rozdział 9

8.1K 209 34
                                    

Nicholas

Nagle zadzwonił do mnie telefon. Gdy zobaczyłem na ekranie imię „Juliette", wiedziałem co to oznacza. Odszedłem do kuchni, aby Lily nic nie słyszała. Oparłem się o blat i przyłożyłem komórkę do ucha.

-Tak, Juliette? -odezwałem się.

-Jest taki jeden facet. Polecisz jutro rano do Afganistanu i wiesz co z nim zrobisz. Ukrywa się gdzieś w Kabulu. Wysoki, siwy, z brodą, w okularach. Chodzi jeszcze z laską. Wyślę ci bilet na samolot. Nikomu ani słowa, jedynie Davisowi i Lucasowi. Nie gadaj nawet tym, którzy wiedzą kim jesteś. Jak piśniesz chociażby jedno, zdychasz. Lecisz tam na miesiąc, aby nikt nic nie podejrzewał. Bo jak wyjedziesz za szybko, będzie to trochę dziwne, żegnaj. -wytłumaczyła.

Rozłączyła się, nie dając mi dojść do słowa. Westchnąłem i przetarłem twarz dłonią.

Zauważyłem kątem oka, jak Lily idzie w stronę drzwi wyjściowych.

-Ej, gdzie idziesz? -spojrzałem na nią.

-Co? -zmarszczyła brwi.

-Gdzie idziesz? -zapytałem ponownie.

-Do dupy. -odpowiedziała.

(MOŻECIE ZNAC TEGO MEMA Z SOCIAL MEDIOW XDDDD kto zna? -autorka.)

Złapałem ją za ramię i odwróciłem w swoją stronę. Uniosłem brew, pytająco.

-Jezu, do sklepu. -wywróciła oczmyma.

-Po co?

-Po farbę do włosów. -odpowiedziała, przedrzeźniającym tonem.

-Przecież ładne masz włosy. -zmrużyłem oczy.

-Ale chcę czarne. -wzruszyła ramionami.

Puściłem ją i spowrotem odwróciłem w stronę drzwi, lekko popychając.

-Weź kurwa. Ja cię zaraz popchnę to spierdolisz się z okna. -warknęła.

Uśmiechnąłem się chytrze i poczochrałem jej bordowe włoski. Ułożyła je spowrotem i trzasnęła drzwiami. Przeciągnąłem pod nosem przekleństwo. Ruszyłem na górę, do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi i zacząłem pakować swoje rzeczy. Dostałem e-maila od Juliette, z kupionym już biletem. Po spakowaniu wszystkich ciuchów i potrzebnych rzeczy, usłyszałem ciche i lekkie kroki, które pewnie należały do, Lily. Schowałem walizkę do ogromnej szafy, aby nikt jej nie widział i spojrzałem na dziewczynę, otwierającą drzwi do pokoju. Trzymała w ręcę czarną i kolejną czerwoną farbę. Podszedłem do niej, kolejny raz w tym tygodniu ją strasząc. Krzyknęła i złapała się za serce. Produkty wypadły jej z rąk, a ona przymknęła powieki.

-Czy ciebie do reszty, kurwa pogięło? -zapytała przez zęby.

-Strachliwa jesteś. -skomentowałem.

-Non stop, idioto, mnie straszysz. Bawi cię to jakoś, czy o chuj ci w tym chodzi? -spojrzała na mnie z wkurwioną miną.

-No, jak tak krzyczysz, to tak. Bawi mnie to. -pokiwałem głową.

Dziewczyna wywróciła oczami i wyciągnęła z szafy jakąś pobrudząną od farby, bluzkę. Chyba wreszcie się rozpakowała. Zniknęła za drzwiami łazienki, a wyszła dopiero po siedmiu minutach, z ręcznikiem na głowie i ujebanym czołem, policzkiem, rękoma i nosem.

-Trochę... Czarna jesteś. -zamrugałem.

-Co ty nie powiesz. -wyrzuciła ręcę w powietrze.

Zaśmiałem się.

Dziewczyna usiadła przy swojej toaletce i wyciągnęła waciki. Namoczyła go jakimś gównem i zaczęła zmywać czarne ślady po farbie. Spojrzała na godzinę w telefonie i ruszyła spowrotem do łazienki. Siedziałem na jej krześle przy biurku i tylko ją obserwowałem. To jest ostatni dzień, kiedy się widzimy. Następny, będzie dopiero za miesiąc.
Wyszła po dziesięciu minutach, z toalety z mokrymi, czarnymi włosami i kilkoma zawiniętymi pasmami włosów w folię aluminiową.

-Czarne włosy i czerwone pasemka, mam rozumieć? -zapytałem.

Pokiwała głową i wyrzuciła opakowania do kosza.

-Checesz może czarne włosy? -spojrzała na mnie.

Trzymała w ręcę resztkę czarnej farby.

Pokręciłem głową.

Wzruszyła ramionami i wywaliła do śmietnika wspomnianą już, resztkę farby. Usiadła spowrotem przy toaletce i wyciągnęła z szafki prawdopodobnie suszarkę. Nie używam, więc nie wiem jak to wygląda. Ale to było chyba to.
Chuj wie. ZNOWU wstała i poszła do łazienki. Tym razem miała na sobie spowrotem swoją bluzkę, tą niebrudną. Zaczęła suszyć włosy, ale na stojąco i głowę miała na dół. Gdy wysuszyła kłaki, rozczesała je i odwróciła się do mnie.

-Ładnie tak czy lepiej w bordowych? -spytała.

-W obydwóch ślicznie, ale chyba w bordowych lepiej. Ale w takich też cudnie. -pochwaliłem.

Uśmiechnęła się, pokazując swoje perliste zęby. Westchnąłem i spojrzałem głębiej w jej niebieskie tęczówki.

-Muszę ci coś powiedzieć. -oznajmiłem w końcu.

-Już się boję. -mruknęła.

-Wyjeżdżam na miesiąc. -zagryzłem środek policzka.

-Co? -zamrugała kilka razy.

-Jutro rano. Na miesiąc.

-Gdzie? Czemu? Po co?

-Nieważne. Po prostu wyjeżdżam. Nie mogę powiedzieć ci nic więcej, przepraszam.

I wyszedłem. Zostawiłem ją w pokoju, stojącą z lekko otwartymi ustami, zmarszczonymi brwiami i łzami w oczach. Byłem wkurwiony. Gdyby odmówił wtedy Juliette, nie darowała by mi tego. Jej nie można odmawiać. Ona mogłaby skrzywdzić nawet swoją rodzinę, gdyby musiała. Została tak wychowana przez Aleksa. Wyciągnąłem z kieszeni telefon. Chcę tylko spróbować. Wybrałem numer do Juliet.

-Juliet? -odezwałem się.

-Coś ważnego? -zapytała chłodno.

-Czy nie mógłby ktoś inny, wykonać tego zadania? -spróbowałem.

-Nie, nie pytaj mnie o takie rzeczy. Nigdy. Aż dziwię się, że miałeś odwagę.

-Dobrze, przepraszam.

Rozłączyłem się i zauważyłem za sobą, Lucas'a.

-To była Juliette? -zapytał.

Skinąłem głową.

-Kiedy jedziesz? -kolejne pytanie.

-Jutro rano. -odpowiedziałem.

Pokiwał głową i poklepał mnie po plecach.

-Na ile?

-Miesiąc. -westchnąłem.

-mi tam dawała zazwyczaj tydzień.

-Ale na mnie się uwzięła. Głupia suka. Zawsze daje mi albo dwa tygodnie albo trzy.

-Zaopiekuję się twoją laską. -mrugnął do mnie.

Spojrzałem na niego z mordem w oczach. Podniósł ręcę w obronnym geście i się zaśmiał.

*****
Nooo dzis taki krotszy rozdzial sorki. Nastepny bedzie dluzszy przysiegam!

(nie sprawdzony)

Пока-пока❤️💋

MafiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz