2010
Grudzień
- Doskonale wiesz, że nie pokaże ci sukni. To przynosi pecha – odpowiedziała z pełnym przekonaniem Hailie, gdy Christian po raz kolejny chciał zobaczyć jej suknię ślubną, którą kobieta wybrała kilka dni temu. Do ich wesela zostało już niecałe pół roku. Już niedługo Christian będzie mógł nazwać Hailie swoją żoną. Będzie mógł założyć pierścionek na jej palec. A potem zabrać na miesiąc miodowy do Francji, o czym kobieta zawsze marzyła.
- Nie wierzę w te wszystkie przesądy. – Mruknął, niezadowolony, że jego próba po raz kolejny się nie udała.
- Ale ja wierzę. A teraz lepiej zakładaj koszulę. Za chwilę musisz być w teatrze. To ostanie przedstawienie w tym roku.
- Nie zaczną bez Romea – stwierdził, a pewny siebie uśmiech pojawił się na jego twarzy. Cieszył się na dzisiejsze przedstawienie. Od zawsze chciał zagrać w Romeo i Julii. Choć był to przecież klasyk i każdy znał tą historię, było w niej coś magicznego. Nie wiedział czy to przez to, że żyjąc z Hailie sam czuł się jak Romeo, czy przez to, że od lubił czytać twórczość Szekspira, ale naprawdę był podekscytowany.
Posłusznie ubrał więc koszulę, uczesał włosy po czym pocałował narzeczoną na pożegnanie.
Mieli zobaczyć się dopiero po przedstawieniu, choć Hailie miała pojawić się na widowni. Pojawiała się zawsze.
Nikt nie wiedział, że tym razem pojawi się po raz ostatni.
*
Christian nie pamiętał momentu, w którym usłyszał strzał. Nie pamiętał momentu w którym zobaczył ludzi gromadzących się wokół Hailie. Nie pamiętał karetki, tego gdy rozmawiał z policją czy tego jak po raz ostatni patrzył na ukochaną.
Nie pamiętał niczego.
Nic nie miało już znaczenia.
Pozostał ból. Pozostała samotność. Pozostało cierpienie. Pozostała pustka.
Tego wieczora nie zginęła tylko Hailie. Wraz z nią umarł Christian.
Nadeszła jedyna rzecz, która byłaby w stanie kiedykolwiek ich rozdzielić.
Śmierć.
Kiedyś złożył Hailie obietnicę. Obiecał, że nawet jeśli jej już nie będzie, on nie porzuci teatru.
Jej jednak już nie było.
Złamanie obietnicy nie wydawało się już niczym szczególnym.
Szczęście, które rozwijało się w nim przez te wszystkie lata zniknęło. Pesymizm przejął jego duszę.
W tym momencie stał się tym Christianem Hamptonem, którego wszyscy się spodziewali – zimnym, nieczułym, chamskim, gburem. Nie miał się już dla kogo starać.
Nie chciał się już starać.
Christian Hampton już nie żył.
Pozostała po nim jedynie marna imitacja.
Ostatnia rola, której musiał się podjąć – cień samego siebie.
Po wyjściu z komisariatu, wciąż oszołomiony w drodze do domu Christian kupił paczkę papierosów. Zawsze go brzydziły. Teraz nie miało to znaczenia. Kiedy wypalił pierwszego, miał wrażenie, że zaraz wypluje własne płuca. Dym drapał go w gardło, oczy zaszły łzami. Po drugim chciało mu się wymiotować. Po trzecim zaczęło kręcić mu się w głowie. Wypalił pół paczki. Szybko stwierdził, że będzie palił coraz więcej. Nie dlatego, że w jakimś stopniu go to uspokajało czy dawało ukojenie.
Każdy papieros dawał mu nadzieję na to, że umrze szybciej i znów spotka się ze swoją Hailie.
CZYTASZ
Ostatni Akt
RomanceRomeo zakochał się w Julii od pierwszego wejrzenia. Christian doznał tego samego ze swoją własną Julią. Kochankowie z Werony zginęli nie mogąc żyć bez siebie nawzajem. Christian był zbyt słaby, by opuścić ten świat. Przynajmniej fizycznie. Jego dus...