13

14 2 0
                                    

Poród trwał w nieskończoność. Tak mi się przynajmniej wydawało.  Siedziałam na krześle w poczekalni, co chwilę zerkając na komórkę, żeby sprawdzić godzinę. Szesnasta, siedemnasta, osiemnasta... i tak do północy. 

Chciałam wracać do domu chociaż nie wiedziałam gdzie dokładnie jestem i jak wrócić. Zresztą co miałabym robić w pustym domu? Siedzieć i oglądać głupkowate seriale telewizyjne? A może rozmyślać o problemach i zastanawiać się jak długo jeszcze pożyję?

Moje życie było do bani. Nic się w nim nie układało, wszystko było beznadziejne... Tak jak teraz. Siedziałam w szpitalu i czekałam aż całkowicie obca mi kobieta urodzi dziecko. W sumie nie mogłam dowiedzieć się o Dagmarze wcześniej, bo nie widziałam się z ojcem tak długo, że mogło mu się w tym czasie urodzić kilkoro dzieci. Teraz siedział przy łóżku rodzącej, trzymając ją za rękę i pomagając jej w trudnych chwilach. Cieszył się, że będzie miał kolejne dziecko, które będzie kochał i go nie opuści. W przeciwieństwie do pierwszego dziecka, które porzucił i już go nie obchodziło. Oczywiście tym pierwszym dzieckiem byłam ja. Nędzna ja, niewarta miłości i opieki. Coraz lepiej zdawałam sobie z tego sprawę.

Burczało mi w brzuchu, powieki opadały ze zmęczenia, ciało zesztywniało od braku ruchu. Pomyślałam już, że po prostu o mnie zapomnieli gdy z sali porodowej wybiegł mój ojciec z szerokim uśmiechem i szczęściem wymalowanym na twarzy.

- Izabelo masz brata. - Powiedział szczęśliwy jak nigdy i podbiegł do mnie. 

Przytulił mnie tak mocno, że nie mogłam oddychać i nie wiedziałam co robić. Byłam zdziwiona jego zachowaniem. Najwyraźniej nie wiedział co robi, był tak szczęśliwy. 

- Za chwilę go zobaczysz. Teraz przenoszą ich do innej sali.

Nic nie mówiłam, stałam bez słowa i patrzyłam na radość mojego ojca. Był taki szczęśliwy... A ja? Nie potrafiłam odnaleźć się w tej sytuacji. Ostatnio często mi się to zdarzało... Gdy dowiedziałam się o mocach też nie znajdowałam wyjścia i nie odnajdywałam się w tym wszystkim.

Odczekaliśmy wspólnie godzinę, a potem tata zaprowadził mnie do sali poporodowej gdzie znajdowała się Dagmara z dzieckiem, i jeszcze jedna młoda kobieta o ciemnych włosach trzymająca swoje niemowlę na rękach. 

Sala była mała i zwyczajna. Szpitalne metalowe łóżka, białe, a właściwie kiedyś białe ściany, niebieskie, wytarte linoleum na podłodze. Cztery łóżka, w tym dwa puste, na których leżała biała pościel. Przy każdym z nich stała metalowa szafka. Przy zajętych znajdowały się szpitalne łóżeczka na kółkach dla noworodków. Nic ciekawego.

Na ostatnim łóżku pod oknem leżała Dagmara, której w pierwszej chwili nie poznałam. Nie była już taka perfekcyjna i piękna. Teraz jej włosy były posklejane od potu i rozrzucone na białej poduszce. Na twarzy nie było już makijażu przez co wydawała się inną osobą. Była bardziej naturalna, ale nadal ładna.

Podeszłam za tatą  do łóżka i zobaczyłam niemowlę śpiące w łóżeczku. Było takie malutkie i bezbronne. Niebieski becik odsłaniał tylko główkę chłopca o ciemnych, króciutkich włoskach. Był słodki i taki śliczny. Widziałam w swoim życiu dużo noworodków, ale ten był najśliczniejszy ze wszystkich.

Patrzyłam na mojego brata i nie zwracałam uwagi na nic innego. Słyszałam, że w pomieszczeniu odbywają się rozmowy, ale to się nie liczyło. Ta maleńka istotka była tak fascynująca, że nie potrafiłam oderwać od niej wzroku. 

Po chwili dziecko poruszyło się i leniwie otworzyło śliczne, niebieskie oczka. Patrzyło prosto na mnie i po chwili uśmiechnęło się! Ze wzruszenia do oczu napłynęły mi łzy. Nie sądziłam, że tak szybko pokocham mojego brata, a jednak. Życie płata różne figle.

- O, obudził się. - Powiedziała Dagmara sennym głosem.

Ja wiedziałam o tym już wcześniej, ale nie chciałam żeby mi go zabrali.

- Chcesz potrzymać brata? - Zapytał tata i wyjął dziecko z łóżeczka.

Zdziwiłam się, ale z chęcią wzięłam na ręce to małe stworzenie, które podał mi ojciec. Podtrzymywałam główkę wystającą z miękkiego becika. Ku zaskoczeniu wszystkich chłopiec nie płakał. Patrzył tylko w moje oczy i czasami się uśmiechał. Chciałabym aby ta chwila trwała wiecznie, ale niestety po dziesięciu minutach nadeszła pora na karmienie i zabrano mi dzieciątko.

- Wszyscy jesteśmy zmęczeni więc może zostawimy was samych, a my pojedziemy do domu.- Zaproponował tata, a my potaknęliśmy. 

Właściwie nie chciałam odchodzić, ale był środek nocy i ledwo stałam na nogach.  Po cichu opuściłam salę ostatni raz zerkając przez ramię na maleństwo karmione piersią przez Dagmarę. Po wielu godzinach w końcu wyszłam na dwór i wyciągnęłam do płuc rześkie powietrze. Szpitalne klimaty to nie moja bajka.

- Mam odwieźć cię do babci czy wolisz zostać na noc u mnie? - Zapytał tata gdy byliśmy w aucie.

- Obojętnie.- Stwierdziłam i ziewnęłam przeciągle.

- To może lepiej pojedziemy do mnie. Będzie szybciej. To pół godziny jazdy stąd, a do babci dwie. 

Kiwnęłam na zgodę i zasnęłam. 

Byłam na plaży. Miękki, jasny piasek, szum drzew i piękna tafla wody połyskująca w świetle księżyca, zawieszonego nad moją głową. Jezioro, której już kiedyś widziałam, nie tak dawno. Jezioro ze snu, który miałam miesiąc przed urodzinami. To samo jezioro, które wszystko zmieniło. 

,,Izabelo...", ten sam głos co wtedy.

- Już wszystko wiem!- Krzyknęłam do głosu dobiegającego z każdej strony. 

,,Nie wiesz wszystkiego. Jest jeszcze wiele rzeczy, o których nie wiesz", stwierdził głos.

- Wiem wystarczająco dużo. Będę miała moce, no chyba że wcześniej zabije mnie babcia...

,,Nie zabije cię Izabelo. Zdobędziesz moce albo wybierzesz zapomnienie. To twój wybór i nikt nie może rozkazać ci co masz wybrać."

Czyżby temu dziwnemu głosowi zależało na tym żebym wybrała nieurodzenie się? 

,,Byłoby ci lepiej. Nie cierpiałabyś już więcej i nie musiałabyś zmagać się z mocami."

Czyli to prawda. Głos nie chciał żebym dłużej żyła. Tylko dlaczego? Myślałam, że ten głos ma pomóc, wyjaśnić to czego nie wiem, a jednak pomyliłam się. Chciał się mnie pozbyć...

- Wybieram życie!- Krzyknęłam dla pewności.

Usłyszałam przerażający śmiech i poczułam, że coś ciągnie mnie w stronę jeziora. Nie mogłam się bronić, chociaż próbowałam. Szarpałam się, ale z niewidzialną siłą nie  miałam szans. Krzyczałam, ale śmiech nie ustawał, wzmagał się. To było przerażające. Dotknęłam letniej wody, a moje ciało przeszył niewyobrażalny ból. Im głębiej byłam tym ból stawał się większy chociaż myślałam, że gorzej boleć już nie może. Wiłam się z bólu, krzyczałam i płakałam, a niewidzialna siła wciągała mnie głębiej i głębiej. Gdy nie miałam już pod stopami dna poczułam szarpnięcie w dół i zanurkowałam. Cierpiałam niewyobrażalnie, a do tego topiłam się. Myślałam, że już po mnie, gdy nagle tajemnicza siła wyrzuciła mnie na brzeg. 

,,Co teraz wybierasz Izabelo?", kpił głos. Już nie był taki jedwabisty i słodki, tylko pełen nienawiści.

- Wybieram życie.- Wysapałam wykończona bólem.

,,Jeszcze zobaczymy." , wysyczał głos.

Myślałam, że znowu zacznę się topić, ale na szczęście wybudziłam się z koszmaru. 

Jezioro zapomnieniaOnde histórias criam vida. Descubra agora