Przytulałam Hope przez całą naszą drogę, jednocześnie obserwując nowego towarzysza, który siedział w rogu. Scarlett siedziała obok mnie i intensywnie wpatrywała się w okno. Dave prowadził, a Karrie robiła coś w części kuchennej. Aiden siedział obok swojej dziewczyny i analizował mapę. Po przemyśleniu paru kwestii zdecydowałam, że o śmierci Oshee dowiedzą się na miejscu. To nie była odpowiednia chwila, zwłaszcza przy Khorey'u.
-Proszę.
Ciszę przerwała Karrie, która podała nowemu chłopakowi miskę z jakimś jedzeniem. Niepewnie ją przyjął i zaczął jeść. Hope zaczęła się wiercić, więc posadziłam ją na podłodze. Dziewczynka rozpoczęła zabawę samochodzikami.
-Opowiedz nam coś o sobie- zachęciła matka Scarlett. Chłopak rozejrzał się po wnętrzu kempingowca i przełknął jedzenie, które miał w ustach.
-Jestem Khorey Larom. Kiedy to się zaczęło, miałem dwadzieścia dwa lata. Razem z siostrą i jej chłopakiem chcieliśmy znaleźć jakieś schronienie i wyruszyliśmy na zachód. Całkiem niedawno dopadło nas stado. Zostałem sam- ostatnie zdanie wypowiedział ciszej niż poprzednie. Współczułam mu, bo też nie mam nikogo z rodziny.
-Masz teraz dwadzieścia trzy lata- wtrąciła kobieta. -Minął rok z haczykiem od początku- wyjaśniła. Kiwnął nieznacznie głową. Chciał się o coś zapytać, ale Dave zatrzymał auto i się powstrzymał.
-Jesteśmy na miejscu- poinformował. Scarlett wzięła Hope na ręce i wyszła zaraz za starszym Fosterem oraz swoją matką. Aiden złożył mapę i spojrzał na mnie.
-Nic się nie działo pod naszą nieobecność?- zapytał. Westchnęłam. Chłopak zrozumiał, że coś jest nie tak i zerknął na Khorey'a. Kiwnęłam delikatnie głową na znak, że dowie się nie przy nowym towarzyszu. Zrozumiał. Oparł ręce na stoliku i głośno wypuścił powietrze. Przez okno zobaczyłam Blase'a i Jeffa, którzy rozmawiali z pozostałymi. Karrie płakała, więc pewnie powiedzieli im o Oshee.
-Chcesz coś jeszcze do jedzenia?- zapytałam Laroma, kiedy odstawił miskę do zlewu.
-Nie, dziękuję- odparł i uśmiechnął się delikatnie. Wrócił na swoje miejsce, a ja wstałam i wzięłam z szafki jakiegoś batona.
-Aiden ty coś chcesz?- spytałam.
-Nie, idę sprawdzić o czym rozmawiają- poinformował i wyszedł. Usiadłam na poprzednim miejscu i zaczęłam jeść.
-Opowiesz mi o sobie?- spytał Khorey.
-Jestem Kaysa Ryeen i mam siedemnaście lat- odpowiedziałam.- Więcej dowiesz się w trakcie podróży- dodałam, gdy otwierał usta, żeby coś powiedzieć.
-Dokąd zmierzamy?
-Do Hastwas. Musimy znaleźć stałe miejsce, żeby ułatwić sobie wychowanie Hope- wyjaśniłam.
-To twoja siostra?- zapytał.
-Nie, ja i Aiden znaleźliśmy ją porzuconą w aucie.
Skończyłam jeść batona i wyrzuciłam go do kosza. Napiłam się wody z butelki, która stała na blacie. Do środka wszedł Dave.
-Chodźcie, będziemy przestawiać auta- poinformował i wyszedł, zostawiając drzwi otwarte. Przepuściłam Khorey'a pierwszego w przejściu, żeby mieć na niego oko. Jeffrey i Blase musieli dowiedzieć się od pozostałych o Laromie, bo nie zrobił na nich żadnego wrażenia. Od razu zabraliśmy się za przestawianie samochodów. Wsiadłam do pierwszego pojazdu, a Aiden i Khorey zaczęli pchać go od strony maski. Skręciłam odpowiednio kierownicą, uważnie patrząc w tylne lusterko. W międzyczasie Scarlett z Dave'em i Blase z Jeffem przestawili kolejne dwa auta. Kiedy zaczęło się ściemniać, przejazd był czysty. Karrie przejechała między samochodami naszym kempingowcem i wszyscy do niego wsiedliśmy. Hope spała smacznie w foteliku, a gdy każdy zajął już jakieś miejsce, kobieta ruszyła dalej.
-Ile będziemy jechać do Hastwas?- zapytała Scarlett.
-Przed świtem będziemy na miejscu- odpowiedziała jej matka. -Idźcie spać, ja nie jestem zmęczona- dodała. Problem był taki, że zawsze spaliśmy podczas postoju. Wtedy część nas brała po śpiworze i spała na zewnątrz. Teraz jest nas za dużo, a do dyspozycji mamy kanapę i łóżko dwupiętrowe. Ktoś mógłby jeszcze zmieścić się na podłodze. Widziałam, że każdego dopadło zmęczenie.
-Ja i Scarlett zmieścimy się na jednym łóżku- przypomniał Aiden. Odkąd dysponujemy kempingowcem spali razem, więc jako tako oszczędzali problemów. Jeffrey położył się na górnym łóżku, a młodszy Foster z dziewczyną na swoim stałym miejscu. Blase wybrał śpiwór i podłogę.
-W sumie ktoś by się jeszcze zmieścił- stwierdził Dave, patrząc na podłogę.
-Ja nie jestem zmęczona- powiedziałam.
-Ja mogę- zgłosił Khorey. Dave podał mu śpiwór z szafki. Dwudziestotrzylatek położył się niedaleko Blase'a.
-Na pewno nie jesteś zmęczona?- spytał Foster. Zaprzeczyłam ruchem głowy.
-Kładź się na kanapie. Na kilometr widać twoje wory pod oczami- stwierdziłam, na co delikatnie się uśmiechnął. Zrobił tak, jak powiedziałam i chwilę później spał. Usiadłam na drugiej, znacznie mniejszej części kanapy i położyłam ręce na stoliku.
Poczułam jak ktoś szturcha mnie w ramię. Uniosłam głowę i zobaczyłam Karrie.
-Jesteśmy na miejscu- powiedziała. -A mówiłaś, że nie jesteś zmęczona- dodała. Wyprostowałam się. Zasnęłam na siedząco przy stoliku i teraz niemiłosiernie bolały mnie plecy.
-Musiałam na chwilę odpłynąć- stwierdziłam jeszcze zaspanym tonem. Wszyscy spali, a my nie wiedziałyśmy co ze sobą zrobić.
-W tamtej części starczy nam miejsca, żeby się wyspać- powiedziała, wskazując na przód pojazdu.
-Ktoś musi trzymać warte- przypomniałam.
-Popilnuję jeszcze jakiś czas, a później obudzę któregoś z mężczyzn- zapewniła. -Idź już spać, bo wyglądasz okropnie- dodała, a ja podziękowałam jej uśmiechem. Wzięłam koc i usiadłam na fotelu dla pasażera. Rozłożyłam go bardziej i przykryłam się kocem. Po raz kolejny zasnęłam.
CZYTASZ
Still alive
Science FictionPisane bardzo dawno temu. Ostrzegam przed masą błędów każdego możliwego rodzaju oraz dużą ilością niedociągnięć fabularnych. Obecnie pracuję nad nową wersją. Najwyższe notowania: • sci-fi - 01 w dniu 29.06.2021 ♥ • #zombie - 01 w dniu 08.06.2018 •...