Rozdział 37

1.7K 272 19
                                    

Drogi Williamie,

Wierz lub nie, mam sporo takich historii. Można powiedzieć, że byłem "tym dzieckiem"- wiesz, tym, które zawsze kaleczyło się w spektakularny sposób. Grałem w piłkę nożną i rugby przez co byłem pokryty różnokolorowymi siniakami przez większość okresu bycia nastolatkiem, ale wydaje mi się, że po raz pierwszy trafiłem na ostry dyżur gdy miałem około 3 lat. Harry (moja starsza siostra) i ja bawiliśmy się często na dworze tamtego lata i jakimś cudem w jej ręce wpadł różowy pistolet na wodę w kształcie słonia. Był dosyć duży- nie ufam swoim wspomnieniom z dzieciństwa, ale miał chyba z pół metra długości?- i był zrobiony z ciężkiego plastiku. Mieszkaliśmy wtedy w parterowym mieszkaniu z ogródkiem, nasza dwójka biegała dookoła i pryskała się wodą. Nagle Harry wpadła na pomysł wejścia na drzewo- było tylko jedno- i pryskania mnie wodą z góry, gdzie nie mogłem jej dosięgnąć. Tylko, że gdy się wspinała pistolet wyślizgnął jej się z rąk i spadł prosto na mnie. Patrzyłem wtedy w górę (oczywiście) i uderzył mnie dokładnie nad okiem. Polała się krew i zacząłem krzyczeć.

W każdym razie, Harry pobiegła do domu znaleźć mamę, ale (z tego co mi później mówili) mama nie mogła zrozumieć co się stało, bo Harry powtarzała w kółko "upuściłam słonia na Johna i on uderzył go w oko!", a mama nie wiedziała nic o pistolecie na wodę w kształcie słonia, więc nie miało to dla niej sensu. Pojechaliśmy na ostry dyżur i założyli mi szwy, a Harry miała tego wszystkiego dość, bo musiały tam siedzieć i czekać na mnie kilka godzin. Nie pamiętam ani trochę z ostrego dyżuru, ale pamiętam jak Harry dąsała się przez całą drogę do domu. Być może nie jest to tak szokujące jak sobie wyobrażałeś- w sumie nie było w tym nic idiotycznego- ale zachowam resztę historii na następny raz ;)

Postaram się na razie powstrzymać od "seks czatu" jeśli chcesz -nie możemy znowu straszyć twoich pielęgniarek!- ale życzę Ci jak najszybszego powrotu do zdrowia. Staram się nie zaglądać na tą stronę dopóki nie wrócę z pracy, inaczej zamiast skupiać się na pacjentach będę snuł marzenia o Tobie przez cały dzień...

-John

Dałam radę! :D WESOŁYCH ŚWIĄT i mokrego dyngusa, żeby Wam zajączek przyniósł dużo słodyczy ... tsa, życzeń nie umiem składać :D Następny rozdział w poniedziałek :)

"Dear John" by wendymarlowe (polish translation)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz