Christian odwołał dwa dni prób. Christian. Odwołał. Dwa. Dni. Prób. Zrobił coś, czego nie zrobił nigdy w całym swoim życiu. Hampton jeszcze nigdy nie opuścił żadnej próby. Pojawiał się na każdej, nawet jeśli omijał przez to urodziny rodziców, był chory czy działo się cokolwiek innego. Próby były dla niego świętością.
A mimo to odwołał dwie próby.
Musiał jednak to zrobić, po tym jak po powrocie z komisariatu nie był w stanie ustać na nogach. Kiedy tylko przekroczył próg domu, padł na kolana, a łzy same ciekły z jego oczu. Ból znów wrócił. Tym razem silniejszy niż kiedykolwiek. Tym razem, tak mocny, że Christian miał wrażenie, że sobie z nim nie poradzi.
W dwa dni zdążył wypalić cały zapas papierosów jaki miał w domu i wypić każdą butelkę wina. Wypił nawet to, które kiedyś dała mu matka – takie, które robiła z własnych winogron, które miała w ogrodzie. Było paskudne, ale dla Christiana nie miało to najmniejszego znaczenia. Ostatnią w końcu rzeczą, którą przejmował się podczas picia był smak.
Pewnie gdyby nie fakt, że wszystkie zapasy w domu już mu się skończyły, odwołałby jeszcze więcej prób. W czwartkowy poranek uznał jednak, że nadeszła pora wrócić do życia. W końcu jednym z głównych celów psychopaty, który podrzucał mu zdjęcia, musiało być zniszczenie jego przedstawienia, a na to Christian nie miał zamiaru pozwolić. Nie ważne jak wiele cierpienia miało mu to przynieść – przedstawienie się odbędzie, nawet jeśli ma to być ostatnia rzecz, jaką ten w życiu zrobi.
Nic innego się nie liczyło.
Dla przewietrzenia umysłu, postanowił udać się do teatru na piechotę. Miał nadzieje, ze świeże powietrze doda mu trochę życia, jednak spacer nie przyniósł nic dobrego – Christian był jeszcze bardziej wkurwiony niż wychodząc z domu po tym jak jakiś rowerzysta prawie w niego wjechał. Oczywiście, że Hampton zdążył również wdać się z nim w mało przyjazną dyskusję.
Gdy tylko wszedł do teatru, od razu odrzucił swoją aktówkę na krzesło, zrzucił z siebie płaszcz, przy okazji wyciągając z niego papierosa. Na szczęście Zachary i Julia czekali już na niego na scenie, więc nie musiał denerwować się przez ich spóźnialstwo.
- Zaczynamy od aktu drugiego, sceny trzeciej – zarządził ostro, zapalając papierosa.
- Wszystko w porządku? – Spytał nieśmiało Zachary. Nie była to jednak jego rola. Były to słowa skierowane do Christiana, który od razu rzucił mu poirytowane spojrzenie. Chciał skupić się na pracy. Nic innego nie mogło zajmować teraz jego myśli.
- Powiedziałem, że zaczynamy od aktu drugiego, sceny trzeciej – powtórzył chłodno, zbywając jego pytanie.
- Twoja marynarka jest na lewej stronie – znów odezwał się Zachary, a Christian spojrzał na swoje ubranie. Faktycznie, czarna marynarka, którą ubrał na tego samego koloru czarny golf, założona była na drugą stronę, tak, że wszystkie szwy i metki były widoczne. Warknął więc pod nosem ciche przekleństwo, przytrzymał papierosa w ustach, po czym poprawił ubranie, tak by leżało ono na nim tak jak powinno. Normalnie nigdy nie dopuściłby do czegoś takiego – Christian zawsze dbał o swój elegancki wygląd. Dziś rano nie potrafił się jednak na niczym skupić, pewnie dlatego też przegapił coś tak oczywistego. Znów wróciły więc do niego myśli, że powinien był zostać dziś w domu.
- Akt drugi. Scena trzecia. – Nie zamierzał powtarzać po raz kolejny. Na szczęście Julia i Zachary musieli to wychwycić, dlatego też nie powiedzieli już nic niezwiązanego z przedstawieniem. Zamiast tego skupili się na swoich rolach.
Christian nie mógł nazwać tego dobrą próbą. I to nie ze względu na aktorów. Nie mógł nazwać tego dobrą próbą ze względu na siebie samego. Był żałosny. Nie wniósł kompletnie nic. Nawet nie słuchał słów wypowiadanych przez swoich aktorów. Nie zwracał uwagi na ich ruchy. Po prostu tępo wpatrywał się w to co się działo, a tak naprawdę jego myśli, błądziły w całkowicie innym miejscu.
CZYTASZ
Ostatni Akt
RomanceRomeo zakochał się w Julii od pierwszego wejrzenia. Christian doznał tego samego ze swoją własną Julią. Kochankowie z Werony zginęli nie mogąc żyć bez siebie nawzajem. Christian był zbyt słaby, by opuścić ten świat. Przynajmniej fizycznie. Jego dus...