9.1

718 56 8
                                    

Minął tydzień. Po całym terenie mogę poruszać się samodzielnie, ale na każdym kroku jest ktoś z ważniejszych ludzi od Khorey'a i bacznie obserwują co robię. Dlatego nie mogę iść do kogoś z moich przyjaciół, a tym bardziej do Aidena. Na szczęście mam dostęp do Hope kiedy tylko chcę. Dziewczynka często pyta o pozostałych, ale staram się jej wytłumaczyć, że ciężko pracują, żeby nas stąd wydostać. Kiedyś mi powiedziała, że nie podoba jej się tu, bo nie może robić co chce, tylko musi się słuchać takiej pani. Dzieci było niewiele, zwłaszcza tych młodszych niż sześć lat. 

Do mnie codziennie rano przychodził Khorey ze śniadaniem. Zaraz po nim przychodziła dziewczyna, która zostawiała mi czyste ubrania i ręcznik. Miałam dostęp do ciepłej, bieżącej wody i przeróżnych kosmetyków. Zjadłam dzisiejsze śniadanie i czekałam chwilę, aż kobieta przyjdzie. Kiedy weszła, położyła wszystko na komodzie przy drzwiach i jak najszybciej chciała wyjść. 

- Poczekaj- powiedziałam i wstałam z łóżka.- Jestem Kaysa, a ty? 

- Zanna proszę pani- odpowiedziała. 

- Mów mi po imieniu. Nie musisz się mnie bać. Chciałabyś mnie uczesać?- spytałam. 

- Oczywiście.

Posłała mi delikatny uśmiech. Odwzajemniłam go i usiadłam na podłodze. Dziewczyna usiadła za mną na łóżku, zabrawszy z komody szczotkę i gumki do włosów. 

- Umiesz zrobić dwa zaplatane?- spytałam. 

- Dawno nie robiłam, ale mogę spróbować. 

- Długo tutaj jesteś?

Chciałam nawiązać kontakt z innymi ludźmi, z którymi mogłabym normalnie porozmawiać. 

- Rok. A ty? 

- Tydzień i mam już dosyć. 

- Jak to się stało, że w tydzień dotarłaś na tak wysoki szczebel?- spytała zdziwiona. 

- Mogę ci zaufać?

- I tak nie mam nikogo do rozmowy- stwierdziła. 

- Khorey'a znam od kilku miesięcy. Uratowałam go i przyjęliśmy go do naszej grupy. Był z nami przez jakiś czas, a później musieliśmy uciekać przed sztywnymi. Nie zdążyliśmy mu pomóc, myśleliśmy, że nie żyje. Odnalazł nas w Abenn tydzień temu- opowiedziałam. Czułam, że Zanna jest normalną dziewczyną godną zaufania. 

- I gdzie oni są?

- W najniższej klasie. Ja jestem tutaj, bo Larom się we mnie zakochał. 

- Ja jestem dwa szczeble niżej, nie powinnyśmy się zadawać- powiedziała. 

- Spokojnie. Nie musisz się o siebie martwić- zapewniłam. Wiem, że jeśli poproszę Laroma o towarzyszkę, zgodzi się. - Jeszcze dzisiaj będziesz na wyższym szczeblu- dodałam. 

- Naprawdę?

W jej głosie usłyszałam niedowierzanie. Zaśmiałam się. 

- Postaram się. 

Niestety nie mogłam zrobić tak w przypadku moich przyjaciół. Khorey jasno i wyraźnie powiedział, że sami muszą zapracować na lepszą klasę. Kiedy dziewczyna mnie uczesała, usiadłam obok niej. 

- Opowiedz mi coś o sobie- zachęciłam. 

- Zanna Stune, pochodzę z południa. Od dziesiątego roku życia mieszkałam w Abenn. Kiedy wszystko się zaczęło miałam osiemnaście lat. Zostałam z braćmi w mieście i jakoś sobie radziliśmy aż znalazł nas Booner. Zabrał nas tutaj, a jakiś czas później umarł i władzę objął Larom. 

- Masz teraz dwadzieścia lat- powiedziałam. - Jedna kobieta z mojej poprzedniej grupy prowadzi kalendarz- wyjaśniłam.- Co z twoimi braćmi? 

- Są szczebel niżej ode mnie, ale nie narzekają. Często im pomagam. A ty masz jakąś rodzinę?

- Nie miałam z nimi kontaktu odkąd ogłosili epidemię. Moją obecną rodziną są ludzie z poprzedniej grupy- wyjaśniłam. 

- Słyszałam, że masz córkę. Jesteś młoda jak na mamę. 

- Uratowałam ją, kiedy była niemowlakiem. Wychowywałam ją. Nazwała mnie swoją mamą i tak zostało. Bardzo ją kocham, na szczęście mogę się z nią widywać. 

- A z pozostałymi? 

- Są na zbyt niskim szczeblu, a Khorey powiedział, że mają sami zapracować na wyższe. Do Aidena mam zupełny zakaz zbliżania się. On oczywiście do mnie też. Larom go nienawidzi, bo uważa, że chłopak mnie kocha i jeśli będziemy się komunikować to wróci do podziemi i tam znowu będzie go katować. 

- Mój brat kiedyś tam trafił. Źle powiedział o Khorey'u i ktoś z jego bliższych ludzi to usłyszał. Był tam przetrzymywany trzy dni bez jedzenia, a rano zawsze budzili go i bili. Długo nie mógł  do siebie dojść. 

- Wiesz co? Przedstawię cię Hope. 

Zanna uśmiechnęła się. W jej policzkach pojawiły się dołeczki, a niebieskie oczy zabłyszczały. Przyjrzałam się jej. Włosy miała ścięte na chłopaka, ale pasowało jej tak. Były bardzo jasne. Jej twarz miała wyraźne rysy. Pełne, różowe usta, długie rzęsy i mały nos. Wyglądała jak modelka z magazynu dla nastolatków. Była też umięśniona i zgrabna. 

- Trenowałaś coś?- spytałam. Zaśmiała się. 

- Ćwiczyłam gimnastykę, biegałam i chodziłam na lekcje boksu- powiedziała. 

- Może nie widać, ale ja też ćwiczyłam gimnastykę. Ale jakim cudem trenowałaś boks i masz normalną twarz?- spytałam. Dziewczyna znowu się zaśmiała. Nawet śmiech miała piękny.  

Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz