Foster popadał w paranoję. Nasza dwójka coraz bardziej się niecierpliwiła. Całą noc nie spaliśmy, bo wyczekiwaliśmy jego ojca, który jak dotąd się nie pojawił. Hope dawała we znaki, że jest bardzo głodna, a my nie mogliśmy nic zrobić. Staraliśmy się zapobiec jej płaczu, ale nic nie pomagało. W końcu byłam zmuszona zrobić coś innego do jedzenia. Nie mogliśmy ryzykować śmiercią małej. Aiden trzymał ją na rękach i starał się ją uspokoić, a ja gotowałam jakąś zupę z puszki.
-Jak ją nakarmimy?- spytałam.
-Szlag by to- mruknął. Skarciłam go wzrokiem, ale mnie zignorował. Wzięłam pustą butelkę po wodzie i nalałam tam zupy. -Myślisz, że zadziała?- zapytał, przyglądając mi się. Dziewczynka zaczęła głośniej płakać, gdy tylko chłopak przestał ją delikatnie kołysać.
-Miejmy nadzieję, że chociaż trochę- powiedziałam i podeszłam do nich. Chłopak usiadł na stołku barowym, który był postawiony przy blacie, żebym mogła dosięgnąć Hope. Poprawił dziewczynkę na rękach, aby bardziej siedziała niż leżała. Ostrożnie przystawiłam jej do ust butelkę i przechyliłam. Ku naszemu zdziwieniu, zaczęła jeść. Myśleliśmy, że to koniec udręki, ale później trzeba było zrobić tak, żeby dziewczynce się odbiło. Aiden podjął się tego zadania, a ja wyszłam uzbrojona i weszłam na dach. Wypatrywałam Dave'a, którego tak bardzo potrzebowaliśmy. Jeśli by nie wrócił, jego syn całkiem by się załamał, a my nie poradzilibyśmy sobie. Jesteśmy tylko dwójką nastolatków, która ma pod opieką niemowlaka. Właśnie teraz uświadomiłam sobie w jak bardzo gównianej sytuacji jesteśmy. Usiadłam na dachówce i zaczęłam uważnie rozlądać się po okolicy, w którą udał się starszy Foster.
-Kaysa!- usłyszałam z dołu. Podeszłam do krawędzi i zobaczyłam Aidena z Hope na rękach.-Trzeba zmienić jej pieluchę!- powiedział, kiedy mnie zobaczył. I znów poczułam się, jakbym była z nim po kilku latach małżeństwa. Wywróciłam oczami.
-Więc dlaczego jeszcze tu stoisz?- spytałam.
-No Kay!- westchnął.
-Schodzę- mruknęłam i zeskoczyłam na ugięte kolana. Podeszłam do chłopaka i wzięłam od niego Hope. -Chodź, pokażę ci- wystarczyło moje spojrzenie, żeby nie zaprzeczał. Ułożyłam dziewczynkę na stole i odpięłam jej body. Przed ściągnięciem pieluchy, zerknęłam na Aidena, który stał w progu.
-Chodź tu- powiedziałam. Widząc jego minę, myślałam, że parsknę śmiechem.-Nie pożre cię- dodałam żartobliwie. Szatyn podszedł i mimo wszystko, uważnie obserwował moje ruchy. Nie mieliśmy specjalnych pieluch, więc zwykła posłużyła nam teraz za specjalistyczną. Miejmy nadzieję, że tylko ten jedyny raz.
-Wiesz co, Aiden?- zagadnęłam, kiedy dziewczynka była już ubrana. -W przeciągu ostatniego miesiąca po raz kolejny czuję się, jakbyśmy byli małżeństwem ze stażem- przyznałam i wzięłam Hope na ręce. Uśmiechała się delikatnie i machała rączkami.
-Znak od Boga?- uśmiechnął się cwaniacko.
-Broń Boże- odparłam z takim samym uśmiechem.
-Uważasz, że byłbym złym mężem?- podszedł bliżej.
-Ojcem najlepszym też nie będziesz- skwitowałam. -Nie złość się, kiedyś może będzie lepiej- dodałam kąśliwie. Chłopak wywrócił oczami.
-Wróciła stara Kaysa- skomentował i oparł się tyłem o blat. Aiden miał rację, znowu zaczęłam być złośliwa. W sumie nigdy nie przestałam, ale wcześniej ograniczałam się do minimum. Podejrzewam, że nie lubił, kiedy taka byłam. Podałam mu dziewczynkę i wyszłam, informując go uprzednio, że wracam na dach.
Nie wiem ile czasu siedziałam na tym dachu, ale słońce powoli zachodziło. Nie mogłam tak bezradnie czekać i nic więcej nie robić. Zdenerwowana zeskoczyłam i znalazłam Aidena przy śpiącej Hope. Z rogu pomieszczenia wzięłam katanę i przewiesiłam ją sobie przez ramię.
-Co robisz?- spytał.
-Nie będę ciągle czekać- odparłam.-A jeśli potrzebuje pomocy?
-Nie możesz tam iść- wstał i zagrodził mi drogę. Zmroziłam go wzrokiem.-Pomyśl o Hope, o mnie- kontynuował. -Oddzielnie nie damy sobie rady- spojrzał mi w oczy.
-Możesz stracić jedyną bliską ci osobę i jesteś taki spokojny?- chciałam unieść głos, ale malutka smacznie spała.
-Bronię, żeby jedna z nich nie ryzykowała życiem- odparł twardo. -Nigdzie nie pójdziesz.
-Nie zabronisz mi- nie ustępowałam.
-Właśnie, że zabronię- odparł i oparł się o drzwi. -Nie będziemy się rozdzielać.
-Twój tata to zrobił!- drążyłam.
-Dla naszego dobra. Wiem, że wróci.
Nadal wymienialiśmy się wściekłymi spojrzeniami. Kiedy jego zaczął łagodnieć, mój też.
-Po prostu się boję, że znowu kogoś stracimy- przyznałam, opuszczając głowę. Wizja utracenia kogoś jeszcze pożerała mnie od środka. Poczułam jak chłopak mnie przytula. Delikatnie odwzajemniłam jego uścisk. Uświadomiłam sobie, że tego najbardziej potrzebowałam- bliskości drugiego człowieka.
CZYTASZ
Still alive
Science FictionPisane bardzo dawno temu. Ostrzegam przed masą błędów każdego możliwego rodzaju oraz dużą ilością niedociągnięć fabularnych. Obecnie pracuję nad nową wersją. Najwyższe notowania: • sci-fi - 01 w dniu 29.06.2021 ♥ • #zombie - 01 w dniu 08.06.2018 •...