Z każdym kolejnym stopniem na klatce schodowej, jaki stawiałam, nasuwało mi się na myśl coraz więcej pytań o nieznanych odpowiedziach. "Jak wygląda Ed na żywo? Czy jest miły? Może dostanę się do pierwszego rzędu? A co, jeśli pozostanie mi tylko ostatni? Tak bardzo chciałabym poznać go osobiście... Ale może lepiej go nie znać? Tak, pewnie ma beznadziejny charakter!". Niekończący się monolog, w trakcie spaceru uliczkami środkowego Londynu, powoli zaczynał mnie dobijać, ale niestety nic nie mogłam zrobić z tym cichym głosikiem w głowie. Emocje kłębiły się w każdej cząstce ciała i nie chciały zostawić mnie w spokoju. Zbliżała się 21. Zdenerwowana swoim późnym wyjściem z domu, zaczęłam biec w wysokich szpilkach, przyciągając uwagę zdezorientowanych Anglików, którzy, z natury powolni, bardzo rzadko spotykali się z takim widokiem. Zupełnie nie przejmując się ich spojrzeniami, nawet nie myślałam o tym, aby odrobinę zwolnić. Biegłam ile sił w nogach, chcąc zdążyć na pierwszy utwór zagrany przez mojego idola. Nagle w kieszeni spodni zaczął wibrować mi telefon. Nie chcąc tracić ani chwili, w biegu, próbowałam wydostać urządzenie. Już dotykałam go koniuszkami palców, gdy zupełnie niespodziewanie... ktoś na mnie wpadł. Może raczej ja na tego KOGOŚ. Pewna siebie krzyknęłam.
- Co Ty robisz człowieku?! Niektórzy ludzie się spieszą, w przeciwieństwie do Anglików!
Zbulwersowana podniosłam z chodnika swoją małą torebkę, która upadła w wyniku stłuczki, a następnie spojrzałam na spokojnie stojącego mężczyznę i założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Tylko stałem.
Zdziwiony facet wyciągnął z ust papierosa i rzucił go na chodnik, po czym rozgniótł nogą.
- Ty biegniesz jak popieprzona przez miasto i zatruwasz ludziom tyłki. W tym przede wszystkim mnie.
Nie lubiłam nawiązywać nowych znajomości, ani tym bardziej rozmawiać z nowymi ludźmi, aczkolwiek coś związanego poniekąd z tymi dwoma czynnościami wręcz uwielbiałam. Kłócić się.
- Stoisz jak debil na środku chodnika przy jednej z większych ulic miasta i dziwisz się, że ktoś Cię w końcu dotknie?! Ogarnij się człowieku!
Naprzeciw mnie stał blondyn z włosami sięgającymi do ramion. Miał lekki zarost i coś, co głównie przykuwało uwagę - podkrążone, czerwone oczy. Ubrany był w jeansy i zielonkawy podkoszulek z dziwnymi, żółtymi napisami. Moim zdaniem wyglądał jak bezdomny. Nawet miał przy sobie pokrowiec z gitarą, który dla mnie mógł świadczyć tylko o tym, że gra gdzieś na ulicach Londynu, zarabiając na tym marne grosze.
- Przestań, okej? Dobrze wiesz, że to tylko i wyłącznie Twoja wina, blondyneczko. A teraz idź, bo mam ważniejsze rzeczy do roboty niż gadanie z nadętymi jędzami...
Wypuścił z siebie powietrze, w którym wyczułam wyłącznie smród tytoniu. Zdegustowana zachowaniem mężczyzny wyminęłam go i ruszyłam dalej w kierunku klubu, gdzie zapewne rozpoczął się już koncert. Szybko zdążyłam zapomnieć o nieprzyjemnej, nowo nawiązanej znajomości. Teraz liczył się dla mnie tylko występ rudego muzyka, który był dziś na ustach większości mieszkańców Londynu. Wydarzenie to doszczętnie odebrało mi trzeźwość umysłu, dlatego szeroko uśmiechając się biegłam truchtem w stronę dobrze oświetlonego „Hammersmith Apollo". Tuż przy wejściu głównym przywitała mnie licząca około stu osób kolejka. Na mojej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech spowodowany widokiem podekscytowanych fanów. Założyłam sobie za ucho niedbale ułożony kosmyk kręconych włosów. W tym momencie chyba nie mogło mnie spotkać nic gorszego. No może z wyjątkiem odwołania koncertu.
Po piętnastu minutach, zrezygnowana, już miałam zamiar poddać się i wrócić na mieszkanie, lecz nagle ktoś szarpnął za moją rękę i zaczął ciągnąć w kierunku wejścia. Zdezorientowana rozglądałam się, starając się dostrzec ową osobę wśród tłumu, acz nie miało to większego sensu, gdyż ludzie wręcz zlewali się ze sobą, starając się dopchać do szklanych drzwi. W końcu przekroczyłam próg i ku memu zdziwieniu ujrzałam zaniedbanego blondyna, który uśmiechał się do mnie uprzejmie.
- Co to było... ?
Zapytałam cichym, spokojnym głosem, gdyż świadoma byłam, iż to właśnie dzięki niemu dostałam się do środka. Chcąc wyglądać dobrze, zanim znajdę się w sali, w której odbywał się koncert, wysunęłam z kopertówki lusterko i przeglądnęłam się w nim sekretnie, kierując wzrok ku podłodze i trzymając zwierciadełko kurczowo przy nodze.
- Jesteś ładna. Przyda się jakaś ładna blondyneczka w pierwszym rzędzie. Przynajmniej zdjęcia dobrze wyjdą. Chodź, wejdziesz wejściem od strony sceny...
Facet pociągnął zdecydowanym ruchem za moją rękę, a ja czując szarpnięcie zaśmiałam się radośnie i ruszyłam szybszym krokiem. Domyśliłam się, iż mężczyzna musi mieć bezpośredni kontakt z moim ukochanym wokalistą. W głowie już wyobrażałam sobie co zrobi Ed, gdy spotka mnie za kulisami show. Artysta na pewno denerwuje się teraz przed swoim występem, ale gdy ujrzy moją twarz od razu zrozumie, że jesteśmy sobie przeznaczeni i cały stres minie. To musiało tak wyglądać!
Blondyn w końcu doprowadził mnie pod wielkie, czarne drzwi, na których widniały przeróżne tabliczki z napisami typu „Prosimy o ciszę!" oraz „Brak przejścia!". Przecierając lekko spocone dłonie o jeansy, rozglądałam się nerwowo, nie wiedząc dokładnie gdzie się znajduje.
- Dobrze... Jestem Jake. Udawaj, że jesteś moją znajomą, bo w przeciwnym razie będziesz musiała wyjść. Jasne?
Mężczyzna poprawił sobie włosy, a drugą ręką grzebał w kieszeni. Po skończonym monologu ostatecznie wyciągnął rękę z kieszeni spodni, trzymając w niej srebrny kluczyk z breloczkiem w kształcie pomarańczowego plusa i otworzył duże drzwi.
CZYTASZ
Love With Ginger Hair as Ed Sheeran Fanfiction
FanfictionJest rok dwa tysiące dwunasty, gdy mieszkająca w Londynie Ola wybiera się na koncert Eda Sheerana. Czekała na ten dzień miesiącami, a w głowie utworzyła już setki scenariuszy wieczoru. W najgorszym wypadku stałaby tuż przy scenie, a muzyk przykułby...