Noc u Dana

3.3K 163 14
                                    

   Dan otworzył drzwi przed Melanie i zaświecił światło w mieszkaniu. Starał się stworzyć pewien nastrój, zapalając tylko część świateł. Teraz w pokoju panował półmrok, który idealnie komponował się z brązowym kolorem ścian w ciepłym odcieniu.
   Melanie z początku trochę niepewnie przekroczyła próg, ale potem czuła się już całkiem swobodnie. Przecież była tu już kilka razy. Tylko, że nie miała jeszcze okazji, żeby tu spać. W pewnym momencie zrobiło jej się głupio. Może przesadza? Skoro jest tak blisko domu to dlaczego ma spać poza nim? Może tak naprawdę uroiła sobie tą całą traumę i odrazę do własnego mieszkania? Mimo wszystko na samą myśl o nim zrobiło jej się niedobrze. Przez chwilę miała ochotę zwymiotować, ale na szczęście nieprzyjemne uczucie szybko minęło.
   Spojrzała na Dana pytającym wzrokiem i czekała na jego reakcję. W końcu to jego mieszkanie, nie chciała się tu rządzić. Mężczyzna natomiast uśmiechnął się do niej najuprzejmiej, jak tylko umiał, a na jego twarzy można było dostrzec wyraźne ślady przemęczenia.
- Dlaczego mi się tak przeglądasz? - Spytał, a w jego głosie pobrzmiewał przyjemny ton.
- Jesteś zmęczony.
- Nie dziw się. Przez całą noc nie zmrużyłem oka. - Przyznał, a w jego oczach, które były teraz pozbawione blasku, pojawiła się troska.
- To przeze mnie, przepraszam. Nie wiedziałam, że Marc wtargnie do mojego mieszkania. - Było jej głupio. Czuła się, jakby wykorzystywała Dana, chociaż wcale tak nie było. Po prostu nie przywykła do przyjmowania od innych pomocy.
- Melanie, nic z tego co się wydarzyło nie jest twoją winą. Zrozum to i przestań się obwiniać, bo nie mogę na to patrzyć. Jesteś wtedy taka bezradna, że czuję potrzebę, żeby się tobą zaopiekować. Przepraszam, wiem, że to dziwnie brzmi. - Zmieszał się i zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiła się pionowa zmarszczka.
- Wiem, jesteś kochany. Cieszę się, że cię poznałam. W zasadzie od początku naszej znajomości ratujesz mnie z opresji - uśmiechnęła się, przypominając sobie, jak wpadła na niego w sklepie. - A tak zmieniając temat to gdzie twoja babcia? Bardzo ją polubiłam - przyznała.
- Wyjechała na dwa tygodnie do sanatorium. To jej dobrze zrobi. Dla niej to jak swoiste spa - zaśmiał się, uwydatniając delikatne zmarszczki wokół oczu.
   Potem poszedł do drugiego pokoju i przeniósł swoją kołdrę z łóżka na kanapę, która stała tuż obok nich. Potem sprawnie ubrał pościel dla Melanie pilnując, żeby poduszka była idealnie równo ułożona. Troszczył się o jej wygodę.
- Ja będę spał tutaj. Gdybyś czegoś potrzebowała w nocy to wiesz, gdzie mnie szukać - uśmiechnął się, ale wypowiedział te słowa bez żadnego podtekstu.
- Dziękuję za wszystko - odparła, nie wiedząc, co lepszego mogła w tej chwili powiedzieć. - Mogę skorzystać z łazienki?
- Oczywiście. Wiesz, gdzie jest. Zaraz dam ci ręcznik - dopowiedział pośpiesznie.
   Kiedy tylko wyszła z pokoju Dan usiadł na kanapie i podparł rękami głowę. Jego włosy były w nieładzie, jednak teraz nie dbał o to. Troszczył się, aby Melanie niczego nie brakowało, chociaż wiedział, że nie jest ona bardzo wymagająca. Był tak zmęczony, że marzył tylko o tym, aby móc się wreszcie położyć.
   Chwilę później Melanie wyszła z łazienki w samym ręczniku. A właśnie wytknęła samą głowę przez szparę od drzwi.
- Zupełnie zapomniałam o piżamie. Mógłbyś pójść do mojego mieszkania po cokolwiek, co nadawało by się do spania? - Jej wyraz twarzy pokazywał więcej niż tysiąc słów. Zawstydzona i zmieszana nie chciała już prosić Dana o nic więcej.
- Oczywiście. Drzwi są otwarte?
- Tak, nie zamykałam ich. - Choćby dlatego, że byłam nieprzytomna, pomyślała. Miała tylko nadzieję, że w tym czasie nikt nie buszował po jej mieszkaniu.
- W takim razie zaraz przyjdę.
   Okazało się, że mieszkanie Melanie było nienaruszone. Całe szczęście. Mężczyzna nie miał większych problemów ze znalezieniem piżamy. Leżała zwinięta na skraju łóżka. Już miał zamiar wychodzić, gdy dostrzegł skrawek papieru na klamce. To pewnie do Melanie i nie powinien tego czytać, ale i tak to zrobił w obawie, że Marc postanowił czymś jeszcze ją nastraszyć. Odwinął niedbale zwiniętą kartkę, a jego oczom ukazały się trzy zdania nabazgrane niechlujnym pismem:

   Spotkajmy się, a wszystko Ci wyjaśnię. Mam pewien problem, przez który stało się to wszystko. Przyjadę.
  
   Dan ledwie się powstrzymał, żeby nie zanieść kartki w przypływie złości. To musiał być Marc. Całe szczęście, że Melanie nie było akurat w mieszkaniu. Zastanawiał się czy pokazać to kobiecie. Nie chciał jej niepokoić, ale chyba powinna wiedzieć. Nie chciał się też wtrącać, ale wiedział, że musi jej pomóc. Zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku, a następnie udał się piętro wyżej.
   Schował kartkę w kieszeni, a piżamię podał przez szparę w drzwiach, które uchyliła. Chwilę później Melanie siedziała już obok niego na kanapie, wpatrując się w liścik, który jej podał. Nie była zachwycona, ale też jej to nie zdziwiło. Jedno było pewne, nie miała zamiaru spotykać się więcej z Markiem. Jeśli miał jakiś problem to była tylko i wyłącznie jego sprawa i kompletnie jej to nie interesowało. Obawiała się tylko, że przyjedzie bez zapowiedzi i będzie się dobijał do jej mieszkania, albo co gorsza, do mieszkania Dana, kiedy odkryje, że tam jest. Trudno, jakoś będzie - pomyślała.
   W czasie kiedy się nad tym wszystkim zastanawiała, Dan zdążył wziąć szybki prysznic. Śledziła go wzrokiem, przyglądając się jego wilgotnym, nieokrzesanym włosom które wycierał właśnie ręcznikiem. Z początku nie zauważył, że mu się przygląda, jednak po chwili ich spojrzenia się spotkały i oboje poczuli się trochę niezręcznie. Na szczęście mężczyzna przerwał chwilę ciszy trafnym komentarzem:
- Patrzysz na mnie tak, jakbyś chciała mnie zjeść. Może jesteś głodna? - Zaśmiał się.
   Melanie natomiast zganiła się w duchu za swoje zachowanie. Wcale nie zastanawiała się nad tym, co robi. To zapewne wyglądało idiotycznie.
- Nie, wciąż mam w głowie smak szpitalnego jedzenia. Skutecznie odebrało mi apetyt na resztę dnia. - Odparła szczerze.
- Nie smakował ci ten wodnity, bezpłciowy rosół? Chyba żartujesz - zaczął się z nią przekomarzać.
- Cóż, był lepszy niż sama bym zrobiła, więc chyba nie ma co narzekać. - Przyznała się do swoich tragicznych umiejętności kulinarnych.
- Musiałbym spróbować. Nie wierzę, że jest aż tak źle - spojrzał na nią kiwając głową z niedowierzaniem.
- Dobrze ci radzę, dla własnego dobra nie rób tego... Chyba już pójdę spać. - Odparła po chwili.
- Masz rację, ja też. Niech ten dzień już się skończy.
- Dobranoc - powiedziała, oddalając się od niego. Miała nieodpartą ochotę się do niego przytulić, ale stłumiła ją w sobie.
- Dobranoc. Śpij słodko, aniele.

Ten rozdział to taki spóźniony wigilijny prezent ode mne :) Wesołych świąt kochani <3

Wzrok pełen pożądaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz