35

5 0 0
                                    

Weszłam do małego, ciemnego pomieszczenia, gdzieś pod ziemią, do którego zaprowadził mnie mężczyzna. Obdrapane drzwi zamknęły się za mną i pozostałam sama w ciemnościach. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do wszechogarniającej czerni zdałam sobie sprawę, że znajduję się w tym samym pomieszczeniu, które widziałam w wizji. Tylko to babcia miała się w nim znaleźć, a nie ja! Czy moje wizje mogą kłamać? Czy coś takiego jest możliwe?

Usiadłam w kącie i oparła plecy o chropowatą powierzchnię ściany. Byłam wściekła, ale jednocześnie dziwnie spokojna i nawet nie czułam strachu przed tym co może mnie za chwilę spotkać. Miałam to gdzieś i wolałam odpocząć w ciszy i spokoju, a fakt, że znajdowałam się w piwnicy wyparłam z umysłu.

Zamknęłam oczy i głęboko odetchnęłam wyobrażają sobie, że jestem w pięknym miejscu razem z ukochanym. Wtuleni w siebie, dookoła nas szum morza, zapach morskiej wody, zachód słońca przed nami i błogość. Miłość i czułość, brak zmartwień.

Idealne wyobrażenie zostało przerwane przez nagły dźwięk odbierający zza drzwi.

Przysłuchałam się i zdałam siebie sprawę, że dźwięki, które słyszę to kroki dwóch lub więcej osób.

- Wchodź do celi. - Zażądał męski głos, a po chwili usłyszałam zgrzyt zamka.

Kolejne kroki i zamykanie drzwi, ale gdzieś dalej. Potem ciężkie kroki oddalały się coraz bardziej aż całkowicie ucichły. Po chwili ciszy zza ściany, o którą byłam oparta dobiegło mnie pukanie. Zerwałam się z miejsca, uklękłam twarzą do ściany i odpukałam.

- Kto tam jest? - Zapytałam głośno.

- Iza?! Jak dobrze, że jesteś. - Usłyszałam zmęczony, ale szczęśliwy głos Daniela.

Czyli nadal żył i był na tyle blisko, że mogłam z nim porozmawiać. Nie widziałam go ani nie mogłam dotknąć, ale przynajmniej mogłam usłyszeć choć kilka słów z ust ukochanego.

- Co ci zrobili? - Zapytałam z lękiem, bo czułam, że jego tortury już się zaczęły i stąd to zmęczenie w głosie.

- Lepiej żebyś nie wiedziała. Najważniejsze, że dali mi chwilę wytchnienia. - Powiedział załamany. - Przynajmniej jesteś blisko i to cała i zdrowa. Jeszcze nic ci nie zrobili, prawda?

Potwierdziłam i nagle zachciało mi się płakać. Przecież on nie zrobił nic złego więc dlaczego musiał cierpieć? To moja wina, że nadal żyłam, a nie mojego chłopaka. Przeze mnie musiał znosić to wszystko, a ja nie byłam tego warta.

- Przepraszam. - Szepnęłam i wybuchłam płaczem.

- Iza nie załamuj mnie. Przecież to nie twoja wina. Będzie dobrze. Niedługo nas wypuszczą i wrócimy do domu. Wszystko się ułoży.

Słowa Daniela dodatkowo spotęgowały mój płacz chociaż miały za zadanie pomóc. No cóż. Nie potrafiłam się uspokoić i coraz więcej łez spływało mi po policzkach, a z ust wydobywało się głośne łkanie. Byłam wrakiem człowieka i nie miałam już nadziei na szczęśliwe zakończenie.

- Nie płacz kochanie. Obiecuję, że będzie dobrze i wszytko się ułoży, ale musimy to przetrwać. Jutro nas wypuszczą. - Na daremno próbował mnie pocieszyć.

Nie odpowiedziałam tylko jeszcze mocniej wybuchnęłam płaczem. Nie chciałam pokazywać swojej słabości, ale już nie potrafiłam ukrywać smutku i rozpaczy. Miałam dość, wszystkiego.

- Izabelo. Proszę cię, nie płacz już. Wyobraź sobie, że jesteś w moich ramionach, bezpieczna i kochana. Nic ci nie grozi jesteśmy tylko my. Sami na bezludnej wyspie.

Powoli się uspokajałam i opanowywałam łkanie chociaż łzy nadal płynęły. Tak bardzo chciałam przytulić się do Daniela i nie musieć się już bać. Tak bardzo go kochałam, a teraz chcieli odebrać mi nawet jego. Jedyną bliską mi osobę.

- Kocham cię. - Powiedziałam ze ściśniętym sercem. - Tak bardzo.

- Też cię kocham skarbie. Teraz odpocznij. Zamknij oczy i wyobraź sobie coś pięknego. Ja będę tu, za ścianą. Nie bój się.

- Dobrze. - Odparłam i położyłam się na brudnej, chłodnej posadzce.

Po chwili pochłonęła mnie czerń i odpłynęłam do krainy snu.

Obudziły mnie krzyki. Straszne, głośne krzyki, które wywołały na moich plecach ciarki. Jeszcze nigdy nie słyszałam czegoś tak przerażającego. Jakby krzyki płonącego człowieka lub obdzieranego ze skóry. Kto mógł wydawać z siebie tak przejmujące dźwięki ?

Podniosłam obolałe ciało z posadzki i stanęłam na nogi. Krzyki nie cichły, a nawet stawały się coraz głośniejsze. Bałam się, że torturują Daniela lub babcię. Czułam, że mnie też to niedługo czeka.

- Daniel! Jesteś tam?! - Krzyknęłam do ściany, za którą niedawno siedział chłopak.

- Jestem. - Powiedział ze zmęczeniem w głosie. - Obawiam się, że torturują twoją babcię. -
W jego głosie słyszałam smutek i przejęcie.

Gdy dotarło do mnie co właśnie dzieje się z moją ukochaną babcią miałam ochotę rozwalić drzwi oraz całą piwnicę i biec na ratunek. Jak oni mogli torturować starszą kobietę za to, że nie zdążyła powstrzymać wnuczki przed ucieczką?! To było chore. Całe to zgromadzenie było do bani. Jak ja miałam pomoc babci? Krzyczała już kilka minut z małymi przerwami, a ja nic nie mogłam zrobić. Stałam bezczynnie w celi i nie potrafiłam nic zaradzić.

Podeszłam do drzwi i płynęłam całym ciężarem ciała, ale nic to nie dało. Stwierdziłam, że nie odpuszczę tak łatwo więc wycofałam się do ściany i wbiegłam na drzwi uderzając w nie całym ciałem. Nie zważałam na ból w nodze i ramieniu ani na tworzące się siniaki. Miałam to gdzieś. Moim celem było wydostanie się z więzienia i pomoc babci.

Kolejny raz rozpędziłam się i tym razem potraktowałam drzwi kopniakiem. Coś jakby się poluzowało i drzwi lekko się uchyliły, ale nadal były zamknięte na kłódkę. Kolejna próba i... udało się! Drzwi stanęły otworem.

- Idę po babcię. - Powiedziałam do Daniela i stałam się niewidzialna.
- Co?! Nie możesz! To niebezpieczne! Tylko wszystko pogorszysz. - Zawołał przerażony chłopak.

- Już i tak wszystko zepsułam. Muszę jej pomóc. Kocham ją.

Wybiegłam z celi i zobaczyłam małe okna pod sufitem, przez które napływało oślepiające światło. Przez chwilę po omacku szukałam drzwi od pomieszczenia, w którym znajdował się Daniel. Gdy oczy przyzwyczaiły się do światła z zaskoczeniem odkryłam, że w kłódce ktoś zostawił pęk kluczy. Szybko odkluczyłam drzwi żeby wypuścić chłopaka, a resztę kluczy schowałam do kieszeni spodni. Tak na wszelki wypadek.

- Daniel wychodź musimy pomóc braci. - Ponaglałam otwierając drzwi.

- Ja... Nie mogę. - Wyszeptał załamany chłopak.

Do pomieszczenia wpadło trochę światła, a ja przeżyłam szok. Mój ukochany leżał w rogu pomieszczenia, a dookoła niego znajdowało się mnóstwo czerwonej cieczy, która wypływała z ran na całym ciele. Niegdyś biała koszulka teraz była pocięte i całkowicie przesiąknięta krwią.

- O nie. - Szepnęłam. - Co oni ci zrobili?

Nie miałam nawet siły na krzyki. Byłam tak przerażona i załamana, że nie wiedziałam co dalej.

Po chwili bezruchu podbiegłam do ukochanego i uklękłam przy nim łamiąc delikatnie za rękę. Kilka łez bezsilności i smutku skapnęło na jego tors. Bałam się do niego przytulić lub pocałować, bo cały był w ranach ciętych. Były wszędzie.

- Jak ja mam ci pomóc? - Zapytałam bezradnie i zaszlochałam.

- Ucieknij i nie pozwól żeby zrobili ci nic złego.- Wychrypiał.

- Nie zostawię cię tu.

- Musisz. Nic mi nie będzie. Zobaczysz. Za chwilę mnie wypuszczą i do ciebie wrócę.

Czułam, że mówi tak tylko dlatego, żeby mnie nie martwić. Widziałam przecież w jakim jest stanie i za chwilę wykrwawi się na śmierć. Nie mogłam go stracić. Musiałam coś zrobić.

Jezioro zapomnieniaOnde histórias criam vida. Descubra agora