Stałam w łazience przed zaparowanym lustrem, bojąc się, że gdy je przetrę, zobaczę wyraźną twarz tej marnej i słabej Oli. Gdybym była sama, mogłabym rozkleić się, płakać i wyć słuchając Bena Howarda. Za ścianą jednak czekał mężczyzna, który musiał zobaczyć, że jestem silniejsza niż mu się wydaje.
Minęło czterdzieści minut, zanim z powrotem znalazłam się z Sheeranem w jednym pomieszczeniu. Leżał w tym samym miejscu. Nawet nie drgnął. Mokre, ciężkie włosy opadały mi na łopatki, mocząc przy tym materiał piżamy. Stanęłam naprzeciw otwartej szafy, by poukładać w niej ubrania. Udawałam zajętą.
- To nie romans - przerwał ciszę.
Zachowywałam się, jakby go nie było.
- To coś znacznie gorszego - odetchnął ciężko.
I jakim cudem miałam go ignorować? Istniały dwa wyjścia. Pierwsze to wywalenie go z mieszkania i oficjalne rozpoczęcie depresji. Drugim była rozmowa. Poważna, normalna rozmowa.
Odwróciłam się, niedbale wrzucając do szafy podkoszulek, który chwilę wcześniej usiłowałam równo ułożyć. Wykonałam krok w stronę łóżka, aby mieć możliwość usadowienia się na jego skraju. Ku mojemu zdziwieniu, Sheeran nawet na mnie nie spojrzał. Wbił wzrok w jakiś punkt na suficie, intensywnie myśląc. Czekałam, aż zacznie mówić.
- Taylor bierze mnie ze sobą w trasę - wyszeptał, ledwo poruszając rozchylonymi wargami.
Martwym wzrokiem błądził po pokoju. Dłonią zasłoniłam twarz, gdy usta przekształciły się w wąską linię. Byłam tak wściekła, że nie potrafiłabym znaleźć słów, by to opisać.
- Jesteś najgorszym, co mogło mnie spotkać - otworzyłam szerzej oczy, krzycząc.
Wybuchnęłam złością. Jak zawiedzione dziecko. Jak dziewczynka, która zamiast lalki, pod choinką znalazła dezodorant i szare mydło.
- Przez ostatnią godzinę żyłam w przekonaniu, że jesteś zwykłym draniem - palcami prawej dłoni przysłoniłam oczy. - Już nie bawi mnie ten sarkazm i sprawdzanie, czy uwierzę w twoje ewentualne romanse. Cholernie mi na tobie zależy! Obawiam się, że...
Westchnęłam. Głośno, ciężko, bezsilnie.
- W grę może wchodzić taka prawdziwa, męcząca... miłość - wzruszyłam ramionami, próbując dojść do siebie.
Nie byłam w stanie powstrzymać tego wybuchu żalu i smutku. Dlaczego Sheeran koniecznie chciał sprawdzić moją reakcję na słowa "to skomplikowane"?! Idiota!
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Olka?! - podniósł się, podpierając swe ciało na łokciach.
Był równie rozzłoszczony co ja. Marszczył brwi, mierząc mnie agresywnym spojrzeniem. Dlaczego?! To ja miałam napawać się chwilą złości! To ja miałam być tą, która krzyczy i robi awanturę!
- Jadę w trasę! W trasę! Już pieprzyć to, że z Taylor. Wyjeżdżam! W trasę! - podkreślał, chcąc przemówić mi do rozsądku.
- Kocham cię... Pieprzyć to, że wyjeżdżasz - oznajmiłam, w głosie zachowując spokój.
Miałam nadzieję, że moja wypowiedź go przystopuje. Dotarło do mnie, że w niedalekiej przyszłości miał w planach trasę koncertową. Naprawdę. Zrozumiałam przekaz. A dlaczego nie wywarło to na mnie większego wrażenia? Potrzebowałam go na tyle, że byłabym w stanie polecieć za nim w najdalszy zakątek świata. Jego wyjazd był niczym w porównaniu do tego, jak bardzo go pragnęłam i jak wiele byłabym w stanie zrobić, by po prostu przy nim być.
CZYTASZ
Love With Ginger Hair as Ed Sheeran Fanfiction
FanfictionJest rok dwa tysiące dwunasty, gdy mieszkająca w Londynie Ola wybiera się na koncert Eda Sheerana. Czekała na ten dzień miesiącami, a w głowie utworzyła już setki scenariuszy wieczoru. W najgorszym wypadku stałaby tuż przy scenie, a muzyk przykułby...