Poczekam, aż się obudzisz

159 6 0
                                    

— Marc — szeptała jego imię. Z początku cicho i nieśmiało, po chwili zaś jej głos stawał się coraz mocniejszy. Wiedziała, że wołanie osoby, która zapadła w śpiączkę jest co najmniej głupie, jednak chciała się upewnić. Gdzieś z tyłu głowy miała myśl, że gdy tylko mężczyzna usłyszy jej głos i poczuje jej obecność, to nagle się obudzi. Myślała, że może jest w pewien sposób wyjątkowa. A może tylko naoglądała się naciąganych scen z filmów, które niewiele miały wspólnego z rzeczywistością. Nie jest wyjątkowa. Nikt się nie obudzi, przynajmniej teraz i ani jej głos, ani sama obecność nie uczynią cudów. Czas i cierpliwość odgrywały tu kluczową rolę. Bezradna, że nie ma wpływu na żaden aspekt tej sytuacji, zwiesiła smętnie ramiona i zrobiła kilka kroków w tył. Czuła wzbierającą w niej falę płaczu. Strumień nadchodzących łez właśnie nadciągał. Miała tylko nadzieję, że nikt z personelu nie postanowi nagle przyjść właśnie do sali numer osiem i że będzie miała chociaż kilka minut na uporządkowanie swoich emocji i przetarcie oczu wilgotnych od łez. W pokoju była niewielka umywalka, a nad nią wisiało wąskie lusterko. Podeszła do niego i przemyła wodą twarz, a następnie spojrzała na swoje smętne odbicie w lustrze. Powieki wyglądały fatalnie, były zmęczone i strasznie opuchnięte. Jej usta wykrzywione były w podkówkę, a zazwyczaj niebieskie i błyszczące szczęściem oczy dziś miały jakby rozwodnioną barwę. Loki w kolorze złota dziś były w nieładzie i nawet nie miała ochoty przeczesać ich dłonią. Przecież, tak czy inaczej, będzie wyglądała jak siedem nieszczęść. Wzięła głęboki wdech, a raczej ich serię, aby powstrzymać się od ataku paniki. Chciała zostać tu z nim przez resztę dnia i całą noc, pilnować i doglądać, upewniać się, czy aby na pewno dobrze o niego dbają i wciąż liczyć na to, że niebawem się obudzi. Doszła jednak do wniosku, że to nic nie da, poza udręczaniem się. Musi teraz udać się do domu, wziąć życie w swoje ręce i doprowadzić się do względnego porządku. Będzie mu bardziej potrzebna, jak już się obudzi i wtedy nie będzie już czasu na użalanie się nad sobą. Poza tym totalnie straciła poczucie czasu i przypomniała sobie, że przecież Dan na nią czeka. Nie miała pojęcia, jak długo tu już była, ale z początku ciemny i przytłaczający szpitalną atmosferą pokój stał się jeszcze ciemniejszy. Nim się obejrzała, było już prawie całkiem ciemno, a musiała jeszcze przecież znaleźć wyjście z tego labiryntu chorób i udręczenia. 

Dobre dwadzieścia minut później znajdowała się już przed wejściem do budynku. A raczej przed jednym z jego licznych wejść. Zastanawiała się, czy Dan wciąż na nią czeka, przecież upłynęło tyle czasu. Mieli sobie do wyjaśnienia wiele kwestii, które zawisły pomiędzy nimi. Nie wiedziała tylko, czy znajdzie w sobie wystarczająco dużo siły, aby rozwikłać je wszystkie. Przecież na większość z tych pytań nie znała odpowiedzi. Na dworze było mokro, widocznie lawina jej łez połączyła się z istną ulewą na zewnątrz. Rzęsisty deszcz wciąż leciał z nieba, więc postanowiła pobiec na parking i szukać auta, które ledwie kojarzyła z widzenia. Chwilę później zobaczyła znajomego kierowcę wewnątrz jednego z wozów. To był Dan. Zapukała w szybę kierowcy i ostatkiem sił przebiegła na drugą stronę samochodu. 

— Już jestem. Przepraszam, że tak długo musiałeś na mnie czekać — spojrzała na niego przepraszająco.

— Nie szkodzi, spodziewałem się, że to nie będzie ani 5, ani 10 minut. Wiedziałem, na co się piszę. Tak czy inaczej, bardzo się cieszę, że już wróciłaś. Jedźmy do domu, pewnie jesteś zmęczona.

— Masz rację. Marzę o kąpieli i herbatce we własnym mieszkaniu. —  Powiedziała z udawanym spokojem, będąc jednocześnie świadomą, jak samotnie będzie się tam czuła. Poczucie winy pewnie wróci ze zdwojoną siłą, a w nocy będą jej się śniły koszmary. Nie może jednak prosić Dana o to, aby z nią został. Po pierwsze nie wypadało jej zachowywać się w ten sposób w stosunku do Marca. A po drugie, nie chciała po raz kolejny wykorzystywać uprzejmości Dana.

— Racja, też z chęcią napiłbym się ciepłej herbaty. Mam nadzieję, że masz ich duży wybór, bo jestem dosyć wybredny, jak na prawdziwego konesera herbaty przystało — rzucił wraz z uśmieszkiem w jej stronę. Odwzajemniła się tym samym.

— Mam ich w domu cały regał. Tacy amatorscy koneserzy, jak ty nie stanowią dla mnie najmniejszego problemu. — Odparła z udawaną dumą, zadzierając nos do góry.

— Uważaj, bo jeszcze w to uwierzę. Nie bądź zbyt pewna siebie, dopóki nie zobaczysz mojego imperium. To nie regał, a cała szafka — również uśmiechnął się wyniośle, a potem obdarzył ją uśmiechem.

Gdy tylko dojechali do jej mieszkania, od razu wstawiła wodę w czajniku i poszła do łazienki doprowadzić się do względnego porządku. Chwilę później oboje siedzieli w zakątku jej kuchni przy niewielkim dębowym stole wraz z dwoma czerwonymi kubkami aromatycznej herbaty. 

— Muszę przyznać, że jesteś w tym dobra. Nie spodziewałem się białej herbaty z ananasem i truskawkami, ale podejmuję wyzwanie. Jak tylko będziesz miała ochotę do mnie wpaść, zaserwuję ci coś specjalnego —  mrugnął do niej. 

— No dobra, niech będzie. Ale zrobię to z czystej uprzejmości, bo obydwoje dobrze wiemy, że niczym mnie nie zaskoczysz —  również odpowiedziała mrugnięciem. A potem ziewnęła i spojrzała na zegarek. Zbliżała się północ. — Dan... nie chcę cię wyganiać, ale chyba już pora spać. Jestem śmiertelnie zmęczona.

— Dobrze. Skoczę tylko po kilka swoich rzeczy i już jestem.

— Ale jak to? Przecież nie będziesz tu spał —  odparła zaskoczona.

— Ależ będę. Przecież nie zostawię cię tu samej po tak ciężkim dniu —  spojrzał jej w oczy przeszywająco.

— Niee, nie musisz. Przecież nic mi się nie stanie. Mieszkam sama od dłuższego czasu i jestem do tego przyzwyczajona, naprawdę. Poza tym chyba nie powinniśmy. Marc nie byłby zadowolony, gdyby się o tym dowiedział.

— Tu najważniejsze jest teraz twoje dobro, a nie to, czy jemu by się to podobało, czy też nie. Chcę tylko mieć pewność, że nie będziesz sama ze sobą w tak trudnych chwilach. Jedna noc, może dwie i mnie tu nie ma. Zaklepuję kanapę w salonie i ten temat uważam za zamknięty —  odrzekł konkretnie tonem nieznoszącym sprzeciwu.

— Ale ... —  Wtrąciła kobieta.

— Bez żadnego „ale", jak już wspomniałem, temat zamknięty, decyzja zapadła. Zaraz wracam. — Wypowiedziawszy te słowa, udał się do drzwi.

Melanie była zaskoczona, ale jednak z drugiej strony cieszyła się, że ktoś się o nią troszczy. Potrzebowała teraz wsparcia i chociaż za nic w świecie nie chciała dać tego po sobie poznać, ulżyło jej.

Wzrok pełen pożądaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz