1.0

3.3K 156 98
                                    

Epizod I:
Rozwidlenie

Od kiedy wybuchała epidemia, nasze miasteczko zaczęła ogarniać panika. Z resztą jak na całym świecie. Powoli wirus i zakażeni zbliżali się do naszego terytorium, a nasz sołtys zwołał dzisiaj zebranie ludzi, którzy jeszcze nie uciekli na jeden z biegunów. Około czterdziestu ludzi zebrało się w sali, gdzie kiedyś urządzano wesela i inne przyjęcia. Usiadłam w kącie i zaczęłam przysłuchiwać się, co ma do powiedzenia pan Snook.

-Przejdę od razu do sedna- powiedział, stojąc na wzniesieniu pośrodku zebranych.- Wirus i zakażeni zbliżają się coraz szybciej. Niektórzy chodzą już po ulicach naszej miejscowości. Według mnie powinniśmy zbudować fortecę, otoczoną wysokimi murami. Na chwilę obecną mogą to być blachy, z czasem zaczniemy się rozbudowywać. Głównym budynkiem będzie ten, w którym teraz jesteśmy. Wszystko zdążymy przygotować, przynajmniej przed przybyciem wielkiej gromady zakażonych. Forteca obejmie łącznie około 200 metrów kwadratowych. Miejsca starczy dla wszystkich, biorąc pod uwagę szklarnię- mówił, a wszyscy przysłuchiwali się w milczeniu. -Będziemy żyć tak jak dawniej. Współpracujecie?- zapytał. Zgodny krzyk tłumu utwierdził go w przekonaniu, że jest dobrym przywódcą.

-Nie- odezwałam się. Wszyscy spojrzeli na mnie wielkimi oczami, a ja wstałam z zimnej posadzki.- Według mnie nie jest to dobry plan- powtórzyłam, a Snook zszedł z wzniesienia.

-Uważasz tak, ponieważ?- uniósł brew do góry. W pomieszczeniu rozniosły się szepty, że jestem nienormalna, nie zgadzając się na jego pomysł.

-Siedzenie w jednym miejscu i ukrywanie się przed światem jest bez sensu. Nie bądźmy tchórzami- powiedziałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Powinniśmy zebrać zapasy, cały sprzęt i ruszyć temu naprzeciw. Iść na północ, do samego centrum i ratować ludzi, którzy potrzebują pomocy- kontynuowałam. Mimo wszystko, nie przemówiłam do wielu ludzi. Niektórzy z nich zaczęli kpić z mojej postawy.

-Że niby miałabyś stawić czoło zakażonym?- prychnął ktoś z tłumu.

-Proszę bardzo, naśmiewajcie się- powiedziałam w stronę tłumu.- To, że mam niecałe siedemnaście lat, nie oznacza, że nie jestem w stanie sobie poradzić- dodałam.

-Kaysa ma rację- odezwała się jakaś dziewczyna. Z grupy wyszła Helen, moja koleżanka z klasy.-Musimy zacząć z tym walczyć.

-Gadacie bzdury- prychnął pięćdziesięciolatek.- Kiedy zbudujemy fortecę, zadbamy o to, żeby ludzie żyli tak jak wcześniej- stwierdził.

-Nie okłamuj ich- warknęłam pod nosem.-Już nic nie będzie takie same jak wcześniej. A my musimy się z tym pogodzić!- powiedziałam do wszystkich i wyszłam z sali. Zanim zamknęłam drzwi, usłyszałam wzburzenie ludzi. Jeśli chcą oszukiwać siebie nawzajem, to proszę bardzo. Ja zamierzam stąd uciec.

Pełna frustracji chciałam przeskoczyć płot, ale usłyszałam jak ktoś mnie woła.

-Kaysa!

Odwróciłam się i zobaczyłam Helen. Poczekałam aż do mnie podejdzie i powie o co chodzi.

-Snook chce nas złapać. Powiedział do swoich sługusów, że nie będziemy podburzać mu tłumu, a dodatkowo przydamy się do pracy- powiedziała na jednym wydechu.

-Musimy uciec- powiedziałam bez ogródek.-Wchodzisz w to?- zapytałam. Dziewczyna uśmiechnęła się i uścisnęła moją dłoń.

-Zbierajmy się natychmiast, bo...- zaczęła, ale z budynku wyszło kilku dryblasów. Rozejrzeli się i kiedy nas zauważyli, ruszyli w naszą stronę.

-Za mną- zwróciłam się do dziewczyny i przeskoczyłam przez ogrodzenie. Zaczęłam biec i na szczęście słyszałam za sobą Helen. Dziewczyna dogoniła mnie i równocześnie biegłyśmy przez pola. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam, że dryblasy dały sobie spokój i wróciły na teren, gdzie ma być forteca.

Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz