Warta Helen dobiegła końca. Dziewczyna obudziła mnie i poinformowała, że nikt się nie kręcił w okolicy. Po połowie mojej warty, wpadłam na pomysł. Jak najciszej wyciągnęłam nożyczki z mojego plecaka i rozpuściłam moje kasztanowe włosy. Od zawsze uwielbiałam ich kolor i to, jak układały się w fale. Sięgały mi do pasa. Złapałam połowę z nich i szybko odcięłam trzy- czwarte ich długości. To samo zrobiłam z resztą. Teraz sięgały mi do ramion. Przeczesałam je palcami i związałam w kucyk. Pod moimi stopami leżały pasma kasztanowych włosów. Westchnęłam i zebrałam je. Wyrzuciłam do kosza w kuchni i wróciłam do salonu, gdzie spali Aiden i Helen.
Rozważałam możliwości walki i tego jak najlepiej się do takich dostosować. Uzasadnienie obcięcia moich włosów było proste: zakażony nie będzie mógł mnie za nie złapać. Oczywiście mogłam związać je w koka, ale wolę nie ryzykować. Nie zawszę będę miała na to czas, ewentualnie podczas ucieczki mógłby się rozwalić.
Warta dobiegła końca. Obudziłam Aidena i nic nie mówiąc, położyłam się.
Nazajutrz każdy z nas zjadł jakiś owoc. Poszły na pierwszy ogień, żeby nie zdążyły się zepsuć.
-Gdzie idziemy?- zapytał chłopak.
-Na północ- odpowiedziała Helen, uważnie mi się przyglądając.- Obcięłaś włosy?- spytała.
-Tak, przeszkadzały mi- powiedziałam i wzięłam swój plecak.- Ty też powinnaś- dodałam, ale dziewczyna się skrzywiła.
-Niby dlaczego?
-Będzie mniejsza możliwość, że zakażony cię za nie złapie- odpowiedziałam.
-Będę uważać- stwierdziła i wzięła swoją torbę.
Z broniami w dłoniach ruszyliśmy polami na północ. Pierwszym przystankiem było miasteczko Axminbury. Leżało jakieś piętnaście kilometrów stąd. Znajduje się tam nasza szkoła.
-Kaysa?- zaczęła Helen, kiedy przeszliśmy kilka kilometrów. Zauważyłam, że dziewczyna nie lubiła siedzieć w ciszy. - Czy... czy ty...- widać było, że boi się zadać pytanie. Chyba uważa mnie za ostrą.- Czy ty nie idziesz po Evelyn?- wydusiła z siebie. Przez moment wstrzymałam powietrze, ale nie zatrzymałam się. Przymknęłam oczy, żeby odgonić od siebie złe wspomnienia.
-Nie- rzuciłam.
-Dlaczego? Przecież się przyjaźnicie- wtrącił się Aiden. Spojrzałam na niego kątem oka.
-Evelyn nie żyje- wyjaśniłam, starając się, żeby mój głos nie drżał. Chyba mi się udało.
-Przepraszam- wyszeptał, a Helen załkała. Znali ją, bo wszyscy chodziliśmy do jednej klasy.
Nasza klasa stanowiła jedność. Mimo tego, że niektórzy się nie lubili, skakali sobie do gardeł, a każdy miał inny charakter, to staliśmy za sobą murem. To dość dziwne i rzadkie zjawisko.
To co im powiedziałam na temat Evelyn było prawdą. Dziewczyna umarła osiemnastego dnia epidemii. Wtedy dowiedzieliśmy się, że wirus rozprzestrzenia się o wiele szybciej niż przypuszczano. Wysoka gorączka, którą dostała pięć dni przed śmiercią była pierwszym objawem przemiany. Walczyła dzielnie, ale wiedziała co ją czeka. Kiedy miała dość, pożegnała się ze mną i na moich oczach strzeliła sobie w głowę. Na samo wspomnienie chce mi się płakać, ale trzeba przywyknąć do takich sytuacji. Teraz tak już będzie.
Miałam plan. Chciałam iść z Aidenem i Helen do Axminbury, a później iść swoją drogą. Zadecydowałam, że muszę iść po Percy'ego. Jest moim przyjacielem, a nawet więcej. Trzy dni temu dostałam od niego wiadomość, że będzie na mnie czekać w Donnovan, wiosce oddalonej o zaledwie kilometr na zachód od Axminbury. Nie chciałam ryzykować życia Myszki i Fostera. Po półtorej godziny drogi usłyszeliśmy strzały. Kucnęliśmy i podeszliśmy do najbliższego drzewa.
CZYTASZ
Still alive
Science FictionPisane bardzo dawno temu. Ostrzegam przed masą błędów każdego możliwego rodzaju oraz dużą ilością niedociągnięć fabularnych. Obecnie pracuję nad nową wersją. Najwyższe notowania: • sci-fi - 01 w dniu 29.06.2021 ♥ • #zombie - 01 w dniu 08.06.2018 •...