Epizod XI:
Koniec jest blisko
Aiden
Wcelowani czekaliśmy aż ludzie zaczną uciekać przez jedne z odblokowanych przejść. Mieliśmy za zadanie odciągnąć ich od bazy i przejąć jako jeńców. Nie chcieliśmy ich wszystkich wymordować. Dzięki wskazówkom od Zanny jest to możliwe. Powiedziała, że nie jesteśmy pierwszą grupą, która chce zaatakować Laroma. Niestety pierwsza z nich poległa, ponieważ Khorey objął dobrą taktykę. Kiedy ktoś rozpoczynał atak, większość jego wojowników przemieszczała się szybko kanałami i atakowała napastników od tyłu. Dlatego wprowadziliśmy tam szwendaczy.
- Odpaliliśmy- usłyszałem głos Zanny z krótkofalówki. Skonstruowaliśmy łatwopalne przewody, do których są przymocowane race. Kiedy się odpalą, tunele wypełnią się dymem.
- Zaczynamy.
Kaysa
Wszędzie panował dym. Nie widziałam dokąd zmierzam. Co chwilę się potykałam i gdyby nie mocny uścisk Khorey'a, już dawno wylądowałabym na ziemi. Gdy tylko rozpoczął się ten chaos, Larom odnalazł mnie i zaczął prowadzić w nieznanym mi kierunku. Słyszałam rzężenie szwendaczy, krzyki ludzi, strzały, a przy tym nic nie widziałam oprócz zarysowanej postury małżonka. Nagle ktoś wpadł na Laroma, który przewrócił się, ciągnąc mnie za sobą. Upadłam na ziemię lewą stroną twarzy.
- Co ty wyprawiasz?!- krzyknął Khorey, zrzucając z siebie osobnika.
- Przepraszam, nie widzia...
Mężczyzna nie skończył mówić, bo Larom strzelił mu w głowę.
- Dlaczego to zrobiłeś? Zwariowałeś?- uniosłam głos. Nie odpowiedział mi, tylko złapał za rękę i ponownie zaczął gdzieś prowadzić. W ostatniej chwili zauważyłam schody prowadzące w dół. Zbiegłam po nich, o mało nie potykając się o własne nogi. Usłyszałam jak Larom otwiera ciężkie, metalowe drzwi. Weszliśmy do środka, a kiedy Khorey zamknął wejście zapanował zmrok.
Dave
- Szybciej!- krzyknął Jeffrey. Prowadziliśmy ponad pięćdziesięcioosobową grupę z dala od bazy Laroma. Odebraliśmy im wszelakie bronie, przeszukaliśmy, a teraz zmierzamy do auta z odkrytą przyczepą. Wszyscy mają związane ręce jednym, długim sznurem.
- Co zamierzacie zrobić?- zapytała jakaś kobieta.
- Zabiją nas- wycedził mężczyzna idący za nią. - Nie widzisz jak do nas mierzą?
Ewidentnie chciał wzbudzić niepokój i chaos wśród naszych jeńców. Spojrzałem na Jeffrey'a, który szedł najbliżej niego. Ghunt podszedł do mężczyzny.
- Jak chcesz to możemy o tym porozmawiać na osobności- powiedział. W jego głosie zabrzmiał gniew.
- Nie, dzięki.
Reszta drogi przebiegła spokojnie. Nikt nie zadawał pytań, nikt nie odważył się w ogóle odezwać. Susanne, Felipe i Placo skończyli wiązać jeńcom nogi takim samym sznurkiem co ręce. Wprowadziliśmy ich na przyczepę, usadziliśmy na odpowiednich miejscach, a kilka osób z mojej grupy przywiązało do stelażu sznury, którymi byli zawiązani. Przezorny zawsze ubezpieczony. Ludzie ledwo zmieścili się na tej przyczepie, ale nie mogliśmy wydziwiać.
Wziąłem krótkofalówkę i nacisnąłem guzik.
- Jak u was?- zapytałem.
- Załadowani.
- My już jedziemy.
Karrie
- I co my z nimi zrobimy?- zapytałam Dave'a. Przed chwilą wprowadzili do pustych pomieszczeń po dwadzieścia osób jeńców. Łącznie zajęli dziesięć pokoi.
- Karrie, na razie nie mamy czasu. Musimy wracać- powiedział i szybko wyszedł z pozostałymi. Naprzeciwko każdych drzwi było krzesło, na którym siedział ktoś od nas z gotową bronią do wystrzału. Musieliśmy panować nad wszystkim i tego dnia nic nie mogło pójść źle. Zeszłam schodami piętro niżej i weszłam do pokoju, gdzie bawiły się dzieci. Dwie kobiety opiekowały się nimi. Wyszukałam wzrokiem Hope. Dziewczynka siedziała przy stoliku z koleżanką i rysowała coś. Podeszłam do niej i uklęknęłam obok.
- Co tam rysujesz?- zapytałam.
- Tutaj jest mama, tata, ja, nasz piękny dom i wy tam przy ognisku- wymieniła pokazując kolejno.- Dzisiaj wszystko się skończy i tak będzie wyglądało jutro.
CZYTASZ
Still alive
Science FictionPisane bardzo dawno temu. Ostrzegam przed masą błędów każdego możliwego rodzaju oraz dużą ilością niedociągnięć fabularnych. Obecnie pracuję nad nową wersją. Najwyższe notowania: • sci-fi - 01 w dniu 29.06.2021 ♥ • #zombie - 01 w dniu 08.06.2018 •...