12

19 2 0
                                    

Czułam się zdradzona, znowu. Tak wielu ludzi co chwilę mnie raniło, że nie miałam już siły. Moje życie było jedną, wielką, beznadziejną plątaniną bólu i zawodów. Chciałam żeby to w końcu się skończyło, ale tak się nie działo, było coraz gorzej. Czemu akurat mnie to spotykało? Czy miałam aż takiego cholernego pecha? Najwyraźniej tak. Najpierw tata mnie porzucił, potem mama przestała się mną interesować, ciągłe kłótnie trwające wiele lat, moce, magia, dar, kłamstwa babci, a teraz to. Mój ojciec chciał zastąpić mnie nowym dzieckiem, którego nie zostawi tak jak mnie. Przecież ma już wille, samochody, firmy. Teraz brakowało mu tylko żony i dziecka. Szczęśliwa rodzinka, w której nie było miejsca dla mnie. Moje życie coraz bardziej się komplikowało, bałam się, że już dłużej tego nie zniosę.

Kobieta podeszła do mnie i wyciągnęła rękę w geście powitania. Z wielką niechęcią zrobiłam to samo. Koścista dłoń lekko ścisnęła moją. Na palcu miała pierścionek, zapewne zaręczynowy. Duży brylant zatopiony w srebrze. Pewnie kosztował tyle co samochód, którym przed chwilą jechałam. Nie dziwiło mnie to, bo Dagmara wyglądała na taką, co jest z facetem tylko dla pieniędzy i prezentów. 

- Zaplanowałem dla nas kilka atrakcji. - Oznajmił zdrajca. - Najpierw pojedziemy coś zjeść, a potem zobaczycie.

Nie miałam ochoty nigdzie z nimi jechać, ale zgodziłam się, bo nie miałam wyboru. Nawet nie wiedziałam gdzie jestem i jak wrócić do domu... Ale ja przecież nie miałam domu. Mieszkałam aktualnie z babcią, która knuła za moimi plecami i kombinowała jak się mnie pozbyć.

Tym razem usiadłam na tylnym siedzeniu, które było tak samo wygodne jak to z przodu. Nie podobała mi się ta sytuacja ani fakt, że jest dopiero trzynasta, a muszę siedzieć z nimi do wieczora. Jednak lepsze to niż chowanie się pod łóżko w obawie, że zostanę uduszona we śnie. 

Obiad zjedliśmy w najdroższej restauracji jaką kiedykolwiek widziałam. Zaczął mnie przytłaczać ten ekskluzywny model życia. Jak oni mogli żyć tak na co dzień? Nie rozumiałam tego.

- Jak ci smakowało danie? - Zapytała blondynka.

Odezwała się do mnie pierwszy raz więc zdziwiłam się słysząc jej piskliwy głos. Miałam ochotę się roześmiać jednak powstrzymałam się i odpowiedziałam, że pyszne chociaż do końca mi nie smakowało. Nie wiedziałam nawet co to było... Zresztą nieważne. Kosztowało krocie, to było pewne.

Co chwilę widziałam ukradkowe spojrzenia, które tata wysyłał w stronę Dagmary. Urocze uśmieszki, słodkie słówka. Widać było, że się w niej kocha. Co do jego narzeczonej miałam mieszane uczucia, bo z jednej strony wiedziałam, że jest z nim dla pieniędzy, ale z drugiej wydawała się zakochana po uszy. Pewnie była dobrą aktorką i udało jej się zamydlić oczy innym, ale nie mi.

- Drogie panie zabieram was teraz do mojego ulubionego parku rozrywki. 

Ciekawe, myślałam, że pójdziemy zwiedzać galerie sztuki, albo robić coś drogiego, a tu park rozrywki! A to niespodzianka. Lubiłam parki rozrywki, ale z nimi nawet to nie było dla mnie kuszące miejsce.

Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że to największy park rozrywki jaki widziałam. Nie mogłam doczekać się przejażdżki najszybszą kolejką. Tyle zakrętów, wiatr we włosach, adrenalina... Lubiłam to. 

- Dagmara nie może jeździć na takich niebezpiecznych kolejkach.- Stwierdził tata.

Miał rację zaawansowana ciąża plus szybka jazda kolejką mogła skończyć się tragicznie. Postanowiłam sama skorzystać z tych najfajniejszych jak dla mnie atrakcji, a z nimi iść na coś wolnego i spokojnego. 

Ojciec dał mi pieniądze i powiedział, że za godzinę spotkamy się przy budce z jedzeniem. Zgodziłam się i poszłam kupić kilka biletów. Najpierw ustawiłam się w krótkiej kolejce do wielkiej i krętej kolejki. Gdy nadeszła moja kolej wsiadłam do wagonika wraz z kilkoma innymi ludźmi, zapięłam pasy i usłyszałam kliknięcie oznaczające zamykanie drzwiczek, przez które weszliśmy. Wszystko było zabezpieczone więc ruszyliśmy. Na początku powoli i prosto, potem pod górę w żółwim tempie,a gdy byliśmy na szczycie wagonik popędził w dół. Czułam szarpnięcia i napór powietrza, adrenalina wzrastała, ludzie dookoła krzyczeli, ja nie. Nie widziałam sensu w wrzasku. Wolałam cieszyć się szybką jazdą po licznych zakrętach. Szarpało niemiłosiernie, ale i tak było super.

Po skończonej przejażdżce udałam się dalej w poszukiwaniu ciekawych atrakcji. Już chciałam wsiadać do innej kolejki gdy nagle zobaczyłam znajomą postać. To był Daniel. 

Zdziwiłam się na jego widok, bo ostatnio spotkałam go w parku, w moim mieście, a teraz w parku rozrywki w zupełnie obcym mi miejscu, odległym kawał drogi od domu. Zdezorientowana podeszłam do chłopaka, który zdziwił się na mój widok.

- Hej Iza.- Przywitał się z uśmiechem. - Co tu robisz?

Odpowiedziałam, że przyjechałam z tatą. On z kolei chciał się rozerwać więc przyjechał. Podejrzany zbieg okoliczności.

- Może pójdziemy na coś razem? Przejedziemy się. - Zaproponował, a ja się zgodziłam.

Byłam podejrzliwa co do niego, ale cieszyłam się, że go zobaczyłam. Podobał mi się i poczułam, że może z tego wyjść coś więcej. Skorzystaliśmy z kilku atrakcji, a potem poszliśmy napić się do budki z napojami. Wybraliśmy colę i usiedliśmy przy pobliskim stoliku pod parasolem. 

Miło się rozmawiało chociaż dziwiły mnie niektóre pytania, które mi zadawał. Niczego jednak nie podejrzewałam i stwierdziłam, że taki po prostu jest i lubi pytać o różne rzeczy, nawet prywatne i dziwne. 

Musiałam wracać do taty więc umówiłam się z Danielem do kina następnego dnia. Ucieszył się i przytulił na pożegnanie. Szczerze liczyłam na całusa, ale czego ja oczekiwałam po jednym dniu znajomości? 

- Iza musimy wracać, Dagmara źle się czuje.- Poinformował mnie tata.

Poszliśmy do samochodu. Podczas jazdy co chwilę słyszałam jęki dobiegające z ust Dagmary. Co jakiś czas łapała się za brzuch i krzywiła z bólu. Myślałam, że to normalne w zaawansowanej ciąży, jednak nie spodziewałam się tego co później nastąpiło.

- Ja... chyba... rodzę. - Wykrztusiła przestraszona, a tata o mały włos nie spowodował wypadku.

Ja też byłam przestraszona i bałam się, że urodzi w samochodzie. Jechaliśmy z prędkością światła do najbliższego szpitala. Dobrze, że nigdzie nie było policji. 

Kobieta coraz głośniej krzyczała i myślałam, że wyskoczy z pędzącego samochodu, ale na szczęście tego nie zrobiła. Mówiła tylko, że musimy jechać szybciej. Szybciej się jednak nie dało. Po kilku dłużących się minutach podjechaliśmy pod szpital. Tata wyciągnął Dagmarę i zaniósł ją do środka, ja poszłam za nimi i oglądałam tą przejmującą sytuację. Nie wiedziałam co myśleć więc usiadłam na poczekalni i czekałam... Długo czekałam.

Jezioro zapomnieniaOnde histórias criam vida. Descubra agora