Rozdział XLVII

367 25 18
                                    


Uważnie obserwowałem walizki, które kolejno pojawiały się na taśmie. Na odbiór bagażu czekało już niewiele osób. Niektórzy czas oczekiwania wykorzystali na zdobycie mojego autografu, inni z trudem usiłowali nie zasnąć, spoczywając na metalowych ławkach.

Dochodziła trzecia w nocy.

- Wciąż masz nadzieje, że twoja walizka doleciała do Londynu... ? - zażartował Stuart.

Minęło już czterdzieści minut. Jakimś dziwnym trafem mój bagaż miał tendencję do zwiedzania przeróżnych zakątków świata beze mnie u swego boku. Do niepojawiającej się na taśmie walizki w pewnym sensie byłem przyzwyczajony.

- Powoli je tracę... - westchnąłem, dłonią przecierając zaspane oczy.

Gdy moja ręka z powrotem utonęła w miękkiej kieszeni bluzy, usłyszałem głos dobiegający zza mych pleców. Była to młoda dziewczyna.

- Przepraszam, czy to... Ed Sheeran? - zaczęła, zanim zdążyłem całkowicie się odwrócić.

Na widok mojej zmęczonej, niesmacznie zaspanej twarzy, zapiszczała entuzjastycznie. Otworzyła szeroko oczy, w ułamku sekundy przysłaniając buzię dłonią i wręcz drżąc z radości. Wciąż nie byłem w stanie pojąć tego typu reakcji ludzi. Przytaknąłem powoli, nawet nie będąc w stanie kryć wycieńczenia.

- Zgadza się - odpowiedziałem jej po chwili, gdy grzebała w torebce, zapewne poszukując telefonu.

Miałem rację. Kilka sekund później namierzyła mnie przednią kamerką urządzenia, wykonując serię zdjęć.

- Masz szczęście! - z transu selfie wyrwał dziewczynę krzyk Stuarta.

Szatynka odeszła powoli, żegnając mnie niepewnym uśmiechem i niezręcznie do mnie machając. Pytającym wzrokiem obarczyłem twarz managera.

- Dlaczego niby mam szczęście? - uniosłem jedną brew.

- Walizka - odpowiedział szybko, wskazując dłonią na ogromny, czarny prostokąt, który dopiero co pojawił się na karuzeli.

Jak najszybciej zgarnąłem bagaż, szeroko się przy tym uśmiechając.

Wjechaliśmy do centrum czarnym vanem. Najpierw szofer kierował się pod adres domu Stu. Ja wciąż nie podałem miejsca docelowego swej podróży. Nie byłem pewien, gdzie chciałbym się znaleźć. Wiedziałem jedynie, iż nie miałem zamiaru spędzić nocy w chłodnym, opustoszałym i zakurzonym mieszkaniu.

- Nie zdziwi mnie, jeśli z przyzwyczajenia pojedziesz do hotelu... - zażartował Camp, męcząc się z wyciąganiem walizki z bagażnika.

- Coś wymyślę - odpowiedziałem mu, wytrwale przeszukując kontakty w telefonie.

Było ich mnóstwo. Niesamowicie długa lista producentów, początkujących muzyków, pięknych kobiet, niezbyt pięknych kobiet, kolegów i koleżanek, światowego formatu gwiazd... Brakowało tylko jakichkolwiek kontaktów z Londynu. Całkowicie odciąłem się od angielskich znajomości, pomijając oczywiście utrzymywanie kontaktu z rodziną i Liss.

Już w domu, czy wciąż w podróży?


Przerwała mi wiadomość od Taylor. Otworzyłem okno rozmowy, po czym szybko odpisałem.

Sam nie wiem...


Wróciłem do poprzedniego zajęcia. Nie minęło kilka sekund, a cały ekran wypełniło kompromitujące selfie Swift, które przypisała mi jako zdjęcie kontaktu. Nasunąłem kciuk na zieloną słuchawkę.

Love With Ginger Hair as Ed Sheeran FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz