Scena pierwsza

5 0 0
                                    

23 grudnia 2010

Mężczyzna opadł w fotelu z butelką alkoholu w dłoni. Nie wiedział co pił. Alkohol już dawno stracił dla niego smak. Był jednak doskonałym towarzyszem samotnych wieczorów. Szczególnie grudniowych wieczorów.

Christian znów nie zrobił dziś kompletnie nic.

Kiedy rano otworzył oczy przez dobre pół godziny tępo wpatrywał się w biały sufit. Choć przez dym papierosowy kolor ten zaczynał żółknąć. Hailie by się to nie spodobało.

W końcu podniósł się z łóżka, założył czarne spodnie i tego samego koloru golf, szczelnie owinął się płaszczem i szalikiem po czym wyszedł na zewnątrz. Poszedłby piechotą, jednak istniało ryzyko, że ktoś by go zaczepił, a ten nie miał najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać. Dlatego też wsiadł do swojego czarnego samochodu i pojechał w odpowiednie miejsce. Drogę znał na pamięć. Trafiłby tu nawet w całkowitej ciemności, z zamkniętymi oczami.

Zaparkował samochód po czym ruszył w stronę wejścia. Żelazna brama była coraz bardziej zardzewiała, jednak wydawało się, że nikt nie zwracał na to uwagi. Jego krok był pewny i słaby jednocześnie. Miał wrażenie, że nogi się pod nim uginają. Czuł jak upada, choć przecież nic takiego się nie działo.

Kiedy stanął przed ciemną płytą nie poczuł niczego. Niczego nowego. Niczego poza tym co czuł nieustannie od roku. Żal, smutek, ból, gniew, cierpienie, złość i wiele innych żyło w nim bez przerwy. Czuł się jakby był ofiarą tych emocji. Jakby były one pasożytami, które powoli wysysają z niego życie. Nie pamiętał już tego co ludzie nazywali szczęściem czy radością. Te rzeczy czuł tylko z nią.

Ktoś inny na jego miejscu mógłby stać przed grobem ukochanej godzinami. Może nawet powiedziałby jakaś przemowę? Mówił jaki to świat jest okropny bez tej osoby na świecie? Jednak Christian nie miał zamiaru nic mówić. Nigdy niczego nie mówił. Jego wizyty na cmentarzu nie trwały dłużej niż trzydzieści sekund. Zawsze wyglądało to tak samo. Przechodził przez żelazną bramę, szedł do nagrobka, kładł świeże kwiaty, które kupił po drodze – białe hortensje, przez kilka sekund wpatrywał się w litery w kamieniu, brał głęboki oddech, po czym wracał do samochodu.

Dziś było inaczej. A przynajmniej inny był powrót do samochodu. Mężczyzna na chwilę zatrzymał się przy słupie z różnego rodzaju reklamami czy ogłoszeniami. Niektóre mówiły o nadchodzących imprezach czy koncertach, inne o nadchodzących wyborach. Tylko jedna z nich przyciągnęła jego szczególną uwagę. Ta z logiem teatru Varitete, który kiedyś był jego domem. Teatralna maska, której pół twarzy była uśmiechnięta a druga smutna wyglądała niemal jakby z niego drwiła. Nie widział tego loga od ponad roku. Kiedy wtedy wychodził za karetką wciąż ubrany w swój sceniczny strój, nigdy więcej tam nie wrócił. Co więcej wydawało mu się, że teatr został zamknięty i już nigdy nie zostanie otwarty. Kto chciałby iść do nawiedzonego teatru, jak mówiły o nim miejscowe plotki? Teatru w którym według nich miał straszyć duch jego ukochanej.

Jak się okazało teatr został kupiony, a nowy właściciel ogłaszał właśnie jego ponowne otwarcie. Na plakacie nie było podanej daty żadnej nadchodzącej premiery. Nie było nawet nazwiska nowego właściciela. Nie było niczego poza tą cholerą maską i krótkim napisem ogłaszającym nadchodzące ponowne otwarcie.

Christian działał automatycznie gdy wyciągnął rękę w stronę plakatu. Szybko go zerwał po czym podarł na małe kawałeczki przy pobliskim koszu. Kiedyś nawet sam planował kupić to miejsce, jednak okazało się być za drogie nawet jak na niego. Nie żeby chciał znów w nim grać. Nienawidził tego miejsca. Najchętniej by je spalił. Nie mniej jednak chciał je kupić, wiedząc, że to właśnie tam Hailie wydała swoje ostatnie tchnienie.

Ostatni AktOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz