6.4

903 69 2
                                    

Przytulałam Hope przez całą naszą drogę, jednocześnie obserwując nowego towarzysza, który siedział w rogu. Scarlett siedziała obok mnie i intensywnie wpatrywała się w okno. Dave prowadził, a Karrie robiła coś w części kuchennej. Aiden siedział obok swojej dziewczyny i analizował mapę. Po przemyśleniu paru kwestii zdecydowałam, że o śmierci Oshee dowiedzą się na miejscu. To nie była odpowiednia chwila, zwłaszcza przy Khorey'u.

-Proszę.

Ciszę przerwała Karrie, która podała nowemu chłopakowi miskę z jakimś jedzeniem. Niepewnie ją przyjął i zaczął jeść. Hope zaczęła się wiercić, więc posadziłam ją na podłodze. Dziewczynka rozpoczęła zabawę samochodzikami.

-Opowiedz nam coś o sobie- zachęciła matka Scarlett. Chłopak rozejrzał się po wnętrzu kempingowca i przełknął jedzenie, które miał w ustach.

-Jestem Khorey Larom. Kiedy to się zaczęło, miałem dwadzieścia dwa lata. Razem z siostrą i jej chłopakiem chcieliśmy znaleźć jakieś schronienie i wyruszyliśmy na zachód. Całkiem niedawno dopadło nas stado. Zostałem sam- ostatnie zdanie wypowiedział ciszej niż poprzednie. Współczułam mu, bo też nie mam nikogo z rodziny.

-Masz teraz dwadzieścia trzy lata- wtrąciła kobieta. -Minął rok z haczykiem od początku- wyjaśniła. Kiwnął nieznacznie głową. Chciał się o coś zapytać, ale Dave zatrzymał auto i się powstrzymał.

-Jesteśmy na miejscu- poinformował. Scarlett wzięła Hope na ręce i wyszła zaraz za starszym Fosterem oraz swoją matką. Aiden złożył mapę i spojrzał na mnie. 

-Nic się nie działo pod naszą nieobecność?- zapytał. Westchnęłam. Chłopak zrozumiał, że coś jest nie tak i zerknął na Khorey'a. Kiwnęłam delikatnie głową na znak, że dowie się nie przy nowym towarzyszu. Zrozumiał. Oparł ręce na stoliku i głośno wypuścił powietrze. Przez okno zobaczyłam Blase'a i Jeffa, którzy rozmawiali z pozostałymi. Karrie płakała, więc pewnie powiedzieli im o Oshee. 

-Chcesz coś jeszcze do jedzenia?- zapytałam Laroma, kiedy odstawił miskę do zlewu. 

-Nie, dziękuję- odparł i uśmiechnął się delikatnie. Wrócił na swoje miejsce, a ja wstałam i wzięłam z szafki jakiegoś batona. 

-Aiden ty coś chcesz?- spytałam. 

-Nie, idę sprawdzić o czym rozmawiają- poinformował i wyszedł. Usiadłam na poprzednim miejscu i zaczęłam jeść. 

-Opowiesz mi o sobie?- spytał Khorey. 

-Jestem Kaysa Ryeen i mam siedemnaście lat- odpowiedziałam.- Więcej dowiesz się w trakcie podróży- dodałam, gdy otwierał usta, żeby coś powiedzieć. 

-Dokąd zmierzamy?

-Do Hastwas. Musimy znaleźć stałe miejsce, żeby ułatwić sobie wychowanie Hope- wyjaśniłam. 

-To twoja siostra?- zapytał. 

-Nie, ja i Aiden znaleźliśmy ją porzuconą w aucie. 

Skończyłam jeść batona i wyrzuciłam go do kosza. Napiłam się wody z butelki, która stała na blacie. Do środka wszedł Dave. 

-Chodźcie, będziemy przestawiać auta- poinformował i wyszedł, zostawiając drzwi otwarte. Przepuściłam Khorey'a pierwszego w przejściu, żeby mieć na niego oko. Jeffrey i Blase musieli dowiedzieć się od pozostałych o Laromie, bo nie zrobił na nich żadnego wrażenia. Od razu zabraliśmy się za przestawianie samochodów. Wsiadłam do pierwszego pojazdu, a Aiden i Khorey zaczęli pchać go od strony maski. Skręciłam odpowiednio kierownicą, uważnie patrząc w tylne lusterko. W międzyczasie Scarlett z Dave'em i Blase z Jeffem przestawili kolejne dwa auta. Kiedy zaczęło się ściemniać, przejazd był czysty. Karrie przejechała między samochodami naszym kempingowcem i wszyscy do niego wsiedliśmy. Hope spała smacznie w foteliku, a gdy każdy zajął już jakieś miejsce, kobieta ruszyła dalej. 

-Ile będziemy jechać do Hastwas?- zapytała Scarlett. 

-Przed świtem będziemy na miejscu- odpowiedziała jej matka. -Idźcie spać, ja nie jestem zmęczona- dodała. Problem był taki, że zawsze spaliśmy podczas postoju. Wtedy część nas brała po śpiworze i spała na zewnątrz. Teraz jest nas za dużo, a do dyspozycji mamy kanapę i łóżko dwupiętrowe. Ktoś mógłby jeszcze zmieścić się na podłodze. Widziałam, że każdego dopadło zmęczenie. 

-Ja i Scarlett zmieścimy się na jednym łóżku- przypomniał Aiden. Odkąd dysponujemy kempingowcem spali razem, więc jako tako oszczędzali problemów. Jeffrey położył się na górnym łóżku, a młodszy Foster z dziewczyną na swoim stałym miejscu. Blase wybrał śpiwór i podłogę. 

-W sumie ktoś by się jeszcze zmieścił- stwierdził Dave, patrząc na podłogę. 

-Ja nie jestem zmęczona- powiedziałam.

-Ja mogę- zgłosił Khorey. Dave podał mu śpiwór z szafki. Dwudziestotrzylatek położył się niedaleko Blase'a. 

-Na pewno nie jesteś zmęczona?- spytał Foster. Zaprzeczyłam ruchem głowy. 

-Kładź się na kanapie. Na kilometr widać twoje wory pod oczami- stwierdziłam, na co delikatnie się uśmiechnął. Zrobił tak, jak powiedziałam i chwilę później spał. Usiadłam na drugiej, znacznie mniejszej części kanapy i położyłam ręce na stoliku. 

Poczułam jak ktoś szturcha mnie w ramię. Uniosłam głowę i zobaczyłam Karrie.

-Jesteśmy na miejscu- powiedziała. -A mówiłaś, że nie jesteś zmęczona- dodała. Wyprostowałam się. Zasnęłam na siedząco przy stoliku i teraz niemiłosiernie bolały mnie plecy.

-Musiałam na chwilę odpłynąć- stwierdziłam jeszcze zaspanym tonem. Wszyscy spali, a my nie wiedziałyśmy co ze sobą zrobić.

-W tamtej części starczy nam miejsca, żeby się wyspać- powiedziała, wskazując na przód pojazdu.

-Ktoś musi trzymać warte- przypomniałam.

-Popilnuję jeszcze jakiś czas, a później obudzę któregoś z mężczyzn- zapewniła. -Idź już spać, bo wyglądasz okropnie- dodała, a ja podziękowałam jej uśmiechem. Wzięłam koc i usiadłam na fotelu dla pasażera. Rozłożyłam go bardziej i przykryłam się kocem. Po raz kolejny zasnęłam.

Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz