Poszukiwanie

5.6K 261 4
                                    

Melanie została sama z uciekającym czasem i natłokiem obowiązków. Z natury lubiła sobie wszystko porządnie przemyśleć. Tym razem nie miała na to czasu. Stwierdziła, że zadzwoni do matki i przełoży spotkanie na następną sobotę. Miała nadzieję, że przyjmie to ze spokojem, a ona zyska trochę czasu dla siebie. Miała masę rzeczy do zrobienia a poza tym musiała jeszcze wyprać i zwrócić bluzę nowo poznanemu mężczyźnie. Wzięła w ręce gruby materiał, z jakiego była wykonana i przytulając ją do siebie, zaczęła wdychać jej zapach.
- Świetne perfumy. Takie męskie i zarazem delikatne - skwitowała jednocześnie wkładając ją do pralki.
Potem zadzwoniła do mamy. Chciała zrobić to szybko i mieć z głowy narzekanie mamy. Niechętnie wybrała jej numer i opierając się o blat kuchenny, liczyła w myślach kolejne sygnały. Po czterech usłyszała zachrypnięty głos kobiety po pięćdziesiątce.
- Normalnie ucieszyła bym się, że dzwonisz, ale nie dziś. Wiem, co za chwilę powiesz. Dlaczego nie przyjedziesz? - Spytała gorzkim tonem.
Melanie aż za dobrze to znała. Z początku będzie udawała złą, a kiedy zobaczy, że to nie działa, zacznie ją brać na litość. Teraz musiała ostrożnie dobierać słowa, aby nie doprowadzić do kłótni.
- Przepraszam. Wypadło mi parę spraw. Nie zdążę dzisiaj. Obiecuję, że będę za tydzień.
- Jak byś chciała wiedzieć to jestem chora. - Mówiąc to głośno zakaszlała. Zabrzmiało to wyjątkowo sztucznie.
- Herbata z cytryną i miodem powinna pomóc.
Matka widząc, że nic nie wskóra, nagle zmieniła taktykę. Może zrozumiała, że zachowuje się dziecinnie, chociaż to raczej graniczyło z cudem.
- Dobrze. W takim razie do zobaczenia za tydzień. Tym razem bez wykrętów.
- Trzymaj się. - Zakończyła trzydziesto sekundową rozmowę i spojrzała na swoje ubranie.
Mąka na czarnych ciuchach nie wyglądała najlepiej. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze przed godziną wpadła w ramiona obcego mężczyzny. I to dwukrotnie. A do tego, wydał się on całkiem miły. I przystojny. No i okazał się być jej sąsiadem. To było jak seria niespodziewanych wydarzeń. Czego więcej mogła chcieć?
Kiedy już przebrała się w swój sobotni dres, poczuła nagły przypływ swobody. Nie tylko spowodowany tym, że wreszcie miała na sobie coś luźnego, ale też brakiem zobowiązań. Nie musiała nigdzie jechać, ani nic robić. Bluza właśnie się suszyła. Pozostało tylko odwiedzić jej właściciela i będzie mogła wrócić do swojego sobotniego rytuału. Czyli jedzenia lodów przy ulubionych serialach.
Niecałą godzinę później, szukała mieszkania numer 8. Znajdowało się bliżej, niż sądziła. Stanęła przed drewnianymi drzwiami i po chwili ociągania, wreszcie nieśmiało zapukała. Czekała, ale nikt nie otwierał. Kiedy już zmierzała z powrotem w kierunku schodów, usłyszała jak ktoś przekręca klucz w zamku. Odwróciła się, a jej oczom ukazał się cień człowieka. Miała wrażenie, że Dan, którego poznała dzisiaj w sklepie to zupełnie inny facet. Przez moment nieśmiało się w niego wpatrywała, zatrzymując wzrok na jego oczach. Były ciemne i zaszklone. Dan płakał. Męskie łzy to nieczęsty widok. Melanie była zmieszana, jednak po chwili oprzytomniała. Szpital, babcia - pomyślała. Pewnie coś się stało.
- Co z babcią? - Spytała cicho. Nie chciała go zasmucać.
- Jest w ciężkim stanie. Lekarz powiedział, że może umrzeć w każdej chwili. Kiedy zobaczył moją reakcję, kazał mi iść do domu. Babcia potrzebuje teraz spokoju, a ja nie mogę się pozbierać. Przecież nie może zobaczyć mnie w takim stanie. - Wydusił z siebie, a jego oczy znów się zaszkliły.
- Spokojnie. Myśl pozytywnie. Nie możesz się teraz załamać, jesteś jej potrzebny.
Pomiędzy nimi nastała kilkusekundowa cisza, którą jednak szybko przerwała.
- Twoja bluza - podała mu.
- Wejdziesz? Akurat robię kawę. Tą, którą dzisiaj kupiłem - zaśmiał się słabo, a na jego zmęczonej twarzy pojawił się promyk radości.
- Pewnie. - Odpowiedziała bez ociągania. Liczyła, że uda jej się podnieść go na duchu.
Wnętrze mieszkania było ciepłe i przyjemne. Brązowe ściany i jasny dywan sprawiały, że było tu przytulnie. Przy niewielkim, drewnianym stole znajdowały się dwa krzesełka, a na cały pokój padały promienie zachodzącego słońca.
- Smakuje ci? - Zapytał.
- Rzadko piję kawę, ale ta jest wyjątkowa. Ma swoją historię, zaśmiała się, spoglądając na puszkę z kawą, którą dzisiaj razem kupili.
Mężczyzna rozchmurzył się. Melanie miała wrażenie, że zapomniał o swoich problemach. Ulżyło jej.
- Mogę skorzystać z toalety?
- Oczywiście. - Wskazał dłonią białe drzwi, znajdujące się tuż za starym fotelem.
Melanie zdjęła swoją bluzę i powiesiła ją na oparciu krzesła. Zdecydowanym krokiem zmierzała w kierunku toalety.
Dan odprowadził ją wzrokiem, zastanawiając się, dlaczego nigdy wcześniej nie spotkał takiej kobiety. Chociaż znał ją zaledwie kilka godzin, zdążył dostrzec, że miała w sobie cechy, które cenił. Radosna, ciepła i opiekuńcza. Ostatnio doskwierała mu samotność.
Z rozmyślań wyrwał go dzwonek telefonu, który był gdzieś w bluzie Melanie. Nie zamierzał odbierać, jednak ktoś uporczywie długo dzwonił. Potem telefon ucichł, ale nie na długo, bo już po chwili zadzwonił po raz drugi.
Dan wyjął go z kieszeni. Na wyświetlaczu widniał napis "Marc". Nie zastanawiając się dłużej, odebrał. Miał zamiar powiedzieć rozmówcy, żeby zadzwonił później, jednak ten, słysząc męski głos w słuchawce, od razu się rozłączył.
- Ktoś do ciebie dzwonił - opowiedział całą sytuację Melanie, która właśnie wróciła.
- Później do niego oddzwonię - odparła. Dan nie umiał zinterpretować jej nastawienia. Widział, że pewnie ma jakiś problem, bo wyglądała na przejętą, jednak stwierdził, że to nie jego sprawa. Nie lubił być nachalny.
- Skąd się tu przeprowadziłeś? - Spytała niespodziewanie.
- Mieszkałem niedaleko, na wsi. Z babcią. To właśnie ona trafiła do szpitala. Jest dla mnie najważniejszą osobą, jaką mam.
- A co z twoimi rodzicami? - Nie chciała być wścibska, ale to pytanie nasunęło jej się automatycznie.
- Zginęli w wypadku, gdy miałem pięć lat. W zasadzie ich nie pamiętam.
Melanie chciała powiedzieć coś innego, niż zwykłe "przykro mi", jednak "wiem, jak się czujesz"  było by kłamstwem. Mogła się tylko domyślać, jak czuje się ktoś , kto jest świadomy, że w każdej chwili może stracić jedyną, najbliższą osobę.
- Wydajesz mi się bardzo empatyczna. Widzę, że przeżywasz to razem ze mną. Dziękuję, że tak ci zależy, chociaż w zasadzie jestem dla ciebie obcy. - Uśmiechnął się i upił łyk kawy.
- Ja? - Spytała zaskoczona. - To ty mnie dzisiaj ratowałeś. Dwa razy. Czuję, że mam u ciebie dług.
- Wyprałaś mi bluzę. To ja mam u ciebie dług. - Zaczął się śmiać. Wyglądał już zupełnie inaczej, niż jak wtedy, kiedy otwierał drzwi.
- Niestety muszę już iść. Jak byś czegoś potrzebował to możesz szukać mnie pod dwójką - uśmiechnęła się promiennie, zbliżając się do drzwi.
- Dziękuję za poprawienie humoru. Fajnie mieć świadomość, że będziesz gdzieś tam na dole - również się uśmiechnął, a wokół jego oczu pojawiły się drobne zmarszczki. - Następnym razem zamiast iść do sklepu po mąkę, możesz pożyczyć ją ode mnie. Tak będzie bezpieczniej i obędzie się bez ofiar. - Powiedział i oboje wybuchnęli głośnym śmiechem.

Wzrok pełen pożądaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz