Scena szósta

5 0 0
                                    

Dziesięć dni. Dwieście czterdzieści godzin. Właśnie tyle zostało do wielkiego przedstawienia. Przedstawienia, od którego zależało wszystko i Christian miał tego pełną świadomość.

Nie chodziło nawet o to czy nowi aktorzy wypadną dobrze i zyskają szansę na nowe kontrakty. Chodziło o Christiana. O to co stanie się z nim po przedstawieniu. Sam nie wiedział co ze sobą zrobi. Postanowił się tym jednak nie martwić. Jeszcze nie. Wszystko potoczy się dokładnie tak jak ma się potoczyć.

Kiedy po poniedziałkowej próbie Christian zmierzał na parking pod teatrem, drobne krople deszczu zaczęły spadać na jego głowę. Przyśpieszył więc kroku, by jeszcze szybciej wsiąść do samochodu i jechać do domu. Głośno trzasnął drzwiami, uruchomił silnik i ruszył w stronę głównej drogi. Zmarszczył brwi, kiedy przy wyjeździe, na chodniku stała postać. Kobieta, w której szybko rozpoznał Julię. Przez ułamek sekundy chciał obok niej przejechać, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi. Deszcz padał jednak coraz mocniej, a nic nie wskazywało na to, by kobieta szybko miała wsiąść do jakiegoś samochodu. Zatrzymał się więc obok niej i otworzył powoli okno.

- Co tu robisz Julio? Czemu nie jedziesz do domu?

- Umówiłam się tu z rodzicami, mają po mnie przyjechać.

- W takim razie poczekaj pod wejściem do teatru, przynajmniej nie będziesz mokła.

- Nie, nie trzeba, na pewno zaraz tu będą – zaparła się, a Christian westchnął. Zamknął szybę i znów chciał odjechać. Sumienie jednak znów mu na to nie pozwoliło. Zgasił więc silnik, wysiadł z samochodu, po czym z jego bagażnika wyciągnął czarny parasol, który zawsze tam woził. A potem jak gdyby nigdy nic podszedł z nim do Juli i rozłożył go, chroniąc ich przed deszczem.

- Nie musi Pan ze mną czekać. Trochę deszczu mnie nie zabije. – W jej głosie było słychać, że wydaje się lekko speszona całą tą sytuacją, zapewne gdyby Christian spojrzał na jej twarz, dostrzegłby na niej delikatny rumieniec.

- Naprawdę myślisz, że pozwolę ci tu stać po ciemku, samej? – Bo choć wiosna zbliżała się już dużymi krokami, słońce wciąż zachodziło dość wcześnie, a teatr nie znajdował się w centrum, gdzie kręciło się dużo ludzi. Wokół niego kręciło się raczej zdecydowanie mniej. – Właściwie to dlaczego czekasz na rodziców?

- Jedziemy razem na kolację do restauracji. Mam dziś uro...- przerwała gwałtownie, jakby złapała się na tym, że powiedziała za dużo. Christian jednak doskonale zrozumiał co miała na myśli.

- Masz dziś urodziny? – Kobieta delikatnie skinęła, a Christian poczuł lekki żal do samego siebie, że nie poświęcił nawet chwili by dowiedzieć się kiedy jego aktorzy mają urodziny. Poza tym nie widział na próbie by ktokolwiek składał Julii życzenia, przez co żal ścisnął go jeszcze bardziej. – Wszystkiego najlepszego Julio. – Powiedział szczerze.

- Myślałam, że nie lubi Pan urodzin.

- Nie lubię swoich urodzin. Nie mogę przecież zabronić cieszyć się nimi nikomu innemu.

- Też już się nimi nie cieszę, tak jak powinnam – westchnęła cicho, bawiąc się przy tym rąbkiem swojego płaszcza, jakby nie wiedziała co powinna zrobić z rękoma. – Kiedyś robiłam przyjęcia dla koleżanek, a mama zawsze piekła mi tort, ale od kiedy pojawił się mój brat...

- To jego urodziny stały się ważniejsze? – Podsunął, widząc, że podobne słowa nie są w stanie przejść kobiecie przez gardło. Gdy znów lekko skinęła głową ogarnął go smutek. Mimo, że nie miał dzieci, nie rozumiał jak można było dopuścić do tego, by jedno czuło się gorsze od drugiego. Doskonale wiedział, że gdyby to on byłby ojcem, każdego dnia pokazywałby swoim dzieciom jak bardzo je kocha, by nigdy nie czuły się pominięte czy zapomniane. – Na którą godzinę się umówiliście?

Ostatni AktOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz