8.1

807 57 6
                                    

Aiden 

Po miesiącu pracowania zostało nam do zrobienia bardzo mało. Jeffrey i Khorey mocowali ze sobą belki, kiedy ja ostrzyłem siekierą inną kłodę kilka metrów dalej. 

-Uratowała mi życie- powiedział Larom.- Bardzo mi na niej zależy. 

-W jakim sensie?- dopytał Jeff. 

-W kanionie myślałem, że mnie zabije. Była taka stanowcza i pewna tego co robi. Później zrozumiałem, że was chroni. Ale jeszcze wcześniej dała mi jedzenie, bo zobaczyła, że potrzebuję pomocy. Już wtedy coś we mnie drgnęło- wytłumaczył.

-To coś poważniejszego?

-Kocham ją Jeffrey. Bardzo.

Wiedziałem, że z tym chłopakiem jest coś nie tak. Zauważyłem już wcześniej jak kręci się przy Kaysie, ale nie przypuszczałem, że jest aż tak zadurzony w dziewczynie. 

-Myślisz, że ona też coś do mnie czuje?- zapytał Jeff'a. 

-Nie- wymruczałem. 

-Mówiłeś coś Aiden?- Khorey zwrócił się do mnie. 

-Musiało ci się wydawać- stwierdziłem i udałem, że pogrążam się w swojej pracy. 

-Kaysa ma twardy charakter i jedyną osobą, którą zdążyła pokochać jest Hope. O wszystkich pozostałych bardzo dba, ale widać, że czas wzmacnia więzi między nią a pozostałymi- odpowiedział mu mężczyzna. Niestety z tym musiałem się zgodzić. Ryeen prawdziwe, silne uczucie żywi tylko do Hope. Ale satysfakcjonuje mnie fakt, że łączy nas o wiele więcej niż pozostałych. 

Zmęczony wszedłem do podziemi i sięgnąłem do szafki po coś do jedzenia. Karrie pewnie siedziała w swoim pokoju, bo nie widziałem jej w ogrodzie. Kilka warzyw już zaczyna dojrzewać, ale na razie nic specjalnego z tego ogródka nie ma.  Wyciągnąłem jakąś resztkę zupy z puszki, wziąłem łyżkę i usiadłem na krześle. Z korytarza wyszła Kaysa.

-Skończyliście?- zapytała. Usiadła na przeciwko mnie.

-Na dzisiaj- odpowiedziałem. - Zostało nam kilka metrów za stacją.

-Myślałam, żeby zacząć robić jakieś obserwacje poza stacją. Będziemy wtedy wiedzieć, kiedy zbliża się większa grupa sztywnych.

-Mówiłaś o tym mojemu tacie?- dopytałem. Plan wydawał się bardzo dobry i pożyteczny.

-Tak, powiedział, że zaczniemy jak skończycie ogrodzenie.

Do pomieszczenia wszedł Khorey. Spojrzał na mnie przelotnie, a następnie skupił się na Kaysie. Kiedy na mnie zerknął, zauważyłem złość w jego oczach. Uśmiechnął się do dziewczyny, która odwzajemniła jego gest. Zaczęli rozmawiać na jakiś temat, ale nie słuchałem ich. Uważnie przyglądałem się Ryeen. Chciałem zobaczyć, czy jej mowa ciała wskazuje na jakieś mocniejsze uczucia, które mogłaby żywić do Laroma. Nic szczególnego w jej zachowaniu nie przykuło mojej uwagi.

-Aiden?- dziewczyna zwróciła się do mnie.

-Słucham?

-Pytałam się czy wszystko okej.

-Tak, tak, zamyśliłem się tylko- uśmiechnąłem się delikatnie. Dokończyłem zupę, wstałem i wrzuciłem puszkę do worka ze śmieciami. Łyżkę odłożyłem do zlewu.

-Może wrócimy do lekcji jazdy?- Khorey zwrócił się do Kay. 

-Póki pogoda temu sprzyja to czemu nie- stwierdziła. -Zaczniemy od jutra. 

Następnego dnia znowu wstałem jako ostatni. Nie obudzili mnie, więc pewnie nie robią nic szczególnego. Zmieniłem ubrania i wyszedłem z pokoju. W głównym pomieszczeniu Karrie zajmowała się Hope. Kiedy mnie zobaczyła, wzięła Małą i wyszła. Nadal unika mnie i Kay. Zjadłem na szybko batona i napiłem się wody, a następnie wyszedłem na zewnątrz. Po drugiej stronie torów Jeff, tata i Blase mocowali belki. Karrie usiadła z Hope na jednym z przystanków. Na teren wjechało auto, które prowadził Khorey, a Kaysa siedziała na miejscu pasażera. Zatrzymali się niedaleko miejsca, gdzie mężczyźni zajmowali się kłodami. 

-Nadal nic?- zapytałem dziewczyny, kiedy wyszła. 

-Zepsułam- westchnęła.- Trzeszczy coś. 

-Spokojnie, szybko to naprawię. Tylko przejadę bliżej stacji, żeby nie blokować wjazdu. Słyszałem, że Karrie brakuje czegoś do ogrodu i Blase z Jeff'em mają gdzieś jechać- powiedział Larom przez uchylone okno. Zaparkował samochód bliżej stacji, a Kaysa podeszła bliżej mnie. 

-Ciągle się nie odzywa?- zapytała, kiwając lekko głową w stronę kobiety, która bawiła się z Hope. 

-Nic. Kilka minut temu nawet przede mną uciekła- odpowiedziałem. 

-Myślisz, że jej przejdzie?- spytała, tym razem patrząc już na mnie. Widziałem, że się martwi. 

-Po czasie na pewno- stwierdziłem.

-Myślałeś kiedyś, że może zrobić komuś krzywdę? Zatracić się w swojej stracie i pragnąć zemsty. Martwię się o nią, ale boję się też, że zrobi coś Hope. Zaczęła spędzać z nią więcej czasu- powiedziała, zerkając na Karrie. 

-Zauważyłem, że próbuje ograniczyć nam dostęp do Małej- przyznałem. Nie pamiętam kiedy ostatnio mogłem spędzić czas z dziewczynką, żeby nam nie przerwała pod jakimś pretekstem. Tylko ona ją teraz karmi, przebiera.

-Musimy porozmawiać z twoim ojcem- stwierdziła. 

-A mogłabyś ty?- spytałem. Toleruję już mojego tatę, nawet zacząłem się tak do niego zwracać, ale nadal nie jestem skory do pogaduszek. Jeśli jest możliwość uniknąć rozmowy, nie widzę powodu, żeby się do niej na siłę pchać. Kaysa spojrzała na mnie i zmrużyła oczy. W tamtym momencie wiedziałem, że mnie już przejrzała. 

-Nie. Oboje z nim porozmawiamy.  

Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz