Rozdział XLV

421 36 23
                                    


- Co się stało?

Po dobrej godzinie siedzenia w ciszy, rzucił pytaniem. Ułożyliśmy się na kanapie, w półmroku. Jedynym źródłem światła był blask dobiegający od żarówki znajdującej się w kuchni. Ed objął mnie ramieniem i przycisnął do swojego torsu, dzięki czemu policzek ułożony miałam tuż przy jego klatce piersiowej.

- Nic takiego... - odpowiedziałam mu ochryple, zapłakanymi oczami przyglądając się kartonom.

Odwlekałam moment, w którym przyznałabym się do problemów rodzinnych.

- To przeze mnie? - wtrącił, opierając podbródek na czubku mojej głowy.

Palcami dłoni gładził moje ramię, jakby chciał mnie tym sposobem uspokoić. Podniosłam się, aby spojrzeć mu prosto w twarz.

- Żartujesz? Aż tak mi nie zależy... - starałam się zażartować, choć moja czerwona od płaczu twarz nie tryskała optymizmem.

Me serce zmiękło, gdy mężczyzna znajdujący się tuż obok wprowadził na usta cień uśmiechu. Automatycznie zaśmiałam się bezgłośnie, mając nadzieję, że impreza u Goslinga była jakimś pieprzonym koszmarem. Miałam też nadzieję, iż śmierć mojego ojca była wyłącznie mistyfikacją. Te zwroty akcji wcale nie były mi potrzebne. Chciałam jedynie wiecznie przebywać w towarzystwie rudego, zabawnego faceta i zachwycać się tym, jak dobrze się przy nim czułam.

- Co zrobiłem na tej imprezie? - raz jeszcze zaatakował mnie pytaniem, tym razem jednak z uśmiechem.

Nie chciałam rozmawiać. Brakowało mi już sił na wymiany zdań, z których nie wynikało nic dobrego. Co więcej - zazwyczaj kończyły się one awanturą.

- Ed... - przełknęłam ślinę, opadając z powrotem na jego tors. - Nie chcę o tym rozmawiać.

- Mam to gdzieś - nieco podniósł głos, przez co omal nie podskoczyłam.

Zmierzyłam go przerażonym wzrokiem.

- Przepraszam za uniesienie, ale naprawdę musimy to wyjaśnić - wzruszył ramionami. - Za bardzo zależy mi na tym związku, aby zostawić go na pożarcie niedopowiedzeniom.

- Całowałeś się z Alice i byłeś chamem - niemal weszłam mu w słowo, wypowiadając zdanie w sposób nad wyraz spokojny.

Sheeran przez kilka sekund wpatrywał się w moją twarz beznamiętnym wzrokiem. Wyglądał, jakby wyczekiwał momentu, gdy wyjaśnię że żartowałam. Po chwili udało mu się zorientować, iż mówiłam całkowicie poważnie. Przełknął ślinę i opuścił spojrzenie, z trudem próbując się uspokoić.

- Boże... - wydusił z siebie w końcu, gdy ja z powrotem oparłam się policzkiem o jego tors.

- Dokładnie - burknęłam oschle.

Liczyłam na to, że przez kolejne kilkadziesiąt minut będziemy leżeć spokojnie na kanapie. Potrzebowałam oddechu po istnej burzy, która miała miejsce w moim umyśle jeszcze chwilę wcześniej. Ed jednak poruszył się, aby wypełznąć z moich objęć i wstać. Zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu, dłonie wplatając między włosy.

- Nawet nie wiem, jak powinienem cię przepraszać... - westchnął ciężko, kręcąc z obrzydzeniem głową. - Od czego zacząć...

Jeszcze przez moment spacerował po miękkim dywanie. W końcu zatrzymał się przy kanapie i usiadł szybko na jej skraju. Wciąż leżałam na miękkim siedzisku, przyglądając się dokładnie twarzy mężczyzny. Czekał na moją reakcję. Wbijał spojrzenie w moje oczy. Leniwie uniosłam ku górze kąciki ust, układając dłoń na jego.

Love With Ginger Hair as Ed Sheeran FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz