45

4 0 0
                                    

Malutka istota, o imieniu Julia, leżała na moich rękach i ssała pierś. Sama wybrałam imię dla córki. Minęło już kilka dni od czasu porodu i właśnie dziś mieli wypuścić nas do domu. Tylko gdzie miałam się podziać? Nie chciałam wracać do mieszkania Daniela, nawet nie miałam do niego praw. Nie byłam w końcu jego żoną, nie zdążyłam. Do babci nie miałam zamiaru iść, bo nie wiedziała nawet, że urodziłam chociaż może miała wizję, ale tego nie byłam pewna. Nawet jeśli, to nie odezwała się ani słowem. Jej wybór. 

- Może zamieszkasz u nas? - Zapytał tata gdy przyjechał po nas do szpitala. - Mamy kilka wolnych pokojów, twój stoi pusty... W kilka godzin możemy przewieźć wszystko z mieszkania Daniela do naszego domu. 

Propozycja była kusząca, bo nie byłabym sama i miałabym milion rąk do pomocy przy dziecku. Żyłabym jak księżniczka wśród służących. Podobał mi się ten pomysł chociaż wiadomo, że wolałabym mieszkać w skromnych warunkach z ukochanym, a nie w luksusach z tatą i jego rodziną. W obecnej sytuacji nie miałam wyboru.

- No dobrze, ale nie chcę robić problemów. Macie dużo zajęć przy Jacku i kolejne dziecko w domu może być problemem.- Mówiłam.

- To wielki dom i jeśli nie będziesz chciała to nawet nie będziesz nas widywać. Będziesz miała swoją pomoc do dziecka i kolejną do innych spraw. Tylko powiedz czego jeszcze potrzebujesz, a ci to załatwię. 

Tata był szczęśliwy,  było to widać na jego twarzy. Cieszył się, że ma okazję polepszyć ze mną relacje, które wcześniej były dość oschłe. W moim sercu pojawiło się kolejne ziarno nadziei. Pierwszym była Julia, a drugim tata. Może wszystko się jednak ułoży?

Nadal czułam ból w sercu i niechęć do życia, byłam wiecznie smutna i zamknięta, ale powoli było coraz lepiej i szło w dobrym kierunku. Może to i lepiej, że mnie odratowali, ale wciąż wiedziałam, że czeka mnie jeszcze mnóstwo bólu i chwil załamania. 

Po godzinie byliśmy już w domu. Julia leżała w nosidełku, ubrana w słodki, różowy kombinezon, maleńkie, białe rękawiczki oraz cieplutką, białą czapeczkę. Te ubranka wybierałam z Danielem... 

Złapałam za rączkę od nosidełka i weszłam do pokaźnego domu. Pamiętałam, że na wprost znajduje się salon więc poszłam tam uprzednio zdejmując kozaki i kurtkę,  którą już mogłam dopiąć, przed porodem nie było takiej możliwości. Brzuch trochę zmalał, właściwie bardzo zmalał. 

W salonie na sofie rozłożyłam mięciutki, kremowy kocyk i wyciągnęłam dziecko z nosidełka. Córeczka spała więc mogłam spokojnie rozebrać ją z zimowych ubrań i zostawić w żółtych bodach z nadrukowanym, słodkim kotkiem i napisem ,,love". Uśmiechnęłam się widząc śliczną, maleńką istotkę pogrążoną we śnie. Kochałam ją odkąd się o niej dowiedziałam, ale moja miłość z dnia na dzień wzrastała chociaż nie wiedziałam czy to możliwe. Ona była taka malutka, a zarazem słodka i kochana. Budziła mnie w nocy piskliwym płaczem, krzyczała kilkanaście razy dziennie, ale to i tak mniej niż inne niemowlaki. Moja dzidzia była najlepsza.

- Cześć Iza. - Powiedział ktoś. 

Odwróciłam się i w progu zobaczyłam Dagmarę z około rocznym dzieckiem na rękach.  

- Hej. - Odparłam i wstałam żeby przywitać się z Jacusiem. 

Chłopiec uśmiechnął się do mnie i zaczął gaworzyć i wyciągać rączki w moją stronę. Wyjęłam go z rąk mamy i przytuliłam. Był ciężki w porównaniu do Julki, ale był też o rok starszy. Bardzo za nim tęskniłam. Tak dawno go nie widziałam, a teraz trzymałam w ramionach i tuliłam jakby był moim dzieckiem, ale był moim bratem. Kochała go mimo lekkiej niechęci do Dagmary. Może wspólne mieszkanie trochę nas pojedna.

Usłyszeliśmy niemowlęcy płacz więc szybko odwróciłam się w stronę maleństwa i podeszłam do niego z Jackiem, a potem klęknęłam przy sofie.

- To jest Julka, moja córeczka. - Tłumaczyłam bratu. - Jest malutka i trzeba się nią bardzo opiekować i być delikatnym tak? 

-Tak. - Potwierdziło dziecko kiwając mądrze głową. 

- Kochany Jacuś. - Uśmiechnęłam się i pogłaskałam brata po główce, na której było trochę ciemnych włosków. - Teraz muszę nakarmić dzidzię, bo jest głodna dobrze? 

Potwierdził jak wcześniej i bezproblemowo wrócił w ramiona mamy. Ja w tym czasie usiadłam przy dziecku, wzięłam je na ręce i przyłożyłam do piersi, a płacz ustał. 

Reszta dnia minęła na rozmowach z tatą, Dagmarą, Jackiem i pokojówkami. Wieczorem wszystkie potrzebne rzeczy z mieszkania Daniela były już w moim pokoju, i to nawet poukładane, łóżeczko złożone i ustawione przy łóżku, a przewijak umocowany został na ścianie. Tata zakupił dla mnie niewyobrażalne ilości pampersów, ubranek, kosmetyków dziecięcych itd. Wydał na nas majątek.

- Idę spać. Jestem strasznie zmęczona, a w nocy czeka mnie kilka pobudek, więc dobranoc. - Pożegnałam się z tatą i Dagmarą jakoś po dwudziestej drugiej i z Julią na rękach poszłam do pokoju.

Szłam jakiś czas, bo do pokoju był niezły kawałek drogi. Odłożyłam dziecko do łóżeczka i poszła wziąć szybki prysznic informując po drodze jedną z pokojówek, że ma zająć się córką gdy będę w łazience.

Ciepła woda odprężyła mnie i dodała siły na nocne przygody z dzieckiem, bycie matką to jednak ciężka sprawa i strasznie męcząca. Przez pewien czas musiałam się pomęczyć. Miałam pomoc w postaci kilku kobiet, które były do moich usług w każdej chwili. 

^^^

Dni mijały, a u mojej córki nie zauważyłam jakichś szczególnych mocy, które podobno miała mieć. No cóż, albo to jeszcze za wcześnie, albo cała historyjka o ,,złych dzieciach" była stekiem kłamstw i babcia niepotrzebnie tak panikowała. Może zaproszę ją i pokażę, że nie ma się czego bać. Jak można bać się takiego bezbronnego dzieciątka? Moja babcia jest jednak beznadziejna. Wierzyła swoim ,,przyjaciołom'' mimo tego co jej zrobili. Ja w takiej chwili nie wierzyłabym w żadne ich słowo, które padły z ich ust. Kłamali w sprawie przyjaźni i jedności więc dlaczego nie mieli kłamać i tym razem?

- Cześć... Jeśli chcesz nas odwiedzić to przyjedź do domu twojego syna, tam teraz mieszkam. - Powiedziałam oschle do słuchawki.

- A dziecko ? - Zapytała niepewnie i ze strachem.

- Spokojnie nie zje cię. Julka jest normalnym, kochanym dzieckiem. Nie ma w niej nic niezwykłego. - Mówiłam jakby od niechcenia. 

- Może jeszcze nie pora... Jak zacznie się poruszać i rozumieć pewne rzeczy... 

- Jeśli chcesz to przyjdź, a jak się boisz to twój problem. - Przerwałam i rozłączyłam się.

Ufff udało mi się przeprowadzić tę rozmowę. Byłam ziębła i niemiła, ale chociaż zadzwoniłam. To już coś. Miałam nadzieję, że jednak przekona się do mnie i dziecka i ponownie się pogodzimy. Okaże się...





Jezioro zapomnieniaOnde histórias criam vida. Descubra agora