Razem w biurze

9.4K 386 44
                                    

   Następnego ranka, a dokładniej mówiąc po czterech godzinach od ich rozstania, zadzwonił budzik. Irytujący dźwięk dzwonka co ranek doprowadzał Melanie do szału. Owszem, mogła go zmienić na coś przyjemniejszego dla ucha, ale wiedziała, że jeśli to zrobi, nie uda jej się wstać do pracy. Już wiele razy próbowała, zawsze kończyło się spóźnieniem, choćby na ostatnie spotkanie, gdzie poznała Marca. Kto wie, być może gdyby się nie spóźniła, nie zwróciłby na nią uwagi? Czyli zaspanie do pracy ma też swoje pozytywne strony, pocieszyła się.
   Włożyła puchate kapcie na gołe stopy i poszła do niewielkiej kuchni urządzonej w stylu z lat 60. Biały i turkusowy kolor idealnie się ze sobą komponowały.
- Co by tu dzisiaj zjeść? - Spytała sama siebie, a raczej swój skurczony żołądek.
W odpowiedzi usłyszała donośne burczenie.
- Co mówisz? Tosty? Dobra, w tej kwestii się zgadzamy.
   Zjadła w pośpiechu, bo miała niewiele czasu na wyszykowanie się. Dziś musiała wyglądać szczególnie dobrze, bo wiedziała, że prawdopodobnie przez cały dzień będzie ją śledził wzrok Marca. Niesamowicie ją to krępowało, ale przynajmniej czuła się w jego oczach atrakcyjna.
Usłyszała wibracje telefonu. Sms od nieznanego numeru. Pewnie znowu reklamy. Otworzyła wiadomość:

O której mam po Ciebie przyjechać? 
         
                                                     Marc

Zdziwiona spojrzała na siebie. No tak, niepomalowana, nieuczesana. A do tego w piżamie.

- Skąd masz mój numer?  Nie przypominam sobie, żebym Ci go dawała...

- Mam swoje sposoby. Kiedy mi na czymś zależy zawsze znajduję sposób, by to otrzymać. Dostałem od twojego szefa, kochanie. To kiedy mam przyjechać?

- Za 20 minut będę gotowa. Zadziwiasz mnie mężu...

- Lubię zaskakiwać. Mam nadzieję, że będę mógł Ci to jeszcze nie raz udowodnić :)

Ciekawe jakie myśli chodzą mu po głowie, pomyślała. Ale na dłuższe rozważania zabrakło jej czasu.
Dziesięciokrotnie podkręciła swoje tempo i ruszyła biegiem do łazienki. Lokówka poszła w ruch, potem szybki makijaż. Na szczęście naszykowała sobie ciuchy wieczorem. Zdążyła jeszcze po raz ostatni przejżeć się w lustrze, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Bez dłuższego wahania otworzyła je. Za nimi stał elegancko ubrany Marc. Miał na sobie czarny garnitur, z pewnością myślał o niej kiedy go zakładał. Tak samo jak ona myślała o nim, kiedy szykowała się do wyjścia.
Mężczyzna po raz kolejny bezczelnie obmierzał ją wzrokiem. Tym razem jej to aż tak nie przeszkadzało. Gdzieś w głębi miała świadomość, że należy do niego, bo był silnym i dominującym facetem. Typowym samcem alfa, a ona tylko delikatną kobietą, która potrzebowała kogoś takiego. W jego obecności stawała się uległa, jakby pozwalała mu na wszystko. I wcale nad tym nie panowała, przyłapała się na tym odruchu wczorajszego wieczora. Była wtedy gotowa pozwolić mu na dosłownie wszystko. I gdyby nie to, że miał maniery, pewnie inaczej by się to skończyło.
- Idziemy?  - Wyciągnął do niej rękę.
- Pewnie. Czuję się, jakbym wcale nie szła do pracy.
Poczuła ciepło jego dłoni. Chwilę później szli nie trzymając się za ręce, ale obejmując. Żałowała, że droga do samochodu jest taka krótka.
W pracy każde poszło w swoją stronę. Obydwoje byli profesjonalistami w swojej dziedzinie. Melanie być może miała dużo mniejsze doświadczenie, ale równie intensywnie skupiała się na swojej karierze. Siedziała właśnie w swoim biurze, przeglądajac skrzynkę pocztową, kiedy usłyszała ciche pukanie do szklanych drzwi. Oczywiście nie kto inny jak Marc. Uśmiechnęła się i poszła w jego kierunku.
- Zaraz przerwa, może pójdziemy razem coś zjeść? - Spytał.
- Z miłą chęcią. Tak się składa, że zgłodniałam.
- Na co masz ochotę?
Chciała powiedzieć "na ciebie",  ale na szczęście ugryzła się w język.
- Na sałatkę.
- W takim razie chodźmy.
Poszli do knajpki, tuż obok biura. Panował tu hiszpański klimat. Słychać było też głośny gwar hiszpańskich rozmów. Zamówili sobie coś do jedzenia, a ich dania przyniosła młoda kobieta, oczywiście Hiszpanka.
- Buen provecho - powiedziała i poszła obsługiwać inne stoliki.
- To pewnie miało znaczyć smacznego? - Spytała Melanie.
- Pewnie tak, ale brzmiało raczej jak "Macie to zjeść".
- Boję się co by się stało, gdybyśmy tego nie zjedli - zaśmiała się delikatnie.
Po skończonym posiłku Marc oparł twarz na rękach i patrzył na nią w zamyśleniu.
- Muszę ci coś powiedzieć. - Zaczął poważnym głosem.  - Tylko proszę, nie wystrasz się, ani nie zareaguj na to źle.
- Postaram się, tylko mnie nie strasz.
- Chcę mieć z tobą dziecko, im wcześniej, tym lepiej. - Oznajmił.

Wzrok pełen pożądaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz