2.5

1.2K 85 44
                                    

Po niecałych dwóch tygodniach ciągłej pracy płot był gotowy i solidny. Byliśmy też na kilku wyprawach do miasta. Tego ranka zjedliśmy ostatnie wspólne śniadanie. Spakowaliśmy się i odświeżyliśmy. Kto wie kiedy będzie nam dane wziąć następny prysznic i umyć zęby. W piątkę stanęliśmy przed zabudowaną bramą. Przytuliliśmy się z nimi po kolei. Kiedy Helen chciała odsunąć się od Fiony, tamta przyciągnęła ją do siebie i odwróciła. Trzymała jej ręce i przystawiła nóż do szyi. Richard trzymał ostrze wystawione w naszą stronę.

-Ona nigdzie nie pójdzie- powiedziała kobieta.

-Fiona spokojnie- powiedziałam powoli, sięgając po broń. Aiden mierzył już do Richarda.

-Potrzebujemy jej! Potrzebujemy takiej wnuczki- mężczyzna podniósł głos.

-Rozumiem, że możecie czuć się samotnie. Chodźcie z nami- starałam się ich przekonać. Po policzkach Helen zaczęły spływać łzy.

-Nie. Nie zostawimy naszej farmy- powiedziała z jadem Fiona. -Odejdźcie, a nikomu się nic nie stanie- dodała.

-Nie odejdziemy bez Helen- powiedziałam twardo, trzymając przed sobą pistolet. Kobieta zaśmiała się historycznie.

-Jeśli my nie możemy jej mieć to nikt nie będzie!- krzyknęła i wykonała szybki ruch nożem. Przecięła Helen tętnicę. Krew prysnęła, brudząc kobietę i konającą dziewczynę. Myszka upadła z szerokimi oczami na ziemie. Rozległ się strzał; Aiden zastrzelił Richarda.

-Co ty zrobiłeś?!- wykrzyczała Fiona. Ze łzami w oczach nacisnęłam spust. Kobieta martwa upadła niedaleko ciała mojej przyjaciółki. Podbiegłam z Aidenem do Helen, ale ona już nie oddychała. Nie było jej. Odeszła.

-Musimy- chłopak się zaciął. Nie musiał kończyć, doskonale wiedziałam co musimy zrobić. Kiwnęłam twierdząco głową. Wymierzyłam bronią w jej głowę i zanim nacisnęłam za spust, zamknęłam oczy. Kiedy było po wszystkim, moje ciało ogarnął szloch. Aiden objął mnie, a ja wtuliłam się w niego. Oboje siedzieliśmy na ziemi i płakaliśmy.

-Co teraz?- załkałam, trzymając kurczowo bluzkę chłopaka.

-Będziemy trzymać się razem. Damy radę- odpowiedział, a jego ciepły oddech smyrał moją skórę w zagłębieniu szyi.

Nie wiem ile jeszcze tak siedzieliśmy, ale niebo pokryły gęste chmury i zaczął kropić deszcz. Aiden odsunął się i poprawił swoje włosy.

-Musimy zostać- wyszeptał.-Pochowamy ich i pójdziemy odpocząć- dodał, oczekując odpowiedzi. Kiwnęłam twierdząco głową i wycierając łzy z policzków, wstałam. Wykopaliśmy dwa groby obok Babe. Jeden dla Helen, a drugi, większy dla małżeństwa. Zakopaliśmy ich i ułożyliśmy krzyże z kamieni. W milczeniu weszliśmy do domu. Położyłam plecak obok butów i poszłam do kuchni. Wstawiłam wodę w czajniku.

-Chcesz herbaty?- zapytałam chłopaka, który wszedł do pomieszczenia.

-Poproszę.

Usiadł przy wyspie. Do dwóch kubków włożyłam po jednej saszetce czarnej herbaty i oparłam się tyłem o ladę obok kuchenki. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, a wzrok utkwiłam w podłodze. 

-Dzisiaj nigdzie nie wyruszajmy- poprosił.

-Nie zamierzam- odparłam. Najgorsze co mogło mnie spotkać, wydarzyło się przed chwilą. Straciłam najbliższych sobie ludzi. Świadomość, że mogłam coś zrobić, cokolwiek, ale nie zdążyłam, dobijała mnie od środka. Czułam się winna. Cholernie winna śmierci Percy'ego i Helen. Śmierci Jody, Johannów. Babe również. Gdybym była bardziej czujna, do niczego by nie doszło. Gdybym tylko potrafiła mądrze robić, rozpracować wszystkie możliwości, nasza siódemka byłaby w drodze do Yellowpole.

-Nie zadręczaj się. To nie twoja wina- odezwał się Aiden. Spojrzałam na niego niezrozumiale.-Widać to po tobie- wyjaśnił. -Nie możesz się o wszystko obwiniać.

-Kiedy taka jest prawda. Jeśli nie zajęłabym się tymi szwendaczami pod mostem, Percy nie zostałby ugryziony. Gdybym przypilnowała Babe, nie dostałaby broni. Gdybym dobrze podjęła rozmowę, bylibyśmy w drodze do Yellowpole z Helen, a może i nawet z Johannami- mój głos łamał się z każdym wypowiedzianym słowem, a wraz z tym wzrastała moja złość na siebie. -Cholera!- krzyknęłam i wściekła uderzyłam pięścią w blat.

-Kaysa dość!- szatyn uniósł głos, a następnie podszedł do mnie i złapał za nadgarstki.-Nie mów tak!- powiedział, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.- Wcale tak nie myślisz, po prostu cię to boli. Musisz się uspokoić- jego ton i uścisk na nadgarstkach zelżały. W moich oczach stanęły łzy.

-Masz rację- wyszeptałam. Czajnik zaczął gwizdać, więc wyłączyłam kuchenkę i wlałam wrzątek do obu kubków. Chłopak wziął swój i usiadł na poprzednim miejscu. Ja usadowiłam się naprzeciwko niego. Spojrzałam przez okno. Przed domem był ogród z warzywami, które dojrzewały. Rozciągał się od wysoko postawionego płotu do frontu domu. Ponad płotem na niebie były widoczne gęste chmury. Padał deszcz. Wsłuchując się, można było usłyszeć jak krople odbijają się od szyb, parapetów, a nawet dachu.

-Zostawimy to wszystko?- spytał chłopak po kilku minutach ciszy. Objęłam dłońmi kubek, żeby je ogrzać.

-Jest tutaj dużo zapasów, zwierzęta, ogród z warzywami. Zapory też są dobre- wyliczyłam.- Może zostańmy przez jakiś czas- zaproponowałam.

-Myślę, że to dobry pomysł- potaknął.  Wypiliśmy herbatę w ciszy. Chłopak zaoferował, że pozmywa naczynia, na co przystałam. Poszłam się odświeżyć. Nie ukrywam- to był mój najdłuższy prysznic w życiu. Większość czasu przepłakałam niż się myłam. Moje ruchy były powolne, poruszałam się jak cień. Nie miałam ochoty i siły, żeby wykonać cokolwiek normalnym tempem. Wszystko mnie przytłaczało.

Ubrana w piżamę usiadłam po turecku na swoim łóżku. Owinęłam się kołdrą i spojrzałam na łózko obok, które należało do Helen. W przedapokaliptycznym życiu nigdy nie pomyślałabym, że się z nią zaprzyjaźnię. Każda z nas miała własne życie i własnych znajomych. Po ucieknięciu od Snooka miałyśmy tylko siebie. Wiem, że polubiła i zaakceptowała Percy'ego. Teraz do niego dołączyła. Przemknęła mi myśl, że może to dobrze. Helen nie zasługiwała na życie w tak okropnym świecie. Była dziewczyną pełną empatii, dobroci. Była białą plamą na tle czarnej rzeczywistości.

Była silna. Nie wiedziała o tym, ale taka była.*

-Kaysa? Chcesz być sama, czy...- do pokoju zajrzał Aiden.

-A ty?- przerwałam mu, nie odrywając wzroku od niebieskiej pościeli dziewczyny.

-Mogę ci potowarzyszyć- odparł półtonem. Kiwnęłam twierdząco głową. Nie chciałam być sama i wiedziałam, że on też. Oboje potrzebowaliśmy wzajemnego wsparcia, bo oboje straciliśmy ważną osobę w swoim życiu.

Świadomość, że teraz mamy tylko siebie była nijaka; wzbudzała mieszane emocje. Byliśmy postawieni przed faktem dokonanym- musieliśmy siebie zaakceptować do granic możliwości. Wiem,  że mogę go zostawić. Pójść swoją drogą. Ale nie potrafię.

  §§§ 

*Cytat. Daryl Dixon powiedział tak do Maggie o Beth :) 

Mamy już koniec drugiego epizodu. Mam wrażenie, że za Helen mi nie odpuścicie :/

Muszę się przyznać, że sama płakałam za każdym razem gdy sprawdzałam ten rozdział. 

Za parę dni trzeci epizod! A oto zapowiedź: 

Za parę dni trzeci epizod! A oto zapowiedź: 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz