2005 rok
Julia
Dziewczyna nie przepadała za pracą w kawiarni. Miała jednak do wyboru to, lub pracę w fabryce zapałek i zapalniczek, w której pracował również jej ojciec, więc przy tym pierwsza z opcji wydawała się zdecydowanie bardziej kusząca. Poza tym potrzebowała pieniędzy. Inne nastolatki zapewne wydałyby ją na nowe ubrania, kosmetyki czy wyjście z koleżankami na imprezę. Julia potrzebowała pieniędzy, by móc chodzić do teatru tak często jak było to możliwe.
Kochała teatr. Kochała oglądać jak aktorzy przybierają różne role. Jak wszystkie ich emocje przekazywane są widowni, która z zachwytem podziwia ich spektakl. Kiedy była w teatrze sama czuła się jakby żyła życiem kogoś innego. A to zawsze było lepsze niż życie własnym życiem, którego dziewczyna coraz bardziej nie lubiła.
Nie żeby było ono szczególnie złe. Jej rodzinie nigdy nie brakowało pieniędzy, więc nie musiała chodzić głodna czy w za małych ubraniach. Kiedy była młodsza rodzice poświęcali jej mnóstwo swojego czasu. Była ich kochaną córeczką. Do momentu w którym w ich rodzinie nie pojawiło się kolejne urocze dziecko. Jak przez mgłę pamiętała moment, w którym rodzice przyprowadzili do domu Felixa. Chłopiec był od niej dwa lata starszy, więc dziesięcioletnia wtedy Julia na początku się go bała. Szybko przekonała się jednak, że Felix jest najmilszym chłopcem, jakiego poznała. Lubiła się z nim bawić. Lubiła z nim rozmawiać. Lubiła, kiedy byli sami. Nie lubiła natomiast wrażenia, że jej rodzice wolą nowego syna od niej. Nie poświęcali jej już tyle czasu. Teraz to Felix był ich oczkiem w głowie. Najlepszy uczeń w klasie. Zawsze grzeczny. Nauczyciele go kochali. Największa duma państwa Thompson. Nikt jednak nie zwracał uwagi na Julię, która również była najlepsza w swojej klasie. Dla nauczycieli była niewidzialna. Choć od czasu do czasu rodzice ją chwalili, zdecydowanie chętniej wytykali każdy jej błąd. Wtedy mała Julia zaczęła się buntować. Miała nadzieję, że to przyniesie jej upragnioną uwagę. Nic bardziej mylnego. Jej zachowanie sprawiło tylko, że i tak rzadkie pochwały rodziców zniknęły już całkowicie. Była przezroczysta. Felix całkowicie ją przyćmił. Nie miała mu tego za złe. Wiedziała, że on sam nie robi tego specjalnie. Dlatego kiedy byli sami wciąż lubiła spędzać z nim czas. Nie lubiła natomiast spędzać go całą rodziną. Czuła się wtedy jak wyrzutek. Jakby tak naprawdę nikt jej nie chciał gdyż zaburzała jedynie piękny obrazek idealnej rodziny Thompsonów.
Teatr był więc też dla niej ucieczką. A żeby do niego uciekać potrzebowała pieniędzy, których ojciec nie chciał jej dawać, gdyż on sam traktował teatr jak całkowitą głupotę.
Codziennie po szkole przychodziła więc do kawiarni licząc, że tak szybko jak dostanie wypłatę, będzie mogła biec do ukochanego teatru Variete.
Na dzisiejszej zmianie pracowała wraz z Hailie. Dziewczyna była od niej trzy lata starsza i pracowała w kawiarni dopiero kilka miesięcy. Julia nie mogła ukrywać, że jej koleżanka była naprawdę śliczna. Jej blond włosy zawsze idealnie układały się na jej ramionach, wobec czego jej długie, niemal do pasa równie jasne włosy wyglądały na wiecznie poplątane. Czekoladowe oczy Hailie wyglądały na zawsze radosne i błyszczące. Brąz tęczówek Julii był nudny i pospolity. Julia nie raz była świadkiem gdy klienci próbowali zaprosić Hailie na kawę. Ta uśmiechała się zawsze, dziękowała za propozycję, jednak grzecznie dziękowała. Kiedyś Julia zapytała ją nawet dlaczego nigdy nie przyjęła zaproszenia. Wtedy dziewczyna odpowiadała jej, że czeka na tego jedynego. Żaden z tych, który ją gdzieś zaprosił jeszcze nim nie był. Thompson śmiała się z tej odpowiedzi. W końcu jak można było wyczuć, że ktoś jest tym jedynym? Żeby odnaleźć prawdziwe szczęście trzeba było być cierpliwym, prawda? A może miłość od pierwszego wejrzenia naprawdę istniała, tyle, że Julia sama nie znalazła jeszcze tego jedynego?
CZYTASZ
Ostatni Akt
RomanceRomeo zakochał się w Julii od pierwszego wejrzenia. Christian doznał tego samego ze swoją własną Julią. Kochankowie z Werony zginęli nie mogąc żyć bez siebie nawzajem. Christian był zbyt słaby, by opuścić ten świat. Przynajmniej fizycznie. Jego dus...