44

7 0 0
                                    

Nadal siedziałam w szpitalu, minął już tydzień. Robili mi mnóstwo badań, bo przez moją próbę samobójczą mogło stać się coś dziecku i musieli  wszystko sprawdzić. Miałam dość badań, igieł, szpitala i lekarzy. Tak właściwie wszystkiego miałam dość. Nie tylko liczba badań zatrzymywała mnie w tym miejscu. Lekarze bali się, że gdybym wróciła do domu znowu bym spróbowała. Mieli rację, nie radziłam sobie i chciałam to skończyć. Nie byłam na pogrzebie Daniela, nie widziałam nikogo znajomego, nawet do taty nie zadzwoniłam. Po co miał wiedzieć co zrobiłam? Miał lepsze rzeczy do roboty niż odwiedziny wyrodnej córki. 

- Zmieniamy opatrunki. - Powiedziała radośnie pielęgniarka wchodząca do mojej sali.

Spojrzałam na nią obojętnie i nie zareagowałam w żaden sposób. Niech robią co chcą. 

Kobieta podeszła do mnie z bandażami, spirytusem, opatrunkami i innymi takimi. Wyjęłam ręce spod cieplutkiej kołdry i poczułam zimny powiew powietrza. W szpitalu było strasznie zimno i każdy leżał lub siedział pod kołdrą. Patrzyłam jak pielęgniarka odwija moje bandaże, zdejmuje opatrunki, przemywa zszyte rany, które były już prawie zagojone, niedługo mieli zdjąć mi szwy. Potem z powrotem nałożyła na rany duży opatrunek i zabandażowała. 

- Niedługo cię wypiszemy. -Powiedziała po zabiegu i uśmiechnęła się.

Nie odpowiedziałam tylko spojrzałam na nią z twarzą wypraną z emocji i przykryłam się kołdrą po samą szyję tworząc ciasny kokon. 

- Za chwilę będziesz miała dziecko. Musisz przestać się nad sobą użalać i żyć dalej, dla siebie i dziecka.- Mówiła dalej.

Moje tętno przyspieszyło i miałam ochotę odpowiedzieć coś niemiłego. Na prawdę bardzo mnie wkurzyła tym tekstem i chciałam jej przywalić.  Jak ona śmiała mówić coś takiego? 

Widząc moją zdenerwowaną minę  kobieta skończyła monolog i wstała, a potem bez słowa wyszła z sali i już więcej jej nie widziałam. Zmienili mi pielęgniarkę. I bardzo dobrze. Ta przynajmniej nic nie mówiła, tylko robiła swoje. 

Zadzwonił mój telefon, a mi nawet nie chciało się odebrać lub sprawdzić kto dzwoni. Po trzecim sygnale jednak zdecydowałam się na przerwanie denerwującego dźwięku i sięgnęłam po komórkę. ,,Tata". No nie, tego mi brakowało. 

- Hej Iza, co tam u ciebie? Dawno się nie odzywałaś, ja zresztą też. - Zaczął ojciec.

- No cóż. - Mruknęłam. - Tak wyszło. Trochę się działo ostatnimi czasy. 

Aż za dużo, ale nie chciałam wnikać w szczegóły.

- Słyszę, że coś nie tak. Co się stało? 

- Nieważne. Nie chcę o tym mówić. - Odparłam.

- To może wpadniecie do nas i pogadamy? - Zaproponował.

Do oczu napłynęły mi łzy i pomimo, że nie chciałam płakać i pokazywać słabości, słone krople zaczęły spływać po policzkach. Byłam na siebie wściekła, miałam być twarda i wyprana z emocji. Kamienna twarz i kamienne serce. Bez bólu i żalu, a jednak znowu płakałam.

- Nie ma już ,,nas'' . - Wyszeptałam do słuchawki.

- Jak to? Dlaczego? Zerwaliście? - Wypytywał dodatkowo raniąc moje zbrukane serce.

- Daniel... nie żyje. - Wybełkotałam. 

Te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. 

Nagle poczułam strasznie silny ból brzucha, który promieniował do pleców. Wrzasnęłam i wygięłam się w łuk. 

- Iza? Co ci jest? Co się dzieje? - Pytał tata.

- Ja, chyba rodzę. - Powiedziałam przerażona. - Przyjedź do mnie. 

Byłam tak przerażona i zdesperowana, że musiałam zobaczyć tatę. Chciałam żeby potrzymał mnie za rękę, pomógł przeżyć te trudne chwile. Skoro Daniela już nie było, pozostał mi ojciec. Wiedziałam, że nie powinnam, ale zaczęło się, a ja nie chciałam być sama. Nie mogłam.

Powiedziałam, że jestem w szpitalu, podałam adres i błagałam żeby przyjechał jak najszybciej. Wiedziałam, że mnie zawiedzie, ale w głębi serca czułam nadzieję, że jednak przyjedzie i mnie pocieszy. Niby obiecał, że będzie za kilka minut, ale nie wiedziałam czy to będzie kolejny nóż wbity w serce czy może spełniona obietnica.

Po chwili, gdy już się rozłączyłam, poczułam ponowną falę bólu i znowu krzyknęłam. Musieli mi pomóc, najpierw próbowałam krzyczeć ,, rodzę!" , ale akurat nikogo nie było w pobliżu sali, ani na korytarzu. Musiałam wstać i wyjść na korytarz. 

Gdy ból ustał, szybko zrzuciłam z siebie kołdrę i wstałam. Gdy byłam już obok klamki czułam, że cierpienie za chwilę się powtórzy więc szybko złapałam za klamkę, otworzyłam drzwi i akurat wtedy poczułam kolejny skurcz. Wrzasnęłam i zgięłam się wpół łapiąc za gigantyczny brzuch.

Po chwili zobaczyłam lekarza biegnącego w moją stronę, który przy okazji wołał coś do pielęgniarki. Kilka sekund później obok mnie pojawił się wózek inwalidzki, na który z trudem usiadłam. Zawieźli mnie do sali porodowej i kazali położyć się na łóżku. Wykonałam polecenie i jakby przez mgłę widziałam krzątających się dookoła mnie ludzi, którzy zdejmowali ze mnie ubranie i nałożyli jakąś szpitalną koszulę. Poczułam pod sobą coś mokrego.

- Wody odeszły!- Ktoś krzyknął.

Kolejne bóle, ale trochę słabsze, w podbrzuszu. Nic nie mówiłam tylko leżałam i nie mogłam rozróżnić postaci dookoła mnie. Nagle jedna z pielęgniarek wbiła mi igłę w nadgarstek i coś wstrzyknęła. Syknęłam z bólu. 

Po jakimś czasie przyszedł obcy mi lekarz w średnim wieku i zaczął wypytywać o siłę skurczów i sprawdził rozwarcie. Stwierdził, że to dopiero początek i jeszcze jakiś czas będę się musiała namęczyć. Polecił żebym wstała i pochodziła po sali, a gdyby coś się działo miałam wołać. 

Tata pojawił się w ciągu kilkunastu minut i o nic nie pytał tylko był obok i wspierał mnie w trudnych chwilach. Podczas skurczów trzymał mnie za rękę, a potem podczas porodu gdy było już na prawdę ciężko mówił, że wszystko będzie dobrze. Cieszyłam się, że jest obok. 

- Mamy pełne rozwarcie. Przyj. - Wołał lekarz spomiędzy moich nóg. 

Byłam już tak wykończona, że praktycznie spałam i musieli na prawdę głośno krzyczeć żebym ich słyszała, a z wykonywaniem poleceń było ciężko. Kilka godzin bólu i parcia zrobiło swoje. Nie miałam już siły, ale niedługo miało być po wszystkim.

- Ostatni raz i twoja córeczka będzie na świecie! - Krzyczeli.

Resztkami sił wydałam na świat dziecko. Miałam córkę! Byłam matką! 

Usłyszałam dziecięcy płacz i po raz pierwszy od dawna uśmiechnęłam się. Moja córeczka była taka maleńka, w końcu była wcześniakiem, cała pokryta była we krwi i jakimś śluzie. Mimo wszystko była przeurocza. 

Wzięli mi ją na chwilę i poszli umyć oraz zważyć. Na szczęście wszytko było dobrze i po chwili musiałam ją nakarmić. Dziwnie się czułam gdy noworodek ssał moją pierś, ale było nawet  przyjemnie. W tamtej chwili czułam tylko radość i nie przejmowałam się przyszłością ani przeszłością. Byłam po prostu szczęśliwa. 



Jezioro zapomnieniaOnde histórias criam vida. Descubra agora