Rozdział XV

307 29 0
                                    

- Oczywiście, że się da! Ja już Ci udowodnię, że się da!

Irytacja. Właśnie ona wypełniała po brzegi moje zmęczone, wycieńczone po długim dniu, ciało. Czym zasłużyłam sobie na taką silną dawkę emocji tuż przed zakończeniem doby? I to w dodatku dawkę dozowaną przez, ostatnimi czasy, najbardziej nienawidzonego przeze mnie mężczyznę? Z widocznym, poprzez łzy gromadzące się w oczach, bólem, odetchnęłam głośno i ułożyłam chłodną, delikatnie zdrętwiałą dłoń na rozgrzanym czole.

- Ciężko będzie się jej wytłumaczyć...

Nie wiedzieć dlaczego, w myślach śmiałam się diabelsko. Zapewne nie mogłam się doczekać, aż zobaczę wytrąconego z równowagi Sheeran' a, który stara się napisać do Swift maila zawierającego przeprosiny. "Przepraszam Taylor, ale tekst jest kradziony. Sam nigdy nie napisałbym niczego równie dobrego, znasz mnie."

Niekontrolowanie prychnęłam śmiechem, który zupełnie nie pasował do mojego wyrazu twarzy. Oczy pełne żalu i goryczy oraz trzęsące się dłonie, pewnie z przemęczenia, a tu nagle wybuch radości jak po spalonym joincie. Ed pewnie zaczął się na poważnie zastanawiać, czy aby nie jestem narkomanką.

- Nie wiem czy jesteś tego świadoma, ale śmiejesz mi się prosto w twarz. Bez powodu.

I dobrze, niech myśli, że jestem na haju. Niech żyje w przekonaniu, że ma do czynienia z osobą o chorych zmysłach.

- Eddie, nie mam siły się denerwować. Po prostu nie używaj mojego tekstu i znikaj.

Wcieliłam się w rolę poważnej, wyrozumiałej kobiety, której zadaniem było pouczenie niedojrzałego dziecka - w tym przepadku Ed' a. W momencie przypomniała mi się jego uwaga na mój temat: "desperatka po czterdziestce". Miał stuprocentową rację. Ale czy to znaczyło, iż miałabym się zmienić? Raczej nie. Przynajmniej nie w tamtym momencie.

Z delikatnym, pełnym troski uśmiechem na ustach pomachałam mężczyźnie dłonią przed twarzą w celu pożegnania. By nadać dramaturgii całej scenie, cofnęłam się o krok, dzięki czemu znalazłam się z powrotem za progiem drzwi wejściowych, a następnie machnęłam gwałtownie ręką, ściskając w dłoni klamkę. Akcja nie skończyła się jednak tak, jak to sobie wyobrażałam. Skrzydło drzwiowe zatrzymało się kilkanaście centymetrów przed framugą, z którą docelowo miało się zderzyć. Uniosłam jedną brew i od góry do dołu zlustrowałam wzrokiem obiekt, który nie wykonał swego zadania. Na progu drzwi dostrzegłam czarnego trampka. Gdy tylko natrafiłam na niego wzorkiem, na korytarzu rozległ się głośny, przerażający pisk. Przypominał krzyk okradzionej, starszej kobiety. Zdezorientowana otworzyłam szybko drzwi i przyglądnęłam się, wykrzywionej w przedziwnej mimice, twarzy Sheeran' a. Początkowo miałam zamiar zacząć się śmiać, gdyż wyglądał on dosyć komicznie. Zwłaszcza wykrzykując ku niebiosom wysokie, sopranowe tony. Jednak już po chwili dotarło do mnie, że przecież mogłam zrobić mu poważną krzywdę. Złamanie, skręcenie, zwichnięcie, spuchnięcie czy co to się tam ludziom dzieje. Oczami wyobraźni już widziałam jak żegnam go w szpitalu, podczas gdy on odchodzi z tego świata. Tworzenie w głowie scenariusza najbliższej przyszłości zupełnie odjęło mi logikę myślenia i nie spostrzegłam nawet, gdy w korytarzu pojawiła się Jules.

- Co tak długo Alexis?!

Roześmiana dziewczyna początkowo przyglądała się wyłącznie mojej pozbawionej wszelkich emocji twarzy, lecz po chwili jej uwagę coraz bardziej zaczęło przykuwać to, co mogło zdarzyć się na zewnątrz. Bez chwili zastanowienia odwróciłam się przodem do dziewczyny i oparłam się z całej siły o drzwi, które pod ciężarem mego ciała napierały coraz to mocniej na przygniecioną stopę. O dziwo z klatki schodowej nie dobiegały nawet ciche jęki, a co dopiero krzyki.

Love With Ginger Hair as Ed Sheeran FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz