9.0

745 63 7
                                    

Zanim przejdziecie do czytania rozdziału, chcę Wam ogromnie podziękować! A za co? Zobaczcie co dzięki Wam osiągnęłam: 

Zanim przejdziecie do czytania rozdziału, chcę Wam ogromnie podziękować! A za co? Zobaczcie co dzięki Wam osiągnęłam: 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Epizod IX:

Wbrew sobie 

Larom postawił przede mną tacę z jedzeniem. Kanapki z pełnym zestawem warzyw i sadzonym jajkiem do tego ciepła herbata. Od wczorajszego śniadania nic nie jadłam, więc nawet się nie zastanawiałam czy to ruszać. 

- Cieszę się, że ci smakuje- powiedział. Zachowywał się jakby całe wczorajsze zajście nie miało miejsca. Do tej pory czułam szczypanie na lewym policzku i byłam pewna, że widać siniaka. - Chodź. 

Wstałam i w ciszy skierowałam się za nim. Zeszliśmy po schodach na piętro niżej. Czekał tam już na nas jakiś mężczyzna. Był starszy od Khorey'a, ale niższy. Miał groźny wyraz twarzy, jak wszyscy, których do tej pory mijaliśmy. 

- Pracują?- spytał Larom. Szliśmy do następnych schodów, które prowadziły na parter. 

- Tak, przydzieliłem im odpowiednie obowiązki. Wszyscy są w najniższej klasie robotników. 

- Najniższa klasa robotników?- dopytałam. 

- Przymusowe, najcięższe prace, a jeśli robią coś nie tak to dostają karę- wyjaśnił Larom. Wstrzymałam powietrze. 

- Dlaczego ty im to robisz? Przecież rok temu przyjęli cię do siebie, a ty tak im się odwdzięczasz?- mówiłam coraz głośniej. 

- Uspokój się- warknął wściekły. Zacisnęłam zęby, żeby nic więcej nie powiedzieć. Bałam się go, ale byłam na niego zła za to jak nas traktował. Zeszliśmy na parter, a później do podziemnych pokoi, o których wczoraj wspominał. Mijaliśmy cele, w których znajdowali się zmasakrowani, zmęczeni ludzie. Nie mam pojęcia dlaczego mnie tutaj prowadzi. Może chce mnie zamknąć. W końcu stanęliśmy przed jedną z cel. Za kratami zobaczyłam Aidena. Jego ręce były wyprostowane nad jego głową i przykute do łańcucha, który zwisał z sufitu. Był zakrwawiony, ledwo się trzymał. 

- Co ty mu zrobiłeś?!- krzyknęłam i ruszyłam w stronę Laroma, ale towarzyszący nam mężczyzna stanął mi na drodze. Na mój głos, Aiden poruszył się i delikatnie uniósł głowę. Był kompletnie wykończony. 

- Kaysa...- wyszeptał. Podeszłam do kraty, żeby bardziej mu się przyjrzeć. Z lewego łuku brwiowego ciekła mu krew, która zdążyła już zaschnąć. Tak samo było z jego nosem i dolną wargą po prawej stronie. Musieli go okładać pięściami z każdej strony. 

- Chciałem was poinformować, że wasza dwójka ma zakaz zbliżania się do siebie. Jeśli zauważę coś podejrzanego, Foster tutaj wraca. Zrozumiano?- zwrócił się do mnie. 

- Tak- odparłam. 

- Świetnie. 

Otworzył celę i zamiast uwolnić Aidena, przywalił mu z kopa w brzuch. Chłopak krzyknął z bólu. Zerwałam się w ich stronę, ale pomocnik Laroma złapał mnie za obie ręce. 

- Miałeś go puścić- powiedziałam. 

- Spokojnie, to było na pożegnanie. Odprowadź ją do pokoju. 

Mężczyzna nadal mocno trzymał moje ręce z tyłu i popychał mnie, żebym szła szybciej. Kiedy byłam już w pomieszczeniu, puścił mnie, wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Podeszłam do okna. Uważnie  się przyglądałam. Chciałam zobaczyć czy wypuści Aidena do pozostałych. Po kilkunastu minutach zauważyłam jak prowadzą go do jakiegoś budynku. Chłopak nie był w stanie samodzielnie chodzić, więc zawołali kogoś z budowli, do której zmierzali, żeby mu pomógł. Był to jego ojciec. We dwójkę zniknęli mi z pola widzenia, kiedy weszli do środka. Nie mam pojęcia czego może chcieć od nas Khorey. Nie byłam w stanie przewidzieć jego następnego kroku i każde spotkanie z nim jest jak loteria; albo wygrasz i będzie szczęśliwy, albo dostaniesz po pysku. Larom wszedł do pomieszczenia. 

- Oprowadzę cię po moim królestwie- powiedział. Ostrożnie do niego podeszłam i razem opuściliśmy pomieszczenie. 

Trzy godziny później byłam wykończona, ale znałam już prawie każdy zakątek. Pokazywał mi go zgodnie z ustalonymi przez siebie klasami. To znaczy, że teraz zobaczę moich przyjaciół. Weszliśmy do odpowiedniego budynku. Dużo ludzi było brudnych, spoconych i zmęczonych. Spali na cienkich materacach, każdy miał do dyspozycji koc. Nie mieli nawet poduszek. Wyglądali jak bezdomni. Ich rozmowy ucichły, kiedy zobaczyli Khorey'a. Wszyscy ukłonili się i pozostawali w tej pozycji. 

- Możecie wrócić do wykonywanych czynności- powiedział. Zrobili to co kazał. Nikt się za nami nie oglądał. Przeszliśmy do następnego pomieszczenia, gdzie ludzie zrobili to samo, co tamci wcześniej. Przyglądałam się każdemu. Czekałam aż zobaczę znajomą twarz. Dopiero w trzecim pomieszczeniu zobaczyłam Jeffrey'a. Zaraz obok niego siedzieli pozostali. Aiden spał. Ktoś z nich opatrzył mu już rany. Widok ich w takich warunkach łapał mnie za serce. W oczach pojawiły mi się łzy. Podeszli do mnie i czekali na pozwolenie od Laroma. 

- Khorey...- zaczęłam. Kiwnął twierdząco głową i od razu rzuciłam się w ramiona Dave'a, który stał najbliżej. Przytuliłam się z każdym, oprócz Aidena. Nawet gdyby nie spał, nie mogłabym tego zrobić. - Jak się czujecie? Wszystko dobrze?- spytałam. 

- Z nami tak. Gorzej z Aidenem- powiedział jego ojciec. 

- Nie wróci tam, obiecuję- powiedziałam.- O Hope też się nie martwcie. Jest pod dobrą opieką- dodałam. 

- Co się z tobą dzieje?- spytała Karrie. 

- Dam sobie radę- odpowiedziałam wymijająco. W końcu Larom wszystkiemu się przysłuchiwał. 

- Kaysa idziemy- zarządził. Przytuliłam się z każdym na pożegnanie. 

- Coś wymyślę- wyszeptałam Dave'owi do ucha. - Trzymajcie się. 

Khorey złapał mnie mocno za ramię aż syknęłam z bólu. Zaczął mnie wyprowadzać z budynku. Ostatni raz spojrzałam w stronę przyjaciół. 

- Nie ma spoufalania się z osobami z klas niższych o dwa szczeble i więcej- powiedział Larom. 

- To w takim razie w jakiej klasie jestem?- spytałam. Starałam się zabrzmieć normalnie, ale złość biła ode mnie na kilometry. 

- W tej co ja. 


Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz