Kaysa
Pistolet miałam wycelowany w idealny punkt. Nie ruszał się, ale nadal trzymał moją katanę. Podeszłam do niego.
-Powiedziałam coś.
-Nie zabijaj mnie- powiedział półtonem.
-Odłóż tą katanę i odwróć się- rozkazałam. Mężczyzna odwrócił się powoli, ale nadal trzymał ostrze w dłoniach. Był wychudzony, nie wyglądał na groźnego. -Odłóż katanę- powtórzyłam.
-Nie mam nic oprócz zwykłego noża myśliwskiego. Tułam się od dłuższego czasu sam. Dawno nie jadłem czegoś porządnego.
Jego głos łamał się z każdym zdaniem. Widząc mój wyraz twarzy, zrezygnowany wbił katanę w ziemię.
-Cofnij się- powiedziałam. Brunet zrobił to, co kazałam. Schowałam pistolet za pasek i wyciągnęłam swoją białą broń z ziemi, nie spuszczając go z oczu. Nie byłam ufna w stosunku do takich osób. Zawsze ktoś taki może udawać, żeby wzbudzić żal, ale on wyglądał realnie. Był naprawdę szczupły, a jego twarz wyrażała zmęczenie. Oczy miał podkrążone, a cerę bladą. Przyglądał mi się. Wyciągnęłam z kieszeni batona i rzuciłam mu. W ostatniej chwili zdążył go złapać i przyjrzał mu się.
-Trochę wygnieciony, ale tylko to przy sobie mam- powiedziałam i zaczęłam odchodzić.
-Czekaj! A ty?- zawołał.
-Bardziej przyda się tobie- odpowiedziałam, nie odwracając się.
-Jestem Khorey.
Mimo mojego ciągłego oddalania się od niego, jego głos był coraz głośniejszy. Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam go w małej odległości ode mnie. Wzmocniłam uścisk na rękojeści katany i stanęłam przodem do nieznajomego. Automatycznie się zatrzymał i przestał zdzierać opakowanie z batona. Wielkimi oczami spojrzał na ostrze.
-Nie idź za mną- wycedziłam z pomiędzy zaciśniętych zębów. Nie mogłam sobie pozwolić, żeby dotarł do naszej grupy i sprowadził na nas niebezpieczeństwo. To może być swego rodzaju pułapka. Możliwe, że jest w jakiejś zorganizowanej grupie i ma za zadanie znaleźć ludzi, którzy mieliby dla nich pracować.
-Pomyślałem...
-Nie. Nie znamy się, nie pójdziesz ze mną- przerwałam mu.
-Pomóż mi, proszę- spojrzał na mnie jak zbity pies. -Wiem, że świat się teraz zmienił i ludzie także, ale niektórzy nadal są sobą. Nie są groźni, po prostu potrzebują pomocy.
Za mną usłyszałam jadące auto. Szybko podbiegłam do chłopaka i ukryłam nas za wystającą skałą ze ściany, zakrywając mu usta. Przestraszył się, ale później zrozumiał o co mi chodzi i kucnął obok mnie. Pojazd zatrzymał się. Ktoś z niego wyszedł, wnioskując po trzasku zamykanych drzwi. Wyjrzałam i w głębi duszy uśmiechnęłam się. Pojawił się tylko jeden problem. Khorey.
-Zostań- zwróciłam się do niego i wyszłam zza skały. Dave od razu mnie przytulił.
-Nic ci nie jest?- zapytała Karrie, która pojawiła się znikąd. Starszy Foster puścił mnie i od razu zostałam wzięta w objęcia kobiety. Oddałam uścisk.
-Nie, a jak z wami? Hope, Scarlett, Eva i Aiden są bezpieczni?- spytałam. Spojrzała mi w oczy i pokiwała przecząco głową.
-Myśleliśmy, że Eva jest z wami- przyznał Dave.-Reszta jest w środku.
-Miejmy nadzieję, że Blase albo Jeff znajdą ją w pobliżu- dodałam od siebie. Miałam nadzieję, że wszyscy wrócimy w pełnym składzie. Tymczasem Eva zaginęła, a Oshee nie żyje. Usłyszeliśmy chrząknięcie za nami. Zupełnie zapomniałam o nowo poznanym mężczyźnie. Dave automatycznie wycelował w niego z pistoletu.
-Jest niegroźny- powiedziałam. Foster wahał się, ale w końcu opuścił broń, a Khorey podziękował mi wzrokiem.
-W takim razie kto strzelał?- spytał.
-Ja do szwendacza.
Powiedziałam pół prawdę, pół kłamstwo. Gdybym opowiedziała im wszystko, wzięliby ciemnowłosego za złodzieja i niegodnego zaufania. Nie twierdzę, że mu ufam, ale trzeba pomyśleć co z nim zrobimy.
-Co się dzieje?
Z przyczepy wyszedł Aiden, który uśmiechnął się na mój widok. Mina automatycznie zmieniła mu się, zobaczywszy Khorey'a.
-On do ciebie strzelał?- zwrócił się do mnie, sięgając po broń za pasek.
-Nie, jest dobrze- odparłam. Przymrużył oczy, bacznie obserwując nieznajomego.
-I co my mamy z tobą zrobić- westchnął Dave.-Nie wyglądasz na sprawnego- dodał, przyjrzawszy mu się.
-Zabierzcie mnie ze sobą, proszę- odezwał się po raz pierwszy w ich towarzystwie.-Jeśli zrobię cokolwiek nie po waszej myśli, możecie mnie wyrzucić- kontynuował.
-Dokąd zmierzasz? - spytał Aiden.
-Nie wiem, chcę po prostu przetrwać- przyznał. Khorey nie wiedział już co miał robić. Spojrzałam na Dave'a, który intensywnie nad czymś myślał.
-Ilu sztywnych zabiłeś?- zabrał głos.
-Dużo. Nie liczyłem, ale jestem pewien, że dużo- odparł. Posłał mi krótkie spojrzenie z prośbą o pomoc.
-Dave, na moją odpowiedzialność- powiedziałam po chwili z wahaniem.
-Jesteś pewna? -spytał. Kiwnęłam twierdząco głową. Nadal nie byłam pewna, ale nie mogę zostawić człowieka, który naprawdę nie posiada niczego. Wszyscy po kolei weszli do kempingowca. Zatrzymałam Khorey'a.
-Oddaj mi swój nóż- powiedziałam. Bez słowa protestu podał mi ostrze.
CZYTASZ
Still alive
Science FictionPisane bardzo dawno temu. Ostrzegam przed masą błędów każdego możliwego rodzaju oraz dużą ilością niedociągnięć fabularnych. Obecnie pracuję nad nową wersją. Najwyższe notowania: • sci-fi - 01 w dniu 29.06.2021 ♥ • #zombie - 01 w dniu 08.06.2018 •...