36. ZOE

370 34 13
                                    

Dobry wieczór/Dzień dobry!

Wybaczcie mi poślizg, myślałam, że będę miała luźniejszy dzień w pracy. Najważniejsze, że w końcu jest. Wiecie, jak to u mnie, kiedy coś mi nie pasuje w dialogu, będę siedziała tak długo, aż dojdę do "porozumienia" sama ze sobą ( i z bohaterami 😅).

Miłego czytania ❤️

------------------------------------------

Nie zwracałam uwagi na Walsh. A raczej na jej pełne dramaturgii krzyki. Idąc tyłem, posłałam jej buziaka, przybierając najbardziej fałszywie-słodki uśmiech, na jaki było mnie stać. Odwróciłam się, dosłownie wybuchając śmiechem, gdy Walsh puściła wiązankę niecenzuralnych słów pod moim adresem.

— Emma wraca na linię startu — powiedziałam pod nosem, wciąż nie będąc w stanie powstrzymać się od uśmiechu.

Dobry początek, dodałam w myślach, niebywale zadowolona z siebie.

Po kilku krokach uniosłam spojrzenie, tym razem całkowicie koncentrując się na Mrocznym Rycerzu będącym zaledwie kilka kroków ode mnie. Jego widok skutecznie ugasił mój optymizm. A raczej jego zagadkowy uśmiech, pod którym mogło się kryć dosłownie wszystko.

Noah minął mnie bez słowa. Zaskoczona... Nie. Zszokowana! Zatrzymałam się w połowie drogi. Wlepiając spojrzenie w szerokie barki, śledziłam wzrokiem Gambino, aż do drzwi SUV'a, z którego wysiadłam kilkanaście sekund temu.

— Wysiadaj, Walsh — szorstki ton głosu nie pozostawiał wątpliwość co do nastroju jego właściciela. Był iście bojowy. Szlag, sapnęłam w myślach, jednocześnie przewracając bezwiednie oczami. — Pojedziesz z bliźniakami — dokończył Noah, unosząc na mnie nieodgadnione spojrzenie.

Emma z marszu wykonała polecenie. Najwyraźniej i ona nie miała ochoty na utarczki z Gambino. Błądziłam wzrokiem między SUV'em Dex'a, a BMW, z którego wysiadł Noah i za cholerę nie wiedziałam, gdzie powinnam się udać. Bez większego namysłu odwróciłam się na pięcie w stronę Olbrzyma, wierząc, że tak będzie lepiej. W momencie, w którym wydawało mi się, że podjęłam dobrą decyzję, usłyszałam głos Noah.

— Zapraszam, Zoe.

Nie zdążyłam nawet postawić maciupeńkiego kroku, a Świr z parku już zniweczył moje plany. Zacisnęłam dłonie w pięści i, przyklejając do twarzy sztuczny uśmiech numer jeden, zlustrowałam powolnym spojrzeniem męską, pewną siebie postać, czekającą przy samochodzie.

Przełknęłam ślinę. Podobało mi się to, co widziałam. Jego spojrzenia, rozgrzewało mnie coraz bardziej. Zaczynałam się rozpraszać, a moje myśli... Zaczynały zapuszczać się w rewiry, które były najmniej odpowiednimi w tej właśnie chwili. Zwilżyłam koniuszkiem języka wargi, natychmiast przywołując się do porządku.

Emma zrównała się ze mną, wyrywając mnie z krainy marzeń.

— Doigrałaś się, Bella. Mam nadzieję, że tak ci złoi tyłek, że odechce ci się tych twoich wymyślnych...

— Jeszcze jedno — wyrwana z zadumy, złapałam jej dłoń, urywając wymyślne oratorium. — Co się stało z twoim nadajnikiem? — Myśl, która dosłownie w tej chwili zrodziła się w mojej głowie, była niczym mityczny grom z jasnego nieba. — Jak go wyłączyłaś? Bo, masz go, prawda?

— Nie wyłączyłam — odpowiedziała wyraźnie zaskoczona. — Niby po co? Oni i tak znaleźliby mnie nawet bez tego. Tak jak wtedy. W La Casa.

— Co masz na myśli? — zmarszczyłam brwi, wpatrując się w nią z wyczekiwaniem.

— Parę lat wstecz, wyłączyłam nadajnik. Ten pierwszy. Lorenzo mi pomógł. Wiesz, że lubimy się, jak pies z kotem. Miał w dupie, co się ze mną stanie. Ma takie magiczne gówno, którym odprawia jakieś czary. Nie znam się na tym, ale nadajnik został trwale uszkodzony. Lorenzo wydaje się głupi jak but, ale coś tam ma pod tą swoją durną kopułką. Widzisz, pozory mylą. To jego wynalazek, tak jak czipy, którymi się oznaczają, niczym zwierzęta w ZOO. Wtedy też przyjechałam tutaj. Pieprzona ironia losu — zaśmiała się gorzko. — To nie ma sensu, Bella. — Wzruszyła ramionami. — W końcu nie przyszliście tu przypadkowo.

Podziemny układ. Vendetta [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz