5

15 2 0
                                    

Stwierdziłam, że skoro pozostało tylko kilka dni do końca roku szkolnego to nie ma sensu brać wszystkich ciężkich książek. Wzięłam małą torebkę na ramię, a do środka zapakowałam kilka najważniejszych zeszytów i piórnik. 

Tym razem udało mi się wyjść z mieszkania niezauważona, bo mama wróciła do starych zwyczajów i spała w najlepsze podczas gdy ja musiałam wstać i iść do szkoły. Nie zjadłam nawet śniadania, bo bałam się, że przypadkiem obudzę mamę i będę miała kolejne kłótnie i wywody. Jak dawno nie prowadziłyśmy ze sobą zwykłej rozmowy... 

Szłam prostym chodnikiem w stronę mojego liceum. Kończyłam drugi rok na kierunku humanistycznym i byłam całkiem zadowolona ze szkoły, nauczycieli, kolegów z klasy. Miałam przeciętne oceny, średnia prawie cztery więc byłam w miarę zadowolona i nie wymagałam od siebie rzeczy niemożliwych. Lubiłam się czasami pouczyć, szczególnie gdy byłam w domu sama i nikt nie próbował wyprowadzić mnie z równowagi. Ogólnie rzecz biorąc szkoła i nauka podtrzymywały mnie przy życiu i jak do tej pory nie zwariowałam pod naporem problemów rodzinnych.

Po półgodzinnej wędrówce dotarłam przed dużą szkołę, z którą byłam mocno związana. Prosty, dwupiętrowy budynek w kolorze żółtym, na planie prostokąta. Po środku przeszklone, dwuskrzydłowe drzwi wejściowe. Niby zwykły budynek, a jednak miał w sobie coś wyjątkowego.

- Hej Iza. - Usłyszałam głos za plecami.

Odwróciłam się i zobaczyłam Ewę moją najlepszą przyjaciółkę, z którą chodziłam do klasy. Ubrała krótką spódniczkę w czarno-białą kratę i białą koszulę mgiełkę. Do tego czarne kilkucentymetrowe koturny. Nie zdziwiłam się, bo wiedziałam, że moja koleżanka zawsze miała odmienny styl niż ja. Wolała spódniczki i obcasy, a ja jeansy i trampki. Z wyglądu też bardzo się różniłyśmy. Ja wysoka, szczupła, niebieskooka blondynka, a Ewa niższa o kilkanaście centymetrów z pełniejszymi kształtami. Brązowe włosy, piwne oczy... Takie dwa odmienne światy, a jednak połączyła nas przyjaźń. Kto by pomyślał.

- Czemu cię nie było? Nawet do mnie nie zadzwoniłaś. Martwiłam się. - Powiedziała swoim piskliwym głosem i przyjrzała mi się dokładnie. - Znowu problemy rodzinne?

-Taa. Za dobrze mnie znasz. - Powiedziałam i opuściłam głowę. Nie byłam w nastroju na pogaduszki.

- Ok to może pójdziemy pod salę. - Zaproponowała.

Ruszyłyśmy w stronę wejścia. Udałyśmy się pod salę od polskiego i usiadłyśmy na ławce pod oknem. Nie czułam się za dobrze i gdyby nie pomoc koleżanki zgubiłabym się w znajomej szkole. Byłam taka rozkojarzona, że poszłabym piętro wyżej.

- Widzę, że nie jesteś w humorze. Musieli ci nieźle nagadać. - Powiedziała Ewa po dłuższym milczeniu. Nie potrafiła siedzieć w ciszy. Była zbyt gadatliwa.

Odmruknęłam coś i wyjęłam z kieszeni komórkę. Zdziwiłam się widząc wiadomość.

Mama: Mam dziś wolne i jak wrócisz pójdziemy do restauracji.

Wybałuszyłam oczy i stwierdziłam, że moja własna matka chce mnie wykończyć psychicznie. Na pewno chciała oskarżać mnie o mnóstwo rzeczy. Jej pomysły nigdy nie były udane.

- Mam dość! Dziś wyprowadzam się do babci. Jak będziesz chciała możesz mnie tam odwiedzać. - Powiedziałam. 

Podjęłam decyzję i byłam pewna, że to najlepsza opcja. Nic innego nie dało się zrobić. Zostać i nie zwariować było rzeczą niemożliwą. Pozostawała przeprowadzka. Niech matka mówi co chce. Już mnie to nie obchodzi. 

- Urodziny też wyprawisz u babci? - Zapytała moja towarzyszka.

No właśnie, urodziny... Przypomniałam sobie sen i zaczęłam zastanawiać się czy to może być możliwe. Magia, moce, dar. To brzmiało jak bajka dla dzieci, a nie rzeczywistość. 

- Halooo, słyszysz mnie? - Wyrwała mnie z zamyślenia.

- No tak, raczej tak. - Odburknęłam.

- Nie da się dziś z tobą gadać. - Oskarżyła mnie Ewa i odwróciła w stronę okna.

^^^

Reszta lekcji minęła szybko i milcząco. Nikt nie chciał ze mną gadać, a mi to nie przeszkadzało. Byłam zajęta rozmyślaniem o dziwnym śnie i urodzinach, które miały odbyć się za miesiąc. Planowałam skromną imprezę, kilka najbliższych znajomych i tyle. Chciałabym oczywiście dużą imprezę w kręgielni, ale nie było mnie stać, a na pieniądze od matki nie mogłam liczyć. Zawsze była skąpa. Z kolei ojca nie miałam zamiaru prosić o pieniądze, bo aż tak zdesperowana nie byłam. Wystarczy mi mały torcik czekoladowy i kilku przyjaciół. W sumie moich bliskich znajomych mogłam policzyć na palcach jednej ręki. Lubiłam artystyczne rzeczy więc postanowiłam sama zrobić kilka ładnych zaproszeń, bo słowne zapraszanie było jak dla mnie tandetne.

Wracałam do domu tą samą drogą, ale podróż powrotna zajmowała mi znacznie więcej czasu. Nie spieszyło mi się i nie miałam ochoty na restauracje i kłótnie. Chciałam przyjść, wziąć zapakowane torby i iść do babci. Mieszkała trochę daleko, a autobusy tam nie jeździły więc byłam zmuszona sama targać ciężkie torby z ubraniami i najważniejszymi rzeczami. Wolałam wziąć wszystko na raz, a nie wracać pięćdziesiąt razy i spotykać matkę.

Weszłam na klatkę schodową i bardzo wolno i z niechęcią wspięłam się po schodach. Złapałam za klamkę, drzwi ustąpiły, a ja przeżyłam szok. 

Zobaczyłam moją rodzicielkę stojącą w salonie. Jednak nie to mnie zamurowało. Była odwrócona do mnie plecami i całowała się z jakimś starym dziadem! Paskudny, wychudzony, stary... Wyglądał jak mój dziadek. Nie zauważyli mnie i nadal się obściskiwali. To był najobrzydliwszy widok jaki kiedykolwiek widziałam. 

Miałam ochotę wrzeszczeć lub rzucić się na nich i pobić, ale byłam taka zniesmaczona, że nie wiedziałam co robić więc poszłam jak najciszej potrafiłam do swojego pokoju i złapałam zapakowane torby. 

Wyszłam obładowana na przedpokój i dopiero wtedy zostałam zauważona. Patrzeli na mnie jak na kosmitę, a ja na nich jak na gówno na bucie, w które właśnie wdepnęłam. Moja matka w moich oczach była nikim. Skończyło się bierne przyglądanie i znoszenie upokorzeń. 

- Nara wam obrzydliwe śmiecie. - Mruknęłam i wyszłam z mieszkania.

Usłyszałam za sobą różne oskarżenia i obelgi, ale miałam to wszystko gdzieś. Miałam nadzieję, że już nigdy ich nie zobaczę. Jednak paskudny widok, który ujrzałam nie chciał zniknąć z pamięci i ciągle pojawiał się przed oczami. 

Zrobiło mi się niedobrze więc musiałam zatrzymać się i usiąść na ławce. Wtedy usłyszałam dzwonek telefonu, ale widząc, że to matka odrzuciłam połączenie i wyłączyłam komórkę. Za wiele zranień z jej strony. Pękłam i przypominając sobie wszystkie złe rzeczy z nią związane popłakałam się. Na szczęście nikogo nie było w pobliżu. 

Po jakimś czasie ruszyłam w dalszą drogę do nowego życia. Płacz pomógł i uspokoił moje zszargane nerwy. Byłam wolna i postanowiłam cieszyć się każdą chwilą z dala od matki. 

- Jestem. - Powiedziałam do babci i rzuciłam ciężkie torby na ganek. Ręce miałam całe czerwone, odcisnęły się też na nich paski toreb, strasznie bolały i miałam wrażenie, że za chwilę odpadną. Byłam jednak szczęśliwa, uwolniłam się z koszmaru.



Jezioro zapomnieniaOnde histórias criam vida. Descubra agora