6.3

856 69 7
                                    

Kaysa 

Pistolet miałam wycelowany w idealny punkt. Nie ruszał się, ale nadal trzymał moją katanę. Podeszłam do niego. 

-Powiedziałam coś. 

-Nie zabijaj mnie- powiedział półtonem. 

-Odłóż tą katanę i odwróć się- rozkazałam. Mężczyzna odwrócił się powoli, ale nadal trzymał ostrze w dłoniach. Był wychudzony, nie wyglądał na groźnego. -Odłóż katanę- powtórzyłam. 

-Nie mam nic oprócz zwykłego noża myśliwskiego. Tułam się od dłuższego czasu sam. Dawno nie jadłem czegoś porządnego.

Jego głos łamał się z każdym zdaniem. Widząc mój wyraz twarzy, zrezygnowany wbił katanę w ziemię. 

-Cofnij się- powiedziałam. Brunet zrobił to, co kazałam. Schowałam pistolet za pasek i wyciągnęłam swoją białą broń z ziemi, nie spuszczając go z oczu. Nie byłam ufna w stosunku do takich osób. Zawsze ktoś taki może udawać, żeby wzbudzić żal, ale on wyglądał realnie. Był naprawdę szczupły, a jego twarz wyrażała zmęczenie. Oczy miał podkrążone, a cerę bladą. Przyglądał mi się. Wyciągnęłam z kieszeni batona i rzuciłam mu. W ostatniej chwili zdążył go złapać i przyjrzał mu się. 

-Trochę wygnieciony, ale tylko to przy sobie mam- powiedziałam i zaczęłam odchodzić. 

-Czekaj! A ty?- zawołał. 

-Bardziej przyda się tobie- odpowiedziałam, nie odwracając się. 

-Jestem Khorey.

Mimo mojego ciągłego oddalania się od niego, jego głos był coraz głośniejszy. Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam go w małej odległości ode mnie. Wzmocniłam uścisk na rękojeści katany i stanęłam przodem do nieznajomego. Automatycznie się zatrzymał i przestał zdzierać opakowanie z batona. Wielkimi oczami spojrzał na ostrze. 

-Nie idź za mną- wycedziłam z pomiędzy zaciśniętych zębów. Nie mogłam sobie pozwolić, żeby dotarł do naszej grupy i sprowadził na nas niebezpieczeństwo. To może być swego rodzaju pułapka. Możliwe, że  jest w jakiejś zorganizowanej grupie i ma za zadanie znaleźć ludzi, którzy mieliby dla nich pracować. 

-Pomyślałem...

-Nie. Nie znamy się, nie pójdziesz ze mną- przerwałam mu. 

-Pomóż mi, proszę- spojrzał na mnie jak zbity pies. -Wiem, że świat się teraz zmienił i ludzie także, ale niektórzy nadal są sobą. Nie są groźni, po prostu potrzebują pomocy. 

Za mną usłyszałam jadące auto. Szybko podbiegłam do chłopaka i ukryłam nas za wystającą skałą ze ściany, zakrywając mu usta. Przestraszył się, ale później zrozumiał o co mi chodzi i kucnął obok mnie. Pojazd zatrzymał się. Ktoś z niego wyszedł, wnioskując po trzasku zamykanych drzwi. Wyjrzałam i w głębi duszy uśmiechnęłam się. Pojawił się tylko jeden problem. Khorey. 

-Zostań- zwróciłam się do niego i wyszłam zza skały. Dave od razu mnie przytulił. 

-Nic ci nie jest?- zapytała Karrie, która pojawiła się znikąd. Starszy Foster puścił mnie i od razu zostałam wzięta w objęcia kobiety. Oddałam uścisk. 

-Nie, a jak z wami? Hope, Scarlett, Eva i Aiden są bezpieczni?- spytałam. Spojrzała mi w oczy i pokiwała przecząco głową. 

-Myśleliśmy, że Eva jest z wami- przyznał Dave.-Reszta jest w środku. 

-Miejmy nadzieję, że Blase albo Jeff znajdą ją w pobliżu- dodałam od siebie. Miałam nadzieję, że wszyscy wrócimy w pełnym składzie. Tymczasem Eva zaginęła, a Oshee nie żyje. Usłyszeliśmy chrząknięcie za nami. Zupełnie zapomniałam o nowo poznanym mężczyźnie. Dave automatycznie wycelował w niego z pistoletu. 

-Jest niegroźny- powiedziałam. Foster wahał się, ale w końcu opuścił broń, a Khorey podziękował mi wzrokiem. 

-W takim razie kto strzelał?- spytał. 

-Ja do szwendacza. 

Powiedziałam pół prawdę, pół kłamstwo. Gdybym opowiedziała im wszystko, wzięliby ciemnowłosego za złodzieja i niegodnego zaufania. Nie twierdzę, że mu ufam, ale trzeba pomyśleć co z nim zrobimy. 

-Co się dzieje?

Z przyczepy wyszedł Aiden, który uśmiechnął się na mój widok. Mina automatycznie zmieniła mu się, zobaczywszy Khorey'a. 

-On do ciebie strzelał?- zwrócił się do mnie, sięgając po broń za pasek. 

-Nie, jest dobrze- odparłam. Przymrużył oczy, bacznie obserwując nieznajomego. 

-I co my mamy z tobą zrobić- westchnął Dave.-Nie wyglądasz na sprawnego- dodał, przyjrzawszy mu się. 

-Zabierzcie mnie ze sobą, proszę- odezwał się po raz pierwszy w ich towarzystwie.-Jeśli zrobię cokolwiek nie po waszej myśli, możecie mnie wyrzucić- kontynuował. 

-Dokąd zmierzasz? - spytał Aiden.

-Nie wiem, chcę po prostu przetrwać- przyznał. Khorey nie wiedział już co miał robić. Spojrzałam na Dave'a, który intensywnie nad czymś myślał.

-Ilu sztywnych zabiłeś?- zabrał głos.

-Dużo. Nie liczyłem, ale jestem pewien, że dużo- odparł. Posłał mi krótkie spojrzenie z prośbą o pomoc.

-Dave, na moją odpowiedzialność- powiedziałam po chwili z wahaniem.

-Jesteś pewna? -spytał. Kiwnęłam twierdząco głową. Nadal nie byłam pewna, ale nie mogę zostawić człowieka, który naprawdę nie posiada niczego. Wszyscy po kolei weszli do kempingowca. Zatrzymałam Khorey'a.

-Oddaj mi swój nóż- powiedziałam. Bez słowa protestu podał mi ostrze.



Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz