Laura miała prawo być zła. Na mnie, na swojego ojca, na cały świat, jeśli chciała. Ale to niczego nie zmieniało. Musiała tu zostać. Tak długo, jak to konieczne, i więcej rzeczy mnie nie interesowało. Bezpieczne miejsce, daleko od chaosu Londynu i tych, którzy mogli jej zagrozić. To był mój priorytet.
Siedziała przed kominkiem, wpatrując się w płomienie. Na jej twarzy malował się chłód, który czułem nawet z drugiego końca pokoju. Nie odezwała się od dłuższej chwili, a ja nie zamierzałem zmuszać jej do rozmowy. Wiedziałem, że milczenie czasami mówi więcej niż słowa.
Była odcięta od wszystkiego, co znała. Bez telefonu, bez mediów społecznościowych, bez swoich znajomych. Dla niej to było więzienie, dla mnie – jedyny sposób, żeby ją chronić. Tylko czy ona kiedykolwiek to zrozumie?
— Może chcesz jakąś książkę? — zaproponowałem, łamiąc ciszę, która zaczynała mnie męczyć.
— Nie — odpowiedziała krótko, nawet nie odrywając wzroku od ognia.
Przez chwilę patrzyłem na nią, próbując zdecydować, czy się wycofać, czy kontynuować.
— To może pójdziesz ze mną po drewno? — zapytałem, starając się, żeby mój głos brzmiał neutralnie.
Laura w końcu na mnie spojrzała, a jej spojrzenie było jak lód. Była zła, zmęczona i prawdopodobnie chciała, żebym się po prostu zamknął. Ale zamiast odpowiedzieć, westchnęła głośno i wstała, jakby chciała mi udowodnić, że mogła coś zrobić, ale tylko dlatego, że sama tak zdecydowała.
— Dobra, pójdę — rzuciła z pretensją, zarzucając na siebie ciepły sweter. — Ale nie dlatego, że mnie o to prosisz. Po prostu muszę coś zrobić, bo inaczej zwariuję.
Wyszedłem za nią, otwierając drzwi na zewnątrz. Zimne powietrze uderzyło mnie w twarz, a śnieg delikatnie prószył, osiadając na drewnianych schodach. Laura szła przede mną, z rękami schowanymi w kieszeniach. Mimo wszystko cieszyło mnie, że zgodziła się wyjść.
— Drewno jest w szopie, tam na lewo — powiedziałem, wskazując ręką.
Nie odpowiedziała, tylko ruszyła w tamtą stronę. W jej krokach było coś niepewnego, jakby nadal nie czuła się dobrze w tym miejscu. Ja jednak czułem się odpowiedzialny, żeby sprawić, by poczuła się tu bezpiecznie, nawet jeśli musiałem to zrobić wbrew jej woli.
Kiedy dotarliśmy do szopy, otworzyłem drzwi i wskazałem na stos drewna poukładany na jednej ze ścian.
— Weź, ile możesz unieść, a ja zajmę się resztą.
— Wiem, jak nosić drewno — powiedziała z nutą irytacji, nachylając się po kilka polan.
Przez chwilę obserwowałem, jak stara się udowodnić, że świetnie radzi sobie sama. Ale w jej ruchach było coś niezdarnego, co sprawiało, że musiałem się powstrzymać, żeby jej nie pomóc.
— Uważaj, bo... — zacząłem, ale zanim skończyłem, jedno z polan wypadło jej z rąk i potoczyło się na podłogę.
— Nie potrzebuję twojej pomocy! — wybuchnęła, odwracając się do mnie z wściekłością w oczach. — Mogę zrobić to sama. Mogę zrobić wszystko sama, Aleks. Nie musisz kontrolować każdego mojego kroku.
Patrzyłem na nią przez chwilę, próbując znaleźć odpowiednie słowa. Ale prawda była taka, że nic, co bym teraz powiedział, nie poprawiłoby sytuacji.
— W porządku — powiedziałem cicho, unosząc ręce w geście poddania. — Rób to po swojemu.
Opuściła wzrok, podnosząc z podłogi zgubione polano. Jej złość zaczynała opadać, a ja czułem, że może teraz nie jest moment, żeby mówić więcej. Po chwili oboje wyszliśmy z szopy w ciszy, z naręczami drewna. Ale nawet ta cisza miała w sobie coś, co przypominało mi, że wciąż między nami były niewypowiedziane słowa.
CZYTASZ
Shadows of Power: The Wolf
RomanceW burzowym i mrocznym świecie Warszawy, Laura Wysocka, młoda i niezależna kobieta, staje się celem zagrożenia, którego źródło jest owiane tajemnicą. Jej ojciec, potężny i wpływowy człowiek, wynajmuje Aleksandra Storma, byłego żołnierza o burzliwej p...