5.3

883 71 31
                                    

Kiedy powiedziałem pozostałym, że Kaysa tutaj jest, niemal wszyscy od razu poszli się z nią zobaczyć. Dziewczyna ciągle spała i nic nie wskazywało na to, żeby miała się obudzić w najbliższym czasie. Chodziłem do niej codziennie. To stało się moją rutyną.

-Jesteś moim chłopakiem czy jej?!- Scarlett wykrzyczała mi w twarz, kiedy powiedziałem jej, że byłem u Ryeen. -Ciągle do niej chodzisz. Zaniedbujesz nasz związek- dodała trochę ciszej.

-Przepraszam cię. Nie byłem świadomy tego, że tak to odbierzesz- rzekłem skruszony. Dziewczyna splotła nasze palce.

-Dla mnie też to jest ciężkie-przyznała.-Po prostu następnym razem uprzedź mnie, że do niej idziesz. Pójdziemy razem- oparła czoło na moim torsie, a ja schowałem twarz w jej włosach. Za to ją pokochałem. Była bardzo wyrozumiała i ciągle mnie wspierała, oczywiście w słusznych sprawach. A ta była najbardziej słuszna.

Spacerowałem z Hope i Scarlett po ulicach osiedla. Czerpaliśmy ze słonecznego dnia jak najwięcej. Opowiadaliśmy dziewczynce bajki, a ona uważnie słuchała. Czasami wtrąciła jakieś pojedyncze, proste słowo zupełnie od czapy, co było nawet zabawne. Odnieśliśmy ją Eva'ie, a Scarlett została pomóc swojej mamie przy gotowaniu. Ja wróciłem do domu i położyłem się na swoim łóżku. Sięgnąłem do szuflady w etażerce obok i wyciągnąłem z niej książkę. Spojrzałem na okładkę, która była w dobrym stanie. Postanowiłem zacząć ją czytać.

Obudziło mnie pochrapywanie. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem Kaysę. Miałem ochotę rzucić się jej na szyję, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. To nie była prawdziwa Kaysa, to było coś, w co się zamieniła. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, w których zaczęły zbierać się łzy. Posiniała, gnijąca skóra, kość przedramienia na wierzchu i pożółkłe oczy bez wyrazu. Zamierzała w moją stronę z wyciągniętą ręką. Wiedziałem, że muszę zdobyć się na odwagę i ją zabić. Wiedziałem, że w ten sposób zrobię jej przysługę. Jednak nie potrafiłem. Poczułem jak ostre zęby wbijają się w mój kark.

Szeroko otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wyjrzałem przez okno. Słońce wschodziło na horyzoncie, a Ohana była owiana mgłą. Odłożyłem na etażerkę książkę, która leżała obok mnie. Usiadłem na brzegu łóżka i schowałem twarz w dłonie. To tylko sen. Odetchnąłem z ulgą, ale wewnątrz mnie pozostawał strach przed znaczeniem tego koszmaru. Postanowiłem zaraz po śniadaniu iść po Scarlett i sprawdzić co u Kay.

-Myślisz, że to prawda co mówią o ludziach w śpiączce? - zapytała Scarlett.

-Mianowicie?

-Że słyszą to, co się do nich mówi.

-Nie wiem, można spróbować- zachęciłem dziewczynę.

-Kaysa, ty leniwa dupo, już odespałaś za wszystkie czasy. Wstawaj i bądź tym, kim jesteś.

Kaysa

Od jakiegoś czasu słyszę jak moi znajomi do mnie mówią. Pierwszy zaczął mówić Jeffrey, nieświadomie, ale jednak. Później opowiadał mi o tym jak tutaj trafili i jak dowiedzieli się o mnie. A właściwie jak Aiden się dowiedział. Karrie i Eva głównie płakały. Oshee opowiadała mi historie z jej życia przed apokalipsą i śmiało mogę stwierdzić, że większość z nich była niesamowicie śmieszna. Później dołączyła reszta. Z rozmów Aidena i Scarlett wywnioskowałam, że są parą. Cieszyłam się, że czerpią z tego, co jest. Są szczęśliwi ze sobą i to jest najważniejsze. Czekałam aż usłyszę gaworzenie i pojedyncze słowa mojej kochanej Hope. Liczyłam na to, że ją do mnie przyniosą, chociaż na chwilę. Jednak oni się bali. Nie chcieli ryzykować tym, że dziewczynka źle to zrozumie albo nagle zamienię się w jednego z tych potworów.

Kupę czasu czułam jakby ktoś zaszył mi wewnątrz brzucha głowę szwendacza, która powoli i boleśnie pożerała mnie od środka. Niedawno było o wiele lepiej. Chciałam dać im jakiś znak, że jest dobrze. Ale nie mogłam.

Usłyszałam jak Rose przychodzi i zmienia mi kroplówkę. Mruczy coś do siebie pod nosem. Jej podśpiewywanie zawsze poprawiło mi jakoś humor. Nagle w ułamku sekundy poczułam, jakby moje wszystkie mięśnie zaczęły się kurczyć. Okropny ból przeszył moje ciało. Nie mogłam złapać oddechu, a moja czaszka bolała jakby ktoś ją miażdżył. Chciałam krzyczeć, wyszarpać się z pozornego uścisku i otworzyć oczy. Piekący ból w klatce piersiowej, wywołany uporczywymi próbami złapania powietrza, ustał. Mięśnie odpuściły, ból głowy także. Wszystko zanikło. Bicie serca i tętno też zaczynało zanikać.

Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz