Rozdział XL

655 41 18
                                    


Do mieszkania wróciłam taksówką. Zazwyczaj poruszałam się po mieście piechotą, ale tym razem, po wyjściu z mieszkania Eda, mogłabym zgubić się w drodze do własnego lokum. Ciężko było mi rozróżnić, czy moja głowa pełna była myśli, czy też w pewnym momencie nagromadziło się ich tyle, że wszystkie eksplodowały pozostawiając pustkę. Wyjątkowo nie miałam ochoty na głębszą analizę. Najzwyczajniej na świecie uśmiechałam się, posiedziałam chwilę w samochodzie, zapłaciłam kierowcy, wstąpiłam do księgarni znajdującej się nieopodal, wciąż się uśmiechałam, zamknęłam za sobą drzwi wejściowe, uśmiechnęłam się raz jeszcze. Tym razem nie zamierzałam komplikować sobie życia. Mimo tego, iż nie miałam pojęcia na czym stoję z Sheeranem, Jake nawet nie przypuszczał, że Rudy mógłby mi się spodobać, Nina napierała, by uzyskać o nas więcej informacji... Byłam szczęśliwa. Nie potrzebowałam problemów. Choć przez chwilę chciałam poczuć, jak to jest ich nie mieć.
Na zewnątrz zaczęło się ściemniać. Nie lubiłam, gdy w mieszkaniu było ciemno i ponuro, dlatego gdy tylko słońce zaczynało przygotowywać się do snu, włączałam wszystkie możliwe lampy. Gosling początkowo miał w planach wpaść do mnie o siódmej, ale poinformował esemesem, że jednak przyjedzie wcześniej. Doszłam do wniosku, że będę gościnna i coś ugotuję. Zazwyczaj korzystałam z kuchni tylko wtedy, gdy było to koniecznością. Czyli gdy umierałam z głodu. Tego dnia byłam pewna siebie i równie pewna swych zdolności kulinarnych (pomijając fakt, że nie istniały). Rozłożyłam na blacie wszystkie składniki, które wymieniono w przepisie na lasagne. Położyłam dłonie na opakowaniu mięsa, starając się znaleźć wystający fragment folii, który ułatwiał otwarcie. Przez kilkanaście sekund obracałam palcami plastikowe opakowanie, zachowując spokój. Kolejne kilkanaście sekund wprowadziło mnie w stan furii. Sięgnęłam po telefon, aby wykręcić numer ulubionej pizzerii.
Jake przyniósł ze sobą oczywiście piękną towarzyszkę - butelkę whiskey. Pił często, w niewielkich ilościach. Nie byłam pewna, czy nie podchodziło to pod alkoholizm. Rzadko doprowadzał się do stanu, gdy niezbyt kontaktował z otaczającym go światem, lecz równie rzadko mógł przyznać, iż nie był pod wpływem napojów mocnych. Zanim jednak odkręcił zakrętkę trunku, wyniósł z mojego mieszkania kolumny i spakował je do samochodu. Nie za bardzo rozumiałam dlaczego przyjechał autem, skoro miał zamiar pić, lecz nie chciałam wchodzić w zbędną dyskusję. Dopóki kolumny nie blokowały przejścia, a Gosling nie miał zamiaru prowadzić po opróżnieniu zapewne połowy butelki - wszystko było okej. Na stoliku obok kanapy otworzyliśmy ogromny karton, który opiekował się troskliwie naszą pizzą. Najlepszą pizzą świata! Nie chodziło o to, że wybrane przez nas składniki były moimi ulubionymi, albo że zamówiliśmy ją w najwspanialszej pizzerii na Ziemi. To nie tak. Była wyjątkowa, bo czekaliśmy na nią ponad godzinę, dzięki czemu zdążyliśmy okropnie zgłodnieć. Mój żołądek zaciskał się coraz mocniej. Przysięgam, że chwila czekania dłużej, a straciłabym przytomność. Bez gracji i wdzięku wepchnęłam sobie do buzi spory kawałek, który zalany był lejącym serem.
- Dzwonimy po Ninę? - wtrącił Jake, nie mogąc oderwać wzroku od naszej pięknej, wspaniałej pizzy.
- Wyślę jej wiadomość - odpowiedziałam, już dotykając utłuszczonym paluchem ekranu.
- Mogłabyś też zaprosić Eda, ale... nie będę cię namawiał. Wiem, że między wami nie najlepiej.
Widocznie starał się mnie przekonać. Chciał spotkać się z Sheeranem. Chciał zarazem pokazać, że jest w stanie zaakceptować to, iż nie przepadam za jego przyjacielem. Gdyby tylko znał prawdę...
- Nie jestem dzieckiem, Jake. Nie mam zamiaru zgrywać obrażonej dziewczynki. Zaproś go - wzruszyłam ramionami, kończąc przeżuwać kawałek i zgrywając znudzoną.
Wewnątrz krzyczałam ze szczęścia. Gdybym siedziała teraz wyłącznie z Niną, pewnie zaczęłabym biegać wokół kanapy, idiotycznie piszcząc. Musiałam porządnie się skupić na spowolnieniu oddechu. Czy gdybym napisała Ninie, że spotkanie odwołane, a Goslinga wyrzuciła za drzwi, zostawiając w mieszkaniu tylko Eda, byłoby to podejrzane... ? Bardzo chciałabym to zrobić.
- Sama do niego napisz. Nie chcę zapraszać go do twojego mieszkania - zaczął już pisać wiadomość, gdy będąc w trakcie przerwał sobie, by wtrącić te zdania.
- Jesteś dziwny... - nie odrywałam wzroku od wyświetlacza telefonu, by tuż po zaproszeniu Nesbitt móc napisać do Eda. Mojego Eda. No... częściowo mojego. W zasadzie nie był mój. Jeszcze!

Przywitałam go zwyczajnie, oschle.
- Cześć - otwierając drzwi starałam się nie patrzeć mu w oczy.
Gdybym to zrobiła, nie byłabym w stanie powstrzymać śmiechu. W odpowiedzi odchrząknął, również mnie unikając. Zauważyłam jednak, że przy odwieszaniu kurtki uniósł ku górze kącik ust. Na początku niepotrzebnie obawiałam się, iż zmienił swoje podejście i znów będziemy bawić się w te dobre i złe dni Ed Sheerana. A on był po prostu dość dobrym aktorem. Pomijając przemycanie uroczych uśmieszków.
Siedzieliśmy w salonie. Jake rozmawiał z Rudym, siedzieli na kanapie. Ja usiadłam na sporych rozmiarów fotelu. To znaczy... nie konkretnie na nim. Pomiędzy mną a fotelem znalazła się Nina, która chwilę wcześniej błagała, abym się na niej nie rozkładała. Zrobiłam jednak swoje, a Gosling mi pogratulował. Uwielbiał irytować blondynkę.
- Nina... - szepnęłam jej do ucha, starając się nie poruszać wargami.
Wcześniej upewniłam się, że mojego blond przyjaciela pochłonęła rozmowa z Sheeranem. Dodałam jak najszybciej.
- Widziałam się dzisiaj z Edem.
Zepchnęła mnie ze swoich kolan, dzięki czemu omal nie upadłam z hukiem na podłogę. W ostatnim momencie podparłam się ręką o stolik.
- Ola, niedobrze mi. Chodźmy do kuchni. Zaparzysz mi jakieś... ziółka - zabrzmiało to tak sztucznie...
- Ja mam fajne ziółka, mogę cię poczęstować - blondyn przerwał rozmowę z przyjacielem, zwracając się do Nesbitt.
Dziewczyna odpowiedziała mu zmarszczeniem brwi i spojrzeniem, które powinno mu uświadomić, że tekst ten nie należał do najlepszych.
- O czym rozmawialiście? - rzuciła cicho, gdy tylko znalazłyśmy się w innym pomieszczeniu.
- Chcesz usłyszeć pełną wersję, czy mogę to jakoś streścić? - mimo tego, że pytanie zabrzmiało zabawnie, mówiłam serio.
Nie miałam pojęcia dlaczego, ale Nesbitt uwielbiała, gdy rozklejałam się przy niej i prowadziłam swoje godzinne monologi. Wyrzucałam z siebie myśli, a ona tylko przyglądała mi się i słuchała z zainteresowaniem. Jakby jej życie nie było na tyle interesujące, by o nim wspominać.
- Tym razem poproszę o skrót... - szukała w szafce ulubionego kubka.
- Przyszłam, chciał mnie wygonić, zaczęłam mówić, wyznałam mu miłość, on mi...
- Co ty pierdolisz?! - krzyknęła.
- Co ona pierdoli? - z pomieszczenia obok odezwał się rozbawiony Jake.
Kuchnia i salon połączone były drzwiami. Aby zareagować na krzyk mojej przyjaciółki, Gosling nie musiał nawet podsłuchiwać. Prawdopodobnie o jej zaskoczeniu dowiedzieli się również sąsiedzi z naprzeciwka.
- Nie wcinaj się! - odpowiedziała mu, widocznie podirytowana.
Na chwilę uciekła wzrokiem, ale szybko wróciła, aby mierzyć mnie tym stanowczym spojrzeniem. Czego oczekiwała? Nie mogłam opowiadać o tym jak bardzo ekscytowała mnie sama myśl o Sheeranie, gdy ten siedział za ścianą, udając, że mnie nienawidzi.
- Jednak musisz wdać się w szczegóły - uniosła brwi, wciąż czekając.
- Kiedy indziej. Chyba go kocham - zaczesałam palcami włosy, mając przy tym wyjątkowo smutną minę.
Nie chciałam przebywać w kuchni, gdy miałam świadomość, że kilka metrów dalej znajduje się on. Chciałam przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, obserwować go, słuchać jego głosu, z fascynacją przeżywać moment, gdy głośno się zaśmieje. Chciałam być z nim.
Nesbitt nie nalegała bym została. Po moich słowach zwyczajnie, szczerze się uśmiechnęła. Byłam jej za to wdzięczna. Za ten brak słów i czyste zrozumienie.
Usiadłam z powrotem na fotelu, unikając kontaktu wzrokowego z Edem. Skupiłam go na Goslingu, udając, że z zainteresowaniem słucham jego wypowiedzi. Nina została w kuchni jeszcze na chwilę, przeglądając coś w telefonie. Zapewne ekran iPhone aż tak by jej nie wciągnął, gdyby nie mój błąd z przeszłości. Podałam jej hasło do Wi-Fi.
- Zaraz dokończę, idę do łazienki - wstając z miejsca, Jake wypowiedział te słowa, po czym dużymi krokami zaczął maszerować w kierunku korytarza.
Przełknęłam ślinę. Opuściłam nieco głowę, wzrok wbijając w zaplecione dłonie. Uniosłam tylko wzrok, aby móc sprawdzić, czy Sheeran mnie obserwuje. Gdy zderzyliśmy się spojrzeniami, uniósł ku górze kącik ust, a jego oczy widocznie zabłysnęły. Zachichotałam bezgłośnie, wracając wzrokiem na pomalowane paznokcie. Serce waliło zdecydowanie za szybko. Oby ominął mnie zawał.
- Sulewski... - szepnął.
Automatycznie zerknęłam w jego stronę, zaskoczona.
- Mogę zostać na noc? - znów się uśmiechnął.
Znów w ten sam sposób. W ten sposób, który rozdzierał mnie na maleńkie części. Moment rozdarcia w tym przypadku był jednak tak przyjemny, że mógłby uśmiechać się bez przerwy, a ja mogłabym wiecznie się rozpadać i zbierać z powrotem w całość.
- Jeśli ci się uda... - odpowiedziałam, marszcząc przy tym brwi.
Zastanawiałam się, co wymyśli. Jak niby chciał zostać, gdy skazani byliśmy na towarzystwo Goslinga i Nesbitt? Nie mogłam uwierzyć w to, że przeszkadzała mi obecność dosłownie wszystkich, tylko nie Eda.
Wrócił mój blond przyjaciel, wróciła i Nina. Na moment wkręciliśmy się wszyscy w niezobowiązującą rozmowę o serialach. W końcu mogłam odezwać się do Sheerana. Później, jak zwykle, faceci sprowadzili wszystko do muzyki. Nina miała już dość rozmów o nagrywaniu, gdyż większość czasu spędzała w studio, dlatego zagadała mnie o pracę. Nie miałam pracy. Chyba dlatego nasza rozmowa nie trwała zbyt długo. Zajęłyśmy się oglądaniem telewizji. Po pół godzinie Gosling zdecydował, że czas dać mi spokój i opuścić mieszkanie. W imieniu wszystkich gości oznajmił, że muszą wyjść. Miałam ochotę wspomnieć, że jedna osoba w zasadzie mogłaby zostać, ale nie zabrzmiałoby to najlepiej. Jeszcze nie daj Boże zostałaby Nina! To znaczy... ech.
Opierałam się bokiem o framugę drzwi dzielących korytarz z kuchnią. Przyglądałam się trójce moich znajomych, którzy wsuwali na nogi buty i zakładali kurtki. Robili to w ciszy, dzięki czemu jedynym co było słychać stał się szelest okryć wierzchnich. Palec wskazujący prawej dłoni włożyłam do buzi, gryząc go nerwowo.
- Au! - krzyknął Rudy, a ja automatycznie się uśmiechnęłam.
Ed objął dłonią kostkę, krzywiąc się jak dziecko, któremu włożono do buzi plasterek cytryny. Gdy Jake przyglądał się swojemu przyjacielowi, z niepokojem mrużąc przy tym brwi, Nesbitt zauważyła mój uśmiech. Zagryzła dolną wargę, unosząc jedną brew i podejrzewając, że coś knujemy. W odpowiedzi wzruszyłam obojętnie ramionami. Mój uśmiech chyba jednak mnie zdradzał.
- Co się stało? - spytał Gosling, zasuwając zamek kurtki.
- Wczoraj trochę uszkodziłem kostkę, przypomina mi o sobie... Zadzwonię po taksówkę - udając, że kuleje, przeszedł z powrotem do salonu.
- Zostanie tylko na chwilę, taksówka przyjedzie szybko - mój blond przyjaciel starał się mówić możliwie najciszej, gdyż nie chciał urazić Sheerana.
Czy Jake naprawdę starał się mnie pocieszyć? Był taki uroczy.
- Dam radę. Zwijajcie się, bo za chwilę ugotujecie się stojąc tu w tych kurtkach... - pokręciłam głową, symulując zmęczoną.
Szybko pożegnałam się z Niną i Goslingiem. Gdy tylko przekręciłam klucz w zamku, na moją twarz wskoczył uśmiech pełen ekscytacji. Przeszłam do salonu, nie kryjąc entuzjazmu. Ed jednak wciąż marszczył brwi, masując kostkę.
- Myślałam, że chciałeś po prostu...
Podeszłam bliżej, zakładając za ucho kosmyk włosów. Zastanawiałam się, jak mogłabym mu pomóc. W zasadzie miałam już doświadczenie w ratowaniu jego kostki. Powinnam chyba pójść po mrożonkę... Usiadłam na kanapie, obok mężczyzny, przyglądając się ze zmartwieniem jego nodze.
- Bardzo boli? - wyczekiwałam odpowiedzi.
Doczekałam się wyłącznie wybuchu śmiechu, którego Rudy nie mógł dłużej wstrzymywać. Rozłożył się wygodnie na kanapie, przyglądając się mojej twarzy, która powoli zaczęła się rozjaśniać w uśmiechu.
- Idiota... - szepnęłam, a następnie wstałam aby wyłączyć telewizor.
Bez słowa wyszłam z pomieszczenia i już po chwili znalazłam się w sypialni. Otworzyłam drzwi szafy, szukając piżamy. Czułam się dość dziwnie. Powinnam była usiąść obok Eda, złapać go za rękę, rozmawiać, śmiać się, patrzeć mu w oczy. Nie chciałam jednak nadużywać swoich praw. Czy to w ogóle należało do moich praw? Nie miałam nawet pojęcia, czy byliśmy razem, ale raczej nie. W takim razie czym byliśmy... ?
Zaskoczył mnie dźwięk telefonu, który powiadamiał o nowej wiadomości. Otworzyłam ją bez zastanowienia.

Witam Cię, Olu.
Doskonale wiesz, że nie pisałbym bez ważnego powodu.
Zadzwoń w wolnej chwili.
Proszę.

Dawid Sulewski

Ojciec miał to do siebie, że nie było w nim nic z prawdziwego ojca. Przez całe życie rozmawialiśmy ze sobą, w porywach, do pięciu razy. Większość czasu spędzał w szpitalu, operując lub rozmawiając z chorymi. Nie był pracoholikiem. Bardzo kochał ludzi, cenił ludzkie życie ponad wszystko. Został obdarzony niesamowitym talentem, o czym świadczyło jego oddanie w kwestii chirurgii. Czasami nie wracał do domu przez dwa tygodnie, ponieważ grafik przepełniony miał operacjami oraz wizytami u pacjentów. Dbał o nich.
Jako mała Ola uważałam, że tata był najwspanialszym człowiekiem na świecie. Rodzina mawiała, iż był dobrym aniołem stróżem. Strzegł swoich pacjentów, dbał o nich i wiedział, czego potrzebują. Uratował niezliczoną ilość żyć.
Gdyby znalazł choć chwilę, aby wrócić kiedyś do domu, może uratowałby życie swojego wnuka... ?
Po odczytaniu wiadomości odłożyłam iPhone na parapet, uprzednio wyciszając dźwięk telefonu. Zerknęłam w bok. Sheeran stał w drzwiach, miał poważną minę.
- Stało się coś? - przyglądnęłam się mu z wyraźnym zaciekawieniem.
Podszedł do łóżka. Usiadł na skraju materaca.
- To ja chciałem spytać. Wszystko w porządku? - przełknął ślinę, układając dłonie na kolanach.
Prawa na prawym, lewa na lewym. Owinął na nich palce. Widocznie się spiął.
- Tak, szukam piżamy. Wykąpię się i idziemy spać - odpowiedziałam mu z lekkim uśmiechem.
Nie chciałam, by odebrał moje nagłe wyjście z salonu w ten sposób... Mogłam tam zostać.
- Dobrze... - przytaknął, rozglądając się wokół - na pewno wszystko okej?
Szukał potwierdzenia, że nie jestem obrażona. Uśmiechnęłam się szeroko, potakując. Usiadłam obok niego.
- Tak poza tym to nie czas na piżamę. Wychodzimy - odwrócił głowę w moją stronę, czekając na reakcję.
- Wychodzimy? Gdzie? - ciężko było mi rozróżnić kiedy żartował, a kiedy mówił całkowicie poważnie.
- Zobaczysz. Ubierz się ciepło.

Wbijaliśmy stopy w warstwę śniegu, która świeżo pokryła asfalt. Tworząc w niej odciski ciężko było ignorować zabawne chrupanie. Postawiłam na stylowy strój - szerokie dresy i gruby, różowy sweter, a całość okryłam puchową kurtką. Nie chciałam zmarznąć, ale chyba przegięłam w drugą stronę. Było mi tak gorąco, że musiałam rozpiąć zamek, a czapkę zsunąć z głowy i zacisnąć w dłoni. Prawej dłoni. Lewa splotła palce z palcami Sheerana. Chciałabym poprosić jakiegoś przechodnia, aby zrobił nam zdjęcie. Musieliśmy wyglądać tak... dziwnie. Całkowicie obca sytuacja.
- Chciałeś mnie wyciągnąć na spacer?
Zagaiłam, obserwując płatki śniegu, które podświetlał blask latarni. Wyglądały magicznie. Lekko, z gracją obracały się wokół własnej osi, aby finalnie miękko wylądować na puchowej powierzchni.
- Idziemy w fajne miejsce. Bądź cierpliwa - zerknął w moją stronę.
- Mam nadzieję, że nie na dach tej rudery, gdzie...
Przerwał mi odchrząknięciem. Otworzyłam szerzej oczy, obarczając go zawiedzionym spojrzeniem.
- Nie, Ed! Nie idę tam! - krzyknęłam, zatrzymując się na środku drogi.
Wciąż jednak zaciskałam jego dłoń. Gdy on stał metr przede mną, a maleńkie kawałki śniegu koniecznie chciały roztopić się na moich rzęsach. Byłam zmuszona mrugać szybciej.
- Idziesz - odpowiedział stanowczo i przyciągnął mnie w swoją stronę dzięki energicznemu szarpnięciu ręką.
Chciał iść dalej, jakimś cudem ciągnąc mnie za sobą. Doskoczyłam do niego, obejmując go ramieniem w pasie. Zdziwiony odwrócił głowę w moją stronę, unosząc brew, a ja wzniosłam się szybko na palcach, aby móc ostrożnie pocałować jego usta. Zrobiłam to delikatnie, powoli. Jakbym chciała oszukać czas i wstrzymać go choćby na kilka sekund. Mógłby odwzajemnić pocałunek, lecz zamiast tego przyglądał mi się z rozbawieniem. Jego twarz tak radośnie rozbłysnęła.
- No chodź - przerwałam moment przyjemnej zadumy.
Mężczyzna jak najszybciej cmoknął mnie w czoło, zanim gwałtownie ruszyłam. Dla niego byłam w stanie się poświęcić. Mogliśmy siedzieć na dachu okropnego budynku nawet całą noc.

Podpieraliśmy się łokciami o prowizorycznie odśnieżony parapet. Przez dłuższą chwilę nie rozmawialiśmy, a skupialiśmy się na widoku. Cały czas łapałam wzrokiem nowe obiekty, które zdawały się być interesujące. W międzyczasie Sheeran wysunął z kieszeni kurtki skręta i zapalniczkę. Zjechałam wzrokiem na jego dłonie, które badały palcami, czy bletka jest dokładnie sklejona.
- Serio? Przyszliśmy tu, żebyś mógł na spokojnie zajarać? - zerknęłam mu w oczy uśmiechając się niepewnie.
Zignorował moje pytanie, odpowiadając wyrzuconym z kontekstu komunikatem.
- Skończyłem "I'm A Mess".
Przytaknęłam, udając, że wiem o co chodzi. Czym było "I'm A Mess"? Piosenką, nazwą albumu, książką?
- Gdy napisałem początek, dałem ci go... - wskazał palcem na sporych rozmiarów, murowany komin, który znajdował się mniej więcej na środku tarasu - o tam. Tam siedzieliśmy. Później uciekłaś.
Zaśmiał się, umieszczając między zębami filtr. Odpalił końcówkę jointa, po czym zaciągnął się głęboko. Momentalnie doleciał do mnie mdły zapach marihuany. Przełknęłam ślinę, czując, że zaraz zwymiotuję.
- Zaśpiewaj całość. Obiecuję, że tym razem nie zwieję - uśmiechnęłam się szeroko, podekscytowana.
- Nie ma opcji. Usłyszysz na koncercie - przytrzymał przez chwilę dym, po czym wypuścił go głośno - kiedyś...
Dodał szeptem, mierząc wzrokiem rozświetlane niewielkimi, jasnymi punktami miasto.
- Nie najlepiej wspominam twoje koncerty... - zmarszczyłam brwi, przypominając sobie moment, gdy znalazłam się za kulisami tego Sheeranowego show.
- Byłaś na jednym. Daj mi drugą szansę - podsunął skręta w moją stronę.
Opuściłam wzrok na dłoń mężczyzny.
- Chcesz? Ostatnio nie pijesz, nie palisz...
Przerwałam mu, odbierając blanta. Zaciągnęłam się mocno. Tak dawno nie paliłam zioła. Krzywiłam się, wstrzymując na przez sekund słodki dym w płucach. Wypuszczając go, wciąż marszczyłam brwi. Ed złapał za filtr i wziął niewielkiego buszka.
- To nie tak, że zgrywam świętą. Albo zaczęłam prowadzić zdrowy tryb życia - odchrząknęłam. - Dzięki niesamowicie profesjonalnie przeprowadzonej aborcji nie mogę mieć dzieci. Ostatnio próbowałam się leczyć, ale...
Wiadomość przekazałam mu z zupełną obojętnością. Zdążyłam już wypłakać swoje, siedząc samotnie w mieszkaniu i praktykując głęboką depresję. Sheeran podtrzymywał skręta przy twarzy. Nachyliłam się, aby móc raz jeszcze się zaciągnąć.
- Przykro mi - w przeciwieństwie do mnie, był zszokowany.
Spodziewał się wszystkiego, ale nie jakichś smutnych historii życia. Nie powinnam psuć miłej atmosfery.
- Mi trochę też... - zmrużyłam oczy - i chuj z tym.
O nie... byłam zjarana. Zaczęło się. Głupie wypowiedzi, ciężkie powieki, niekontrolowany, szeroki uśmiech i obolała głowa.
- I chuj z tym... - szeptem powtórzył moje słowa, widocznie rozbawiony.
Przyglądał mi się dokładnie. Jego oczy przypominały niewielkie, różowawe szparki, a wpłynęła na to głównie działalność zielska. Gdy dotarło do mnie, jak zabawna jest jego twarz (choć wcale nie była), wybuchnęłam głośnym śmiechem. Nawet nie próbowałam go powstrzymać. Śmiałam się coraz głośniej, aż zaczął boleć mnie brzuch. To mnie nie stopowało, choć praktycznie krztusiłam się własnym rechotem, a oczach zgromadziły mi się łzy.
- Boże, Ola... - pokręcił głową z niedowierzaniem.
Widocznie był już odporny na kilka niewielkich wdechów dymu marihuany.
Starał się ignorować mój niekończący się śmiech. Jakimś cudem sprowadził mnie po schodach, dzięki czemu znów znaleźliśmy się na środku ośnieżonej jezdni. Kolejnym, co wywołało mój chichot, był właśnie śnieg. Nie mam pojęcia, czym mnie tak rozbawił...
Dzięki mnie, droga do mieszkania zajęła nam nieco ponad godzinę. Zatrzymywałam się co chwilę, by potańczyć wokół latarni, udając striptizerkę. W pewnym momencie zaczęłam nawet ściągać kurtkę, ale Ed na szczęście powstrzymał mnie przed rozebraniem się na mrozie. Gdy znaleźliśmy się pod drzwiami wejściowymi mojego lokum, po radosnym śmiechu nie było śladu. Pojawił się głód. Cholerny głód, który zaciskał mój żołądek. I żołądek Eda. Będąc wewnątrz dorwaliśmy się do szafki z niezdrowymi przekąskami. Oszczędziliśmy tylko marcepan. Sheeran nienawidził jego smaku, a ja akurat nie miałam na niego ochoty.
Siedzieliśmy na moim łóżku. Otoczeni kolorowymi papierkami, z twarzami brudnymi od czekolady i okruszków chipsów. Na mojej rzęsie osadził się nawet kawałek popcornu, choć popcornu wcale nie jedliśmy. Zaczesałam włosy do tyłu, czując, jak robi mi się gorąco. Odkąd weszliśmy do mieszkania zsunęłam z siebie jedynie okrycie wierzchnie. Wciąż miałam na sobie gruby, brzydki sweter i workowate spodnie. Wyglądałam w nich okropnie i cudem było, że Ed jeszcze ode mnie nie uciekł.
Złapałam za miękki materiał, aby zsunąć przez głowę ten ogromny, różowy namiot. Na kilka sekund straciłam z oczu mojego towarzysza, lecz już prawie uwolniłam się z objęć puszystego swetra. Unosząc wygięte w dziwnej pozycji ramiona, walczyłam z materiałem, który... czyżby zahaczył o wisiorek? Nie...
- Musisz skończyć z naszyjnikami, bo - mężczyzna przysunął się w moją stronę, próbując odnaleźć dłońmi przyczynę katastrofy - zawsze to ja muszę ratować cię z opresji.
Odetchnął głośno, palcami majsterkując pomiędzy materiałem, srebrnym łańcuszkiem i włosami.
- Nie wmówisz mi, że tego nie lubisz... - uśmiechnęłam się delikatnie, starając się flirtować.
Starając się. Dokładnie. Były to wyłącznie starania. Po przejściu przez głowę puszystego swetra, moje włosy były naelektryzowane. Każdy z osobna chciał odlecieć w innym kierunku. Wbiłam w nie obie dłonie, by poskromić rozszalałe kosmyki.
- Nie wmówię. Pomogę ci jeszcze z tym...
Wciąż będąc blisko mnie, złapał prawą dłonią za dolną część podkoszulka. Opuścił wzrok, uśmiechając się tajemniczo. Do prawej dołączyła lewa. Nie protestowałam, lecz szybko uniosłam ręce, aby ułatwić mu zadanie. W przeciągu kilku sekund koszulka wylądowała na podłodze, obok łóżka.
- Ups... - szepnęłam, nie odrywając od niego wzroku.
Wysunęłam dłonie, aby oprzeć je na ramionach mężczyzny. Popchnęłam go i wylądował plecami na miękkim materacu. Zanim zdążyłam nachylić się nad nim i obsypać go delikatnymi pocałunkami, usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu. Automatycznie odwróciłam głowę w kierunku mojego, który ułożyłam wcześniej na parapecie. Ed w międzyczasie wysunął z kieszeni czarne urządzenie, uśmiechając się przy tym przepraszająco. Zerknął na wyświetlacz, ale nie odebrał.
- Kto to? - uniosłam jedną brew.
- Taylor - odpowiedział mi półgłosem, odkładając telefon na bok i skupiając wzrok na moich ustach.
- Dlaczego Taylor? - nie miałam zamiaru odpuścić.
- To skomplikowane... - odchrząknął, uciekając wzrokiem.
- Okej - przytaknęłam, zeskakując z materaca.
Będąc ubrana wyłącznie w spodnie dresowe i biustonosz, schyliłam się, by podnieść z podłogi piżamę. Nie udawałam wściekłej. Byłam wściekła. Usłyszałam ciężkie westchnięcie Sheerana, który wciąż leżał na łóżku. Z szafy wyciągnęłam świeży ręcznik, a następnie wyszłam z sypialni. Nie chciałam myśleć o Edzie i Taylor. Razem. A nawet osobno. Po prostu nie chciałam jeszcze przyswajać świeżej informacji. Ten dzień był zbyt piękny, aby mogło zepsuć go o kilka słów za dużo ze strony Eda. Musiałam wziąć długi, gorący prysznic.

~*~


Ola i Ed. Ola. I. Ed. Mimo tego, że Nesbitt powiedziała mi o nich gdy jeszcze byliśmy w drodze do mojego mieszkania, nie potrafiłem zwyczajnie przestać o tym myśleć. Jednocześnie nie mogłem wyobrazić sobie ich razem. W objęciu, czy coś... Dlaczego nie powiedzieli mi wcześniej? A może to dobrze, że nie powiedzieli mi wcześniej? Byłem zmieszany.
- W sumie mu zazdroszczę - przewróciłem oczami, wciąż będąc zajęty szukaniem nagrania w folderze. Gdzieś tam musiało być. Przecież nie mogło ot tak się zgubić.
- Czego i komu? - spytała Nina, marszcząc przy tym brwi i nie mając pojęcia co mam na myśli.
Oczywiście, że nie wiedziała o czym mówię. Zazwyczaj gdy mówiłem coś będąc skoncentrowanym na pracy, nikt nie rozumiał o co mi chodzi. Musiałem się tłumaczyć.
- Edowi. Całuje obojętne którą laskę, a ona już jest jego. Jak on to robi? - wymachując rękoma chciałem pokazać jak niezrozumiała jest dla mnie ta moc Sheerana.
Byłem o nią cholernie zazdrosny. W końcu kto nie chciałby mieć takich zdolności. Były one lepsze niż jakikolwiek majątek. W tym cholernym folderze było dosłownie wszystko, ale nie to pieprzone nagranie! Szukałem dalej.
- Może jakoś tak...
Poczułem, jak moje krzesło nagle odjechało od blatu biurka. Na moich kolanach usadowiła się Nesbitt, mierząc mnie przyciągającym spojrzeniem, które w jej wydaniu widziałem po raz pierwszy w życiu. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek doświadczę czegoś tak dziwnego. Byłem zbyt zszokowany aby wykonać jakikolwiek ruch, gdy blondynka nachylała się w moją stronę. Na szczęście moje ciało samo zadecydowało, że gotowe jest przejąć wodzę nad wszystkim. Dłonie wsunąłem momentalnie pod jej bluzkę, kładąc je w talii. Postanowiłem nie czekać na jej pocałunek. Zajęłoby to zbyt dużo czasu. Wstałem z krzesła, podnosząc ją ze sobą, a następnie oparłem ją o czarny blat i zacisnąłem moje wargi na jej ustach. Smakowała tak, jak sobie wyobrażałem. Tymi śmiesznymi cukierkami, które kiedyś znaleźliśmy w jednej z szafek u niej w pokoju. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdyż fakt, iż pamiętałem akurat te słodycze był zabawny. Mimo tego nie przestawałem jej całować. Kto wie, mogła być to jedyna okazja w całym moim życiu, aby zbliżyć się do mojej Niny. Mojej słodkiej Niny, która uwiodła mnie w momencie, gdy wypluła na mnie gorącą herbatę, a następnie roześmiała się głośno i melodyjnie.


~*~


Znaczek "~*~" jest chyba moim ulubionym w całym opowiadaniu. Po nim zawsze dzieje się coś fajnego. To znaczy... ten użyty tuż nad tym co TERAZ piszę oznacza koniec rozdziału. Nie najfajniej. Ale tak ogólnie - szipuję Goslinga i Ninę. Poniosło mnie.


Serdecznie pozdrawiam Igę i Dominikę, które wspomniały na snapie "szirjosy" o tym, że czytają LWGH. Obejrzałam filmik akurat, gdy pisałam ten rozdział. Bardzo miło! x

Love With Ginger Hair as Ed Sheeran FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz