Rozdział XLVIII

292 16 12
                                    

Stąpałem po wilgotnej trawie, koncentrując wzrok na czarnych butach.

- Cześć, to twój chłopak? Mąż? - wyszeptałem pod nosem, chcąc na szybko wyćwiczyć początek rozmowy.

Gdy tylko zacząłem to robić, uświadomiłem sobie jednak, iż nie powinienem. Nie szło mi to najlepiej. Już wolałem pozostawić naszą pogawędkę losowi.

Znajdując się marne kilka metrów od wejścia do namiotu, moje serce zaczęło bić w szalonym tempie. Stresowałem się jak przed wejściem na scenę. A może bardziej? Wychodząc przed tysiące podekscytowanych fanów zawsze spodziewałem się tej samej reakcji - okrzyki radości, aplauz, piski. Jakiej reakcji mogłem spodziewać się ze strony Aleksandry? Dobre pytanie.

Przekroczyłem próg namiotu, czując, jak z nerwów pocą mi się dłonie. Zacisnąłem je mocno, po czym wziąłem głęboki wdech. Przede mną, na parkiecie, szalały nie do końca trzeźwe już pary, a ja musiałem dostać się do stolika numer siedem, który znajdował się na drugim końcu sali. Przeciśnięcie się przez tłum spoconych, głośnych ludzi nie należało do najprzyjemniejszych momentów wieczoru. Próbowałem prześlizgnąć między tańczącymi jak najszybciej, lecz nieważne jak bym się starał, co ułamek sekundy obijały się o mnie przypadkowe osoby. W końcu z impetem wpadła na mnie jakaś kobieta, której potargane włosy ograniczyły mi widoczność i... wpadły do buzi? Fuj! Pasma jej włosów pachniały wspaniale, lecz smakowały goryczą. Smak perfum nie należał do moich ulubionych. Usiłowałem powstrzymać grymas, który wkradał się na moją twarz, aby nie wyglądać jak obrażony chłopiec, gdy razem z kobietą skupiliśmy na sobie wzrok kilku par. Wprowadziłem na usta delikatny, niezobowiązujący uśmiech, finalnie mierząc wzrokiem twarz przyczyny całego zamieszania - szczupłej blondynki.

- Przepraszam najmocniej... - wyrzuciła z siebie zdyszanym głosem, gdyż przez ostatnie kilkanaście minut szalała na parkiecie.

Ola wyglądała, jakby dopadła ją amnezja. Wlepiła we mnie tępe spojrzenie, gdy do jej boku przykleiła się drobna dziewczynka. Nie chciałem robić scen.

- Nic się nie stało - odpowiedziałem powoli, czując, że nadszedł czas, bym wrócił do domu.

Jej puste spojrzenie odebrało mi jakiekolwiek nadzieje na przeprowadzenie choćby krótkiej rozmowy. Odwróciłem się jak najprędzej, starając się uciec z namiotu. Raz jeszcze musiałem stawić czoła tańczącym parom, które obijały się o mnie w szalonych pląsach.

- To niesprawiedliwe! Chcę z nim zdjęcie! Proszę! - do mych uszu dobiegały coraz głośniejsze lamenty, którym stopniowo zaczął towarzyszyć płacz. - Nie bądź taka! Błagam!

Domyśliłem się, że chciała zdjęcie ze mną. Byłem główną atrakcją wieczoru. Domyśliłem się też, że osobą protestującą rozpaczliwym głosem była podopieczna Oli. Przez moment rozważałem nawet opcję zawrócenia i spełnienia marzenia dziewczynki, ale... No właśnie. Jeśli chodzi o Olę zawsze pojawiało się jakieś ale. Jedno ale wystarczyło, abym bez dalszych, irytujących przemyśleń wyszedł za próg i skierował swe kroki prosto do samochodu.

Zaparkowałem kawałek od wejścia, gdyż nie przybyłem na wesele jako jeden z pierwszych. Wszystkie miejsca najbliżej domu były zajęte. Mój samochód musiałem zostawić przy zapomnianym przez wszystkich paśniku, który znajdował się na granicy działki Goslingów i lasu. Podczas mojego kilkuminutowego spaceru, wdychając zimne nocne powietrze, próbowałem skupić myśli na czymkolwiek innym niż moja pomyłka podczas wykonywania Photograph.

Gdy od samochodu dzieliło mnie już zaledwie kilka metrów, dostrzegłem, że opiera się o niego kobieta. Usiłowała zawiązać sznurówkę białego trampka, stojąc na jednej nodze, a drugą unosząc na wysokość kolana. Aby pomóc samej sobie, przeniosła ciężar ciała na prawe biodro, które to stykało się z tylnymi drzwiami czarnego mercedesa. Mojego mercedesa.

Love With Ginger Hair as Ed Sheeran FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz