9.4

660 61 7
                                    

Aiden

Minął prawie miesiąc odkąd odzyskaliśmy wolność. Nigdy nie pogodzę się z tym, co zrobiła Kaysa. Wiem, że chciała dla nas dobrze, ale moje uczucie do niej jest zbyt silne, żeby przyjąć to do świadomości. Hope też nie może się przyzwyczaić. Ciągle powtarza, że brakuje jej mamy.

Siedziałem na kocu na zewnątrz, a dziewczynka bawiła się obok mnie lalkami. Mój ojciec leżał na ławce niedaleko.

- Dalibyśmy radę ją stamtąd wyciągnąć?- spytałem.

- Nie ma szans. Znają nas tam, a na pewno się nie przemkniemy- odpowiedział. - Aiden wiem, że ci trudno. Wiem, że ją kochasz.

Nie odpowiedziałem. Nie było sensu zaprzeczać. Spojrzałem na Hope, która była bardzo zainteresowana naszą rozmową. Kiedy spostrzegła, że się jej przyglądam wróciła do zabawy.

- Pamiętaj, że ona nas tak po prostu nie zostawi- kontynuował.- Wróci, ale w odpowiednim czasie.

Jego słowa podniosły mnie na duchu. Zauważyłem, że ktoś kręci się przy furtce. Nie mógł być sztywnym, bo zaglądał między deskami. Złapałem za broń i wstałem. Wymierzyłem w jego stronę.

- Nie strzelaj- usłyszałem męski, nieznany głos. - Jesteśmy od Kaysy.

- Kim jesteście?- spytałem. Kątem oka zauważyłem jak tata każe wejść Hope do domu, a następnie podchodzi bliżej furtki.

- Jesteśmy braćmi Zanny. Przyjaźni się z Kaysą. Planują jej ucieczkę i pomagamy im- wyjaśnił inny, nieznany głos. Ojciec otworzył furtkę i wpuścił ich, ale ja nadal do nich mierzyłem. Unieśli ręce w geście obrony. Weszli i zamknęli za sobą.

- Jak nas znaleźliście? - zapytał Dave.

- Kaysa opowiedziała nam gdzie was szukać. Chciała mieć pewność, że tutaj jesteście- odpowiedział wyższy.

- Kazała przekazać, żebyście nie zmieniali miejsca pobytu. Chce uciec i dobrze to zaplanowała- dodał drugi. Opuściłem broń.

- Jak ona się czuje? Czy to prawda, że poślubiła Laroma? - spytałem.

- Tak. Z tego co opowiadała nam nasza siostra bardzo się go boi. Khorey jest nieprzewidywalny. Nie raz widzieliśmy Kaysę zmęczoną. Ostatnio nawet ją uderzył- przyznał. Poczułem gulę w gardle. Byłem zły i zarazem smutny. Podobno tak bardzo ją kocha, więc dlaczego robi jej krzywdę? Ja nigdy bym jej czegoś takiego nie zrobił. Ona zasługuje na najlepsze traktowanie.

- Powiedzcie jej, że na nią czekamy. Jeśli możemy jakoś pomóc to skontaktujcie się z nami- powiedział Dave.

Mężczyźni opuścili naszą posesję, a my poszliśmy do reszty. Opowiedzieliśmy im o wszystkim pod nieobecność Hope, żeby nie robić jej nadziei na powrót Kaysy. Byliśmy świadomi, że przy tak rygorystycznie prowadzonej społeczności może się coś nie udać, ale wszyscy byliśmy dobrej myśli. Chcieliśmy, żeby się udało, jednak to nie my mieliśmy na to wpływ. Całość zależała od Kaysy, jej nowych znajomych i łaskawości losu.

Wieczorem położyłem się obok Hope. Dziewczynka ułożyła się na mojej klatce piersiowej i wtuliła w nią. Przytuliłem ją. Nadal jest drobna.

- Kiedy wróci mamusia?- spytała.

- Nie wiem kochanie, ale wiem, że robi co może, żeby jak najszybciej znowu z nami być- odpowiedziałem.

- Bardzo za nią tęsknię.

- Ja też.

Czekanie na przybycie Kaysy dłużyło się niemiłosiernie. Mijały dni, tygodnie. Od przybycia braci Zanny minęło szesnaście dni. Coraz bardziej się niecierpliwiłem. Miałem złe przeczucia, które niebawem się potwierdziły. Wieczorem usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Nie zdążyliśmy zareagować, a z zewnątrz dobiegł kobiecy głos.

- Jestem Zanna.

Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz