawiać, nawet nie odpowiedział, tylko znudzony kiwnął głową na znak, żeby już dokończyła to, co zaczęła.

- Rozgadam wszystkim, że bierzesz narkotyki. Oczywiście poprę to wiarygodnymi faktami, w które wszyscy uwierzą. A wtedy nikt nie będzie wierzył w twoje niewinne tłumaczenie. Przecież oboje dobrze wiemy, że nie jesteś niewinny, kociaku - mrugnęła do niego.  - Chyba nie muszę mówić, co stanie się później. Stracisz pracę, narzeczoną, szacunek. Wszystko - uśmiechnęła się słodko, odwracając się od niego po to, by za chwilę wypowiedzieć najważniejszą dla niej rzecz.

- Muszę cię zasmucić. Nikt nie wywali mnie stąd tak łatwo. A z resztą moja sprawa, czy coś biorę, czy nie. Jestem punktualnym, inteligentnym, dobrze prosperującym mężczyzną. - Powiedział to zbyt pewnie, ale chciał zagiąć Camilę, która jednak nie dała tego po sobie poznać.

- Nie chcesz poznać mojego warunku? - Emanowała tajemniczością i seksapilem, jakiego nie miała w sobie nawet Melanie.

- Skoro tak ci na tym zależy to mów. A potem daj mi spokój, bo mam jeszcze całe dwie minuty przerwy i chciałbym je jak najlepiej spożytkować.

- Jeśli się ze mną prześpisz to zapomnę o wszystkim, co tutaj usłyszałam. I nigdy więcej nie będę ci zawracać głowy. O nic. Całkiem korzystna umowa, prawda? - Uśmiechnęła się, co wyglądało prawie szczerze.

     Marc nie widział, co ma o tym myśleć. Ta kobieta albo była chora psychicznie, albo miała jakieś chore ambicje. Nie zamierzał brać udziału w ich spełnianiu, ale...  Wolałby zachować dobrą opinię, przecież wyrabiał ją sobie latami. Camila była tylko kobietą, ale mimo tego gdzieś w środku rosły jego obawy. Mógł ułatwić sobie życie jednym szybkim numerkiem. Nie widział w tym prawie żadnych wad, może z wyjątkiem tej, że nie zamierzał zdradzać Melanie. Ani dać satysfakcji tej kobiecie.

- Przemyślę to - odpadł skrótowo i odkaszlnął. Nieczęsto zdarzało się, że nie wiedział co powinien zrobić.

- Ja nie widzę w tym nic do zastanawiania, ale skoro faktycznie potrzebujesz więcej czasu, żeby dojść do wniosku, który oboje już znamy...  To dam ci go.

   Rzucił jej pogardliwe spojrzenie. Nie chciał, żeby myślała, że z nim wygrywa. Do tej pory nikt nie był go w stanie niczym zagiąć.

- Jutro porozmawiamy. A może nawet nie będziemy musieli rozmawiać, tylko od razu przejdziemy do rzeczy. Słyszałam, że jesteś ostry - pociągnęła go za szlufkę od paska, jednocześnie zmniejszając dystans pomiędzy nimi.

   Był z degustowany i nie odpowiedział jej ani słowem. Chciał wyjść pierwszy, jednak ona to zrobiła i zostawiła go samego w łazience z jego decyzjami. Nie doceniał jej. Że też właśnie teraz musiała wybrać się do łazienki i wszystko bezczelnie posłuchać. Niech to szlag, zganił się w duchu. Przed nim ciężka decyzja. Cokolwiek zdecyduje, Melanie nie powinna się nigdy dowiedzieć o tej rozmowie. Hmmm, skoro tak myślał, to chyba gdzieś w głębi już zdecydował...

Wzrok pełen pożądaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz