Rozdział 27

4.1K 125 33
                                    

Leila

Musiałam się jakoś odstresować. Napisałam więc do mojej grupki znajomych.

Od: Leila
Hejo! Jakoś nudne to życie, co nie? Co wy na to, żebyśmy wszyacy poszli dziś do klubu? Albo wiebiemy się na jakąś domówkę!

Od: Jason
Jestem za! W sumie mam jutro trzy kartkówki, ale wyjścia do klubu nigdy nie odmawiam. O której?

Od: Hailey
Mi pewnie mama nie pozwoli, ale dobra. Jak to ty proponujesz, to wymknę się po cichu z domu.

Reszta osób, również się zgodziła.

Od: Leila
Dobra, to o 21 możecie zamawiać ubera i podjedźcie pod ten Lite chicago. Do zobaczenia, kocham waaas!

*
Resztę dnia, przesiedziałam w swoim pokoju. Miałam jedno wyjście do kuchni, bo Alice wydarła się na mnie, że mam zjeść ravioli. Nicholas przespał pół dnia, a gdy wstał i zszedł na dół, gadał jakby coś ćpał.

Siedziałam w bibliotece i czytałam jakąś pierwszą lepszą książkę, którą wzięłam z regału. Nie było tutaj okien, więc ciągle było tu ciemno. Zapaliłam sobie małą lampkę przy fotelu i wlepiłam wzrok w literki.
Gdy spojrzałam na godzinę, było już po dziewiętnastej. Włożyłam zakładkę pomiędzy kartki i odłożyłam powieść na stolik.

Długo stałam przed szafą, zastanawiając się, jaką wybrać sukienkę. Zdecydowałam się na
zwykłą bordową, opinającą ciało z długim rękawem. Ułożyłam włosy i zrobiłam dość mocny makijaż.
Na grupie pisali, że zamówili już ubery, a inni, że dopiero się szybkują. Ja byłam tą drugą. Łącznie będzie nas tam siedmiu. Ja, Hailey, Jason, Xander, Shane, Cassie i Ernest.

Zamówiłam ubera i szybko przemknęłam na dół. Chyba nikt mnie nie zauważył, więc luz.
Gdy podjechałam pod wyznaczony klub, przed nim stała już piątka moich znajomych. Nie było jeszcze tylko Cassie. Jak zawsze. Nie pamiętam dnia, kiedy ona się gdzieś nie spóźniła. Czekaliśmy na nią dziesięć minut, a gdy przyjechała, każdy wywrócił oczami. Od stania bolały mnie nogi i plecy. Gdy już miałam wchodzić do środka, mój telefon zawibrował.
Nieznany. Przyłożyłam telefon do ucha, marszcząc brwi.

-Halo? -odezwałam się.

-Widzę cię. -niski głos w słuchawce, sprawił, że przez moje ciało przebiegł dreszcz.

Momentalnie moje serce zaczęło bić szybciej.

-To żarty jakieś? -zapytałam z drżącym głosem.

-Chcesz, abym zabił cię teraz, czy jak będziesz pijana i nie będziesz już kontaktować...?

Obróciłam się dookoła, patrząc w każdy zakątek na tej ulicy.

-Zimno. -powiedział, gdy odróciłam się w lewo. -Cieplej.

Gdy stałam odwrócona tyłem do klubu, w komórce odezwał się znów, ten jebany przerażający głos.

-Gorąco.

Przyjrzałam się mocniej, drzewom w lesie. Czarna postać, z telefonem przy uchu i nożem w ręcę. Wpatrywała się wprost we mnie.

Zrobiłam kilka kroków do tyłu.

-Boisz się? -zapytał.

-Co jest kurwa? -szepnęłam.

-Jak zawsze niekulturalna. -prychnął.

Obraz mi się zamazywał przez łzy. Nigdzie nie widziałam moich znajomych. Rozłączyłam się i z drżącymi rękoma napisałam na grupkę.

Od: Leila
Coś mi wypadło, przepraszam, muszę iść. Miłej zabawy.

Schowałam telefon do torebki i zaczęłam iść w stronę, którą jechałam uberem.

Szłam szybko. Za mną również, kurwa, ktoś szedł. Był daleko, ale w każdej chwili mógł za mną biec. Ja biegać nie mogłam, ponieważ miałam buty na obcasie. Ciągle obracałam się za siebie, z nadzieją, że okaże się, że facet zniknął. Był ubrany cały na czarno, miał kaptur na głowie. Jego sylwetka była taka jak każdego mężczyzny. Napakowana i szeroka. Ręcę mi się spociły. Wytarłam je o sukienkę i wyciągnęłam telefon.

Do: Nicholas
Ktoś mnie śledzi. Pomóż kurwa, boje się.

Na odpowiedź czekałam zaledwie minutę. I o minutę za długo.

Od: Nicholas
Jak wygląda? Gdzie jesteś? Masz przy sobie coś do samoobrony? Nóż, pistolet, gaz pieprzowy? Cokolwiek.

Do: Nicholas
Mam nóż, ale on też ma nóż, a w szermierkę, kurwa, grać nie będziemy.

Obróciłam się za siebie. Facet ciągle za mną szedł, ale teraz bliżej.

Do: Nicholas
Kurwa mac jest bliżej, pomóż mi bo zaraz mnie uśmierci!

Od: Nicholas
Jestem w aucie, powiedz mi kurwa gdzie jesteś.

Rozejrzałam się po okolicy. Las, sklep, las, drzewo, śmietnik, ja, morderca, ławka, ciemna uliczka, las. Biblioteka!

Do: Nicholas
Jest tu taka biblioteka wiesz gdzie. Wszedzie lasy sa.

Od: Nicholas
Ja pierdole, bede za trzy minuty. Postaram sir byc za trzy. Jak bedzie jeszcze blizej, wyciągnij nóż. Ma blond włosy?

Do: Nicholas
Nie wiem, ma na glowie kaptur.

Potem nie dostawałam już odpowiedzi. Minęłam już bibliotekę i kilka sklepów. Mężczyzna był coraz bliżej. Dzieliło nas zaledwie pięć metrów. W oddali widziałam czarnego Mercedesa Nicholasa. Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam za siebie. Facet znów skrócił dystans, między nami. Moje serce biło jak pojebane, a ręcę sie trzęsły. Jego krok przyśpieszył. Wstrzymałam oddech. Obok mnie zatrzymało się auto bruneta. Szybko szarpnęłam za klamkę i wsiadłam obok niego. On za to wyszedł, z bronią w ręcę.
Oddał strzał. Jeden, drugi, trzeci... Mój niedoszły morderca upadł na ziemię, a Nick podszedł do niego i sprawdził tętno. Oddał ostatni strzał, w serce, aby mieć pewność, że teraz zdechnie.
Wsiadł spowrotem do auta i spojrzał się na mnie.
Z oczu spływały mi łzy, a ciało się trzęsło.
Przysunęłam się do Nicholasa i wtuliłam w jego ciało.

-Dziękuję. -szepnęłam z zachrypniętym głosem.

-Co ty, kurwa, tu robiłaś? -zapytał, obejmując mnie jedną ręką.

-Do klubu przyszłam... Ze znajomymi. -pociągnęłam nosem.

-Co dalej?

-Nagle ktoś do mnie zadzwonił. Zapytał, czy ma mnie zabić teraz czy jak będę pijana. Stał w lesie naprzeciwko mnie. Przez całą drogę, jak szłam przez całą drogę, on szedł za mną.

Czułam jak jego serce szybko bije.

-Jedźmy do domu, proszę. -szepnęłam.

Pokiwał głową i odpalił auto.

Odsunęłam się od niego, czując pustkę. Nadal chciałam być do kogoś wtulona. Do niego. Przy nim czułam się bezpiecznie. On był moim bezpieczeństwem. Znaczy, nadal go nienawidziłam, ale z drugiej strony go jednak kocham. Nie, nie kocham go. Albo może... Kocham? Nie wiem, kurwa! Mam mieszane uczucia.

-Kto to był? -zapytałam, patrząc na ciało.

-Justin. Wspólnik mojego ojca. -odpowiedział.

-Co z jego ciałem? -zerknęłam na niego.

Wzruszył ramionami i dodał:

-Wybierz w moim telefonie numer go Graysona i włącz na głośnik.

Skinęłam głową i chwyciłam za jego komórkę, leżącą z tyłu auta.

-Jaki masz kod? -spytałam, stukając paznokciem w ekran.

-Trzynasty luty dwutysięczny siódmy.

Jego kąciki ust prawie niewidocznie się uniosły, a moje oczy się rozszerzyły. Miał moją datę urodzenia, jako kod do telefonu? No, no... Nicholas Walker, jednak potrafi być słodki. Lub słodkim pieskiem, ale to pomińmy.

Wpisałam hasło, uśmiechając się pod nosem. Wybrałam numer, podpisany jako Grayson i dałam na głośnik. Z tego co zapamiętałam, ten chłopak mówił, że już jedzie, ale dalej nie wiem bo przysnęłam.

MafiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz