The Apology cz.1

2.8K 264 31
                                    

Sherlock dotarł do 221B z poczuciem głębokiego lęku, którego nie przewidział. Speedy's było już zamknięte, a ulice opustoszały, gdy zaraz po zachodzie słońca, jakieś trzy godziny temu, temperatura spadła prawie do zera. Z poziomu ulicy, przez okno, widział tylko kawałek sufitu i tapety w salonie- w takim razie tylko jedna lampa była zapalona, ta na biurku. Gdzieś tam na górze czekał John. Wydawało się, że byli jedynymi duszami na Baker Street.

Drzwi były zaryglowane, ale Sherlockowi, dzięki przewidywaniom Mycrofta, oszczędzono poniżenia, jakim było otwieranie zamka wytrychem: stary klucz Sherlocka magicznym sposobem pojawił się w kieszeni jego płaszcza gdzieś pomiędzy wyjściem z domu brata a teraz. Na szczęście dziękowanie Mycroftowi nie było konieczne, jednak Sherlock odwrócił się i skinął zdawkowo głową w stronę najbliższej kamery monitoringu, zanim otworzył drzwi i wszedł do środka.

Dookoła było nieznośnie cicho. Logiczny wniosek, pani Hudson gdzieś wyszła- o tyle dobrze, jako że Sherlock ciągle był martwy. I musiał być "martwy" jeszcze przez jakiś czas, dopóki jego imię nie zostanie oczyszczone, a nieuniknione szaleństwo mediów uciszone. Wchodził po schodach najciszej jak potrafił, w stronę drzwi do 221B.

John. Nie było potrzeby się skradać- John czekał na niego, ręce na biodrach, stopy rozstawione na długość ramienia w klasycznej postawie samca alfa, która sprawiała, że Sherlock chciał się zwinąć u jego stóp i przytulać do jego nóg dopóki mu nie przebaczy. Nie żeby na to zasługiwał, po tym wszystkim co zrobił, ale to był John, a on potrafi wybaczyć wszystko, cokolwiek, i to było bezgranicznie magiczne. Chociaż obecna kombinacja wściekłości i determinacji nie wróżyła zbyt dobrze. Sherlock wszedł w głąb pokoju i zamknął za sobą drzwi z dawno zapomnianego przyzwyczajenia, które kiedyś zadowalało Johna. Dokładnie przemyślane przeprosiny, nad którymi tak ciężko pracował od tygodni złośliwie tańczyły dookoła tak że nie mógł zapamiętać słów, odpowiedniej intonacji-

-Przestań.- John zniżył delikatnie brodę, jego spojrzenie było palące i oskarżycielskie.- Nie chcę słuchać żadnych bzdur, które zdążyłeś przygotować. Odpowiedz mi tylko: czy przez te kilka ostatnich miesięcy miałeś na myśli to co mi pisałeś?

Sherlock nie ufał swojemu głosowi. Przytaknął.

- Więc całe to gówniane "nigdy cię nie okłamałem"- mówiłeś to na poważnie.

Sherlock znowu przytaknął. Postawa Johna była sztywna i ostrożna- niebezpieczny żołnierz w każdym calu. Kontrolowana, tak długo jak Sherlock nie wykona gwałtownych ruchów albo nie powie czegoś nie tak-

-Wiesz,- John kontynuował w starannie przerwanym rytmie.- że kłamstwa przez pominięcie to też kłamstwa, prawda?

Sherlock oblizał usta i szukał odpowiednich słów

-Nie mogłem- wystarczająco dużo ryzykowałem kontaktując się z tobą. Nie mogłem ci powiedzieć, że żyję. Nie mogłem.

-Ale za to udało ci się wyciągnąć ze mnie kilka rzeczy. Rzeczy, których nikomu innemu nie mówiłem. Rzeczy, których nie powiedziałbym nikomu innemu. Powiedz mi, Sherlock: czy to dlatego, że się nudziłeś? Albo- obniżył swój głos tak, że prawie mruczał- dlatego, że naprawdę chcesz, żebym przyszpilił cię do drzwi? Żebym cię dotykał i ssał, aż stracisz oddech i czucie w moich rękach?- Kontynuował, przesuwając się naprzód, zaznaczając swoje terytorium w pokoju. Generał na polu bitwy- Chcę usłyszeć jak to mówisz.- warknął- Czy to było kłamstwo?

O boże. Sherlock czuł drewno pod palcami, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że opiera się o zamknięte drzwi, przylegając do nich. Świadomość nie zrobiła nic, żeby go od tego powstrzymać. Przełknął głośno i niespiesznie potrząsnął przecząco głową.

"Dear John" by wendymarlowe (polish translation)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz