7.2

879 69 3
                                    

Przemierzałam z Khorey'em zarośniętą łąkę na południe od stacji. Szukaliśmy Scarlett dopiero od kilku minut, a wszyscy byli przestraszeni jak nigdy dotąd.

-Nie mogła daleko pójść, jest wykończona- stwierdził Larom.

-Ale nie mamy pojęcia kiedy wyszła. Mogła to zrobić parę godzin temu, gdy wszyscy spali- powiedziałam. Bałam się o nią. Po znalezieniu odpowiednich leków pojawiła się szansa, że dziewczyna wróci do normalnego stanu, a ona tak nagle postanowiła zniknąć. Nie mogę pozwolić, żeby się poddała.

-Znałyście się przed tym wszystkim?- zapytał szatyn.

-Nie. Znałam się tylko z Aidenem- przyznałam.-Nie przepadaliśmy za sobą- dodałam. Rozglądałam się uważnie po okolicy, odgarniałam kataną gęstsze i wyższe krzaki, ale jedyne co znalazłam, to zagryzioną, martwą wiewiórkę i jednego sztywnego.

-Żartujesz? Teraz jesteście jak rodzeństwo- stwierdził. Spojrzałam na niego z ukosa.

-Pomagamy sobie, nic więcej. Sytuacja tego wymaga- powiedziałam.-Może to nieodpowiednia chwila, ale czym się zajmowałeś, kiedy to się zaczęło?- spytałam. Kątem oka zobaczyłam jak chłopak wzdycha.

-Studiowałem inżynierię, byłem na ostatnim roku, ale pojawiły się pewne komplikacje- przerwał, ponownie wzdychając. -Oskarżyli mnie i zamknęli w więzieniu- dokończył. Zatrzymałam się i stanęłam do niego przodem.

-Oskarżyli?

-Wiem jak to zabrzmi, ale ja naprawdę byłem...jestem niewinny- powiedział, a jego głos drżał.

-Khorey o czym ty do cholery mówisz?- podniosłam głos.-Za co cię zatrzymali?

Przetarł twarz dłońmi. Przez chwilę staliśmy w milczeniu. Nie mogłam pozwolić, żeby kryminalista przebywał w naszej grupie. Cierpliwie czekałam na odpowiedź. Chłopak schował broń i ruszył w moim kierunku. Niepewna jego czynu wymierzyłam w jego stronę kataną. Zatrzymał się i spojrzał na mnie wzrokiem pełnym bólu.

-Porozmawiajmy na spokojnie- zaproponował.

-Teraz musimy znaleźć Scarlett. Pójdziesz przede mną- powiedziałam, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Kiwnął nieznacznie głową i ruszył na południe. Kilka minut później zobaczyłam, że z okna na stacji ktoś miga latarką. To był znak, że mamy już wracać.

-Idziemy- zawołałam do Laroma, który ominął mnie bez słowa i zgodnie z umową szedł przede mną. Szybko wróciliśmy z nadzieją, że ktoś znalazł Scarlett. Zeszłam do podziemi, mając Khorey'a na oku. Chłopak usiadł na kocu pod ścianą.

-Znaleźliście ją?- zapytałam Dave'a, który stał, opierając się o blat.

-Tak, ale jest w kiepskim stanie- odpowiedział. Poczułam ulgę. -Aktualnie śpi, ale powiedziała, że jak przyjdziesz to masz do niej iść bez względu na wszystko- dodał. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i udałam się w kierunku pokoju dziewczyny. Weszłam po cichu. Obok śpiącej Scarlett siedziała jej mama. Spojrzała na mnie.

-Jak się trzymasz?- spytałam.

-Muszę być gotowa na wszystko- powiedziała, wstając.-A ty?- podeszła do mnie. Zanim odpowiedziałam, opuściła pomieszczenie. Zrezygnowana usiadłam na miejscu, gdzie wcześniej siedziała Karrie.

-Scarlett- dotknęłam delikatnie jej łydki, żeby się obudziła.

-Nie śpię, udawałam- wyszeptała.-Zanim zapytasz; chciałam ostatni raz zabić sztywnego. Chciałam poczuć, że mam jeszcze siłę i nad czymś kontrolę. Kaysa, wiem, że przywiozłyście leki, ale czuję, że jest już za późno.

-Nie możesz tak mówić- zaczęłam, ale od razu mi przerwała.

-Mówię, co myślę. Czuję, że to nastąpi niedługo. Jak Aiden?- spytała.

-Powiedziałaś mu?

-Jak wracaliśmy. On mnie znalazł i uznałam to za odpowiedni moment- wyjaśniła.

-Nie wiem, nie widziałam go- przyznałam. Poczułam jak dziewczyna łapie mnie za dłoń i delikatnie ją ściska.

-Cieszę się, że cię poznałam- wyszeptała i zamknęła oczy. Myślałam, że przymknęła je tylko na chwilę albo zasnęła. Jednak jej oddech ustawał.

-Scarlett?- szturchnęłam ją, ale nie reagowała.-Scarlett?!- ponowiłam. Ciągle ściskałam jej dłoń. W końcu jej uścisk zelżał aż zaniknął. Poczułam jak łzy spływają po moich policzkach.-Scarlett nie!- krzyknęłam z rozpaczą. Nachyliłam się nad nią i spojrzałam na jej bladą twarz.-Nie możesz nas zostawić. Nie rób tego!- załkałam. Do pomieszczenia wbiegł Aiden, a zaraz za nim pozostali.

-O matko, nie- wyjąkała Karrie, upadając na kolana. Zaczęła głośno płakać. Młody Foster podszedł do materaca, na którym byłyśmy ze Scar. Spojrzał na nią zaszklonymi oczami, ujął jej twarz w dłonie i złożył czuły pocałunek na czole. Uklęknął i złapał ją za drugą rękę, a głowę położył obok jej brzucha. Słyszałam jak szlochał.

-Scarlett obudź się!- powiedziałam przez łzy. Aiden spojrzał na mnie zmartwiony.

-Kaysa...- zaczął.

-To nie może być prawda! Nie znowu!- załkałam. Szatyn złapał mnie za wolną rękę i potarł moje knykcie. Wyrwałam się z uścisku i wybiegłam, nie zwracając uwagi na pozostałych.

Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz