2010
Styczeń
- Naprawdę musimy tam iść? – Jęknął jak dziecko, które nie miało ochoty iść do szkoły. Choć zadał to pytanie głośno, doskonale wiedział jaką otrzyma odpowiedź, dlatego niechętnie zbliżył się do Hailie by ta pomogła mu zawiązać muszkę na jego szyi.
- Oczywiście, że musimy iść. To przyjęcie na twoją cześć, nie możesz się nie pojawić.
- Nie jest na moją cześć – zaparł się szybko. Widział, jak jego ukochana przewróciła jedynie oczami, ale nie poddawała się w ich rozmowie.
- Przyjęcie zorganizowane jest z okazji pierwszego przedstawienia teatru Variete, które było transmitowane w telewizji. Wiesz, kto grał główną rolę w tym przedstawieniu? I z uwagi na kogo było ono transmitowane? – Na chwilę zamilkła, jakby naprawdę zastanawiała się nad odpowiedzią – tak się składa, że ty, dlatego z uśmiechem na ustach pójdziesz na to przyjęcie.
- Nie będę się uśmiechać. – Stwierdził szybko.
- Warto było spróbować – kobieta wzruszyła ramionami, po czym zbliżyła się do lustra, by zapiąć kolczyki. Christian miał chwilę by zobaczyć jak pięknie jego ukochana właśnie się prezentowała. Czerwona, długa suknia, którą wybrała na ten wieczór, idealnie podkreślała jej figurę, a czerwona szminka przyciągała uwagę. Prezentowała się pięknie. Tak cholernie idealnie. Gdyby Christian mógł podziwiałby ja całymi dniami i nocami. Zrezygnowałby ze wszystkiego innego, byleby móc na nią patrzeć. Nie chciał niczego innego. Nie potrzebował niczego innego.
W tym samym momencie w jego głowie pojawił się pomysł. Szybkim krokiem zbliżył się do gramofonu, nałożył płytę, ustawił igłę, a pierwsze dźwięki spokojnej jazzowej melodii rozniosły się po ich sypialni.
Ich, gdyż Hailie zgodziła się na propozycję Christiana i wprowadziła się do jego mieszkania po czterech latach związku. Choć mieszkanie to było ciasne i niezbyt przytulne, żyło im się tu naprawdę dobrze. Poza tym oboje doskonale wiedzieli, że jest to tylko przystanek w ich życiu. Christian był topowym aktorem. Codziennie dostawał propozycję gry w nowych przedstawieniach, a nawet i produkcjach filmowych. Zarabiał naprawdę dużo. Na tyle dużo, że Hailie mogła skupić się na otwarciu własnej kawiarni, a jeśli wszystko dobrze pójdzie, niedługo będą mogli już zamienić małe mieszkanie na piękny dom. A tak się składało, ze Christian już jeden posiadał. I całkowitym przypadkiem wynajął już ekipę budowlaną do jego remontu.
Widział uśmiech na twarzy kobiety, gdy muzyka dobiegła jej uszu.
- Przyznaj, że chcesz iść na to przyjęcie tylko po to, żeby potańczyć – mruknął wprost do jej ucha, obejmując ją przy tym od tyłu.
- Tu mnie masz. Mam straszną ochotę tańczyć. – Odpowiedziała. Christian doskonale wiedział, jak Hailie kochała tańczyć, choć oboje mieli zdecydowanie zbyt mało okazji by to robić.
Właśnie postanowił to zmienić.
Nie wahał się, gdy położył swoje dłonie na jej talii, a jej ręce owinął wokół swojej szyi. Kobieta przez chwilę patrzyła na niego z konsternacją w oczach, jednak szybko pojawiła się w nich radość.
Zgodnie, niemal jakby byli jednym organizmem, zaczęli tańczyć w rytm spokojnej muzyki. Moment ten był tylko ich. Nikt ich nie obserwował. Nikt nie wymagał uśmiechu na ich ustach. Wszystko było tak naturalne. Tak piękne. Tak intymne.
Christian zamarzył by od dziś tańczyć ze swoją ukochaną już każdego dnia, do końca ich życia.
- Spóźnimy się, jeśli zaraz nie wyjdziemy – mruknęła, ale mężczyzna szybko uciszył ją pocałunkiem.
- To przyjęcie na moją cześć, beze mnie nie zaczną – Hailie zachichotała w reakcji na jego słowa. Kochał jej śmiech. Kochał ją całą.
W tym momencie podjął decyzję. Skarcił się przy okazji w myślach, za to, że podjął ją dopiero teraz.
- Zamknij oczy – szepnął, zahaczając ustami o płatek jej ucha.
- Christianie, taksówka już czeka....
- Zamknij oczy – nakazał ponownie, a Hailie wykonała jego polecenie. Choć wyglądała na zestresowaną faktem, że spóźnią się na przyjęcie, uśmiech błądził po jej ustach, a ona sama miała dość spory problem by go ukryć.
Christian rozłączył ich ciała, po czym podszedł do szuflady komody.
Gdy otworzył małe, czarne pudełeczko, złoty pierścionek z błękitnym kryształem zabłyszczał.
Kupił go po miesiącu ich znajomości. Już wtedy był gotów się oświadczyć. Hailie jednak zawsze powtarzała, że dla niej małżeństwo niczego nie zmienia i wcale nie potrzebuje go do szczęścia. Kochali się nawzajem, a przecież to było najważniejsze. Małżeństwo nie miało zmienić niczego, poza faktem, że kobieta zmieniła by nazwisko. Choć i tak przecież wszyscy nazywali ją już Panią Hampton.
Ostatnio jednak sam Christian zdał sobie sprawę, że chce ślubu. Chce nazywać Hailie swoją żoną. Chce widzieć obrączkę na jej palcu. I nawet, jeśli było to staromodne, nie wahał się gdy upadał na jedno kolano z wyciągniętym pierścionkiem.
- Otwórz – polecił, a Hailie szybko rozchyliła powieki. Najpierw zabłyszczało w nich zaskoczenie. Trwało ono tylko ułamek sekundy. Zbyt szybko zastąpiła je radość. Radość w najczystszej postaci.
- Zostaniesz moją żoną? – Zapytał jak wypadało. Przez chwilę zawahał się nad tym czy wybrał odpowiedni moment. W końcu powinien zaplanować coś specjalnego na tą okazję, prawda? Wynająć salę w restauracji albo mieć chociaż kwiaty. Jaka kobieta byłaby zadowolona, gdyby ktoś oświadczył jej się w sypialni, w małym, zwyczajnym mieszkaniu?
Łza, która potoczyła się po policzku kobiety, sprowadziła go na ziemię. Wiedział, że jest to łza szczęścia. Znał Hailie tak dobrze, że umiał rozszyfrować każdą jej rekcję. Wybrał idealny moment. Byli tylko oni. Tylko zdarta płyta i muzyka płynąca z gramofonu była ich świadkami. To im jednak wystarczyło. Było idealnie.
- Tak. Tak, tak, tak – powtarzała Hailie szybko, po czym sama uklękła przed Christianem i złożyła na jego ustach pocałunek.
Uśmiech nie schodził mu z twarzy, kiedy nasuwał pierścionek na jej palec. Pasował idealnie. Jakby od zawsze było tam jego miejsce.
- Kocham cię Hailie. Kocham cię jak nic innego na świecie. I niczego poza tobą nie pragnę. Jesteś wszystkim. Jesteś moim wszystkim. – Ktoś mógłby powiedzieć, że było to wyolbrzymienie, wywołane ekscytacją. Ten ktoś by się mylił. Christian dokładnie tak czuł. Hailie była jego wszystkim. Była jego miłością. Jego domem. Jego schronieniem, pocieszeniem, radością, sensem życia, wsparciem i najlepszym towarzyszem życia.
Hailie była jego wszystkim i wcale nie wstydził się tego przyznać.
Tego wieczora nie dotarli na przyjęcie. Ono się nie liczyło. Nie liczyło się nic poza nimi. Nic poza ich miłością. Niczym z bajki. Niczym z przedstawienia. Niczym wyciągniętą z dzieła Shekspira. Byli jak Romeo i Julia. Oni jednak planowali szczęśliwe zakończenie.

CZYTASZ
Ostatni Akt
RomanceRomeo zakochał się w Julii od pierwszego wejrzenia. Christian doznał tego samego ze swoją własną Julią. Kochankowie z Werony zginęli nie mogąc żyć bez siebie nawzajem. Christian był zbyt słaby, by opuścić ten świat. Przynajmniej fizycznie. Jego dus...