Rozdział 33

2K 281 32
                                    

W: John?

W: Oczywiście nie ma Cię teraz, ale na wszelki wypadek zostawię to okno otwarte

W: Miałeś rację co do tej strony- powinni zrobić coś, co pokazuje czy osoba z którą "randkujesz" jest online czy nie. To całe "napisz i miej nadzieję" jest dalekie od ideału.

J: William! Przepraszam, byłem poza domem.

J: Daj mi chwilę na rozpakowanie zakupów i jestem cały twój

J: Przepraszam, że musiałeś czekać

W: John

W: Tylko to jestem w stanie teraz robić

J: Zanudziłeś się na śmierć?

W: Jesteś lekarzem. Wiesz jak wyglądają szpitale.

J: Spędziłem w jednym kilka miesięcy po tym jak mnie postrzelono. Tak, wiem dokładnie jak tam jest.

J: Odnoszę wrażenie, że nie możesz mi powiedzieć dokładnie co się stało. ale czy możesz mi powiedzieć jakie masz obrażenia? Oprócz, zatrucia dymem i poparzeń?

W: To zależy- czy dostanę od Ciebie więcej współczucia jeśli powiem, że odczuwam okropny ból? Czy może powinienem tylko wzruszyć ramionami i powiedzieć coś męskiego, jak "to tylko kilka złamanych kości" ?

J: Głupek :) Naprawdę coś złamałeś? Nie oczekiwałbym, że kości zrosną się w ciągu kilku tygodni.

W: Nie, na szczęście nic nie złamałem. Krótka wersja brzmi tak, że był pożar, wydostałem się z budynku, ale byłem zmuszony iść kawał drogi, żeby poinformować pracodawcę o moich kłopotach. W moich ranach znalazło się trochę piasku i ziemi przez co wzrosło ryzyko zakażenia - stąd wydłużony czas na powrót do zdrowia.

J: Aaa, tak, nie brzmi to najlepiej. Miałem rację co do zatrucia dymem?

W: Moje płuca nie są uszkodzone ale tak.

J: Przykro mi.

W: A nie powinno- ogień zazwyczaj nie jest pożądany podczas przeprowadzania transakcji biznesowej, jednak w moim przypadku uprościł wiele rzeczy. I uniemożliwił mi dokończenie czegoś co miało być niesamowicie długim, żmudnym okresem podróżowania. Nawet wliczając czas spędzony w szpitalu będę w domu szybciej.

J: Brzmi tak jakbyś nie do końca lubił swoją pracę.

W: Jest konieczna, ale jej nienawidzę. Podróżuję i podróżuję, wszędzie tylko nie "do Londynu"

J: Tak bardzo kochasz to miasto?

W: To jedyne miejsce, w którym czuję się jak u siebie. Kiedy po raz pierwszy byłem w Londynie, byłem wtedy dzieckiem, uciekłem mojej opiekunce i spędziłem dwie godziny przechadzając się samemu po Regent's Park. Już wtedy czułem się w Londynie jak w domu.

J: Jezu! Ile miałeś lat?

W: Byłem wystarczająco mały, żeby zauważył mnie policjant, który stwierdził że to dziwne, że nie ma ze mną nikogo dorosłego.

J: Często to robiłeś? Wychodziłeś się przejść?

W: Tylko kiedy mi się nudziło. Nie bardzo lubiłem tą opiekunkę.

J: Więc, dorastałeś z opiekunkami?

W: Moi rodzice byli- i ciągle są- bardzo zajęci. Oboje są znani na świecie i żadne z nich nie miało czasu poświęcić się wychowywaniu dzieci.

J: Stąd szkoła z internatem.

W: Dokładnie.

J: Z tego akurat się cieszę- moi rodzice spędzali mnóstwo czasu ze mną i moją siostra, do czasu gdy zmarł mój tata. Mama już nigdy nie była taka sama, ale ciągle się starała. Wydziergała mi dużo swetrów.

"Dear John" by wendymarlowe (polish translation)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz