Spotkanie

10 1 0
                                    

Wyszedłem z samochodu i zatrzasnąłem drzwi za sobą. Dom Wysockiego wyglądał jeszcze bardziej imponująco niż na zdjęciach, które widziałem. Wczesne poranne światło odbijało się od wielkich okien, nadając całemu miejscu niepokojący chłód. Było w tym domu coś więcej niż tylko bogactwo – coś, co od razu przypominało mi o ludziach, którzy przywykli do kontroli.

Zapukałem do drzwi. Po kilku sekundach otworzyła je młoda kobieta, najpewniej jedna z pracujących tu osób. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, odsunęła się na bok i skinęła głową, wpuszczając mnie do środka.

— Pan Wysocki jest w gabinecie, zaraz do pana przyjdzie — powiedziała cicho, po czym zniknęła gdzieś w głębi domu.

Rozejrzałem się. Wszystko było idealnie zorganizowane, każdy detal na swoim miejscu. Tego właśnie oczekiwałem od Wysockiego – sterylności i perfekcji. Słyszałem, że jest pedantem, ale widzieć to na własne oczy, to co innego. Dom był imponujący, ale zimny. Jak muzeum.

Wtedy ją zobaczyłem.

Laura zeszła po schodach, nieświadoma mojej obecności. Miała na sobie skąpą piżamę – krótkie szorty i luźną koszulkę, która ledwo zakrywała jej ramiona. Jej długie, jasne włosy były potargane, a kilka kosmyków opadało jej na twarz. Poruszała się z lekkością, jakby cała przestrzeń należała do niej.

Była piękna. Nie w sposób, który wymaga wysiłku, ale w sposób, który przykuwa uwagę bez względu na okoliczności. Smukła sylwetka, idealnie proporcjonalna figura, delikatnie opalone nogi. Jej błękitne oczy, choć jeszcze trochę zamglone snem, były pełne życia. Ale to nie jej uroda mnie zaskoczyła. To była pewność siebie, którą emanowała. Jakby cały świat miał się dostosować do niej, nie na odwrót.

Zauważyła mnie dopiero, gdy stanęła na ostatnim stopniu schodów. Na chwilę zamarła, patrząc na mnie z mieszaniną zdziwienia i irytacji.

— A ty to kto? — zapytała bezceremonialnie, unosząc brew.

— Aleksander Storm. Twój nowy ochroniarz. — Wyprostowałem się, mówiąc to tonem, który zawsze używałem w takich sytuacjach – spokojnym, profesjonalnym.

Jej reakcja była natychmiastowa. Parsknęła śmiechem, jakby właśnie usłyszała najlepszy żart dnia.

— Ochroniarz? Mój ojciec chyba zwariował. — Skrzyżowała ręce na piersi, unosząc podbródek w wyzywającym geście. — Nie potrzebuję ochroniarza. A już na pewno nie takiego.

Zmrużyłem oczy, mierząc ją wzrokiem. Była młoda, może zbyt młoda, żeby zrozumieć, jak działa świat jej ojca. Znałem ten typ – uparty, pewny siebie, przekonany, że wie lepiej.

— Nie musisz mnie lubić — powiedziałem spokojnie. — Nie jestem tu, żeby zdobywać twoją sympatię. Ale czy ci się to podoba, czy nie, jestem tu, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo.

— Bezpieczeństwo? — Prychnęła, robiąc krok w moją stronę. — Chyba nie wiesz, że moje życie jest całkiem normalne, w przeciwieństwie do paranoi mojego ojca. W Londynie nikt nie potrzebował mnie chronić. Dlaczego nagle miałoby to być konieczne?

— Bo twój ojciec ma wrogów. A ci wrogowie wiedzą, że jesteś jego słabym punktem. — Przysunąłem się bliżej, utrzymując jej spojrzenie. — Nie musisz mi wierzyć. Ale radzę ci jedno – nie ignoruj rzeczy, których nie rozumiesz.

Laura przewróciła oczami i odwróciła się na pięcie, jakby właśnie zdecydowała, że nie ma sensu ze mną rozmawiać.

— Świetnie — mruknęła, idąc w stronę kuchni. — Możesz się tu rozgościć, ale ostrzegam – nie licz, że będę współpracować.

Shadows of Power: The WolfWhere stories live. Discover now