9.2

706 57 8
                                    

Skierowałyśmy się do małego budynku, który był przeznaczony dla dzieci. Kilkadziesiąt metrów dalej zobaczyłam Dave'a i Blase'a, którzy coś nieśli. Szturchnęłam Zannę łokciem. 

- To Dave i Blase z mojej grupy- powiedziałam. Nie zauważyli mnie, ale nie dziwię im się. Widać, że są bardzo zmęczeni, a jest dopiero jedenasta. 

Wieczorem Khorey przyszedł do mojego pokoju. Był radosny. Chciałam z nim porozmawiać na temat Zanny. 

- Zanna Stune kojarzysz?- spytałam zanim cokolwiek powiedział. Oparł się tyłem o stolik i spojrzał na mnie. 

- Tak, to ją wyznaczyłem, żeby przynosiła ci rano rzeczy- odparł. 

- Bardzo fajna. Może wskoczyłaby szczebel wyżej? Chciałabym się z nią zadawać zgodnie z zasadami- powiedziałam. Byłam miła jak nigdy dotąd. Musiałam na niego uważać, nigdy nie wiadomo co mogłoby mu do głowy przyjść. 

- Dla ciebie wszystko. 

- Jej braci też o szczebel wyżej, żeby mogła się z nimi kontaktować- dodałam. Wiedziałam, że stąpam po cienkim lodzie, ale albo teraz, albo nigdy. 

- Oczywiście- powiedział, a mi kamień spadł z serca. - A tak poza tym przyszedłem zabrać cię na pewne przedstawienie- oznajmił. Zdziwiona wstałam i poszłam z nim. Nic nie mówiłam, żeby przez przypadek nie powiedzieć czegoś złego. Wyszliśmy na plac, gdzie stał tłum ludzi. Przeszliśmy przez niego bez problemu i znaleźliśmy się przy środku okręgu. Przede mną zauważyłam kilka rozłożonych palet i kołek wystający z ziemi. Khorey wyszedł na środek. 

- Zebraliśmy się tutaj, aby pokazać czym kończy się sprzeciwianie się zasadom- powiedział. - Przyprowadźcie go tutaj. 

Z tłumu wyszło dwóch facetów, którzy prowadzili Blase'a. Kazali mu się położyć na paletach. 

- Khorey o co chodzi?- spytałam. 

- Sprzeciwił się zasadom. Musimy go ukarać. 

Kiedy Blase się położył, jeden z mężczyzn złapał jego lewą rękę i ułożył tak, żeby łokieć znajdował się na kołku. 

- Patrzcie i uczcie się. Niech będzie to dla was ostrzeżeniem- zwrócił się do tłumu. Wziął do ręki wielki młotek. Zamachnął się i uderzył w staw mężczyzny. 

- Khorey nie!- krzyknęłam i podbiegłam do niego, żeby mu przerwać. - Przestań!

Zasłoniłam poszkodowanego swoim ciałem. Jeden z ludzi złapał mnie za warkocz i pociągnął w swoją stronę. Przewróciłam się, kiedy Blase dostał kolejne uderzenie. Podniosłam się na klęczki i spojrzałam w jego stronę. Łzy stanęły w moich oczach. Mój przyjaciel zwijał się z bólu, a ja nie mogłam nic zrobić. W tłumie odnalazłam resztę moich przyjaciół. Chciałam wstać, ale tamten szemrany facet trzymał mnie za warkocze i musiałam klęczeć, dopóki wszystko się nie skończyło. Kiedy zaczęli się rozchodzić, zostawiając Blase'a, poczułam, że mnie puścił. Wstałam i zobaczyłam, że z tłumu zostali najbliżsi mi ludzie. Od razu podeszli do mężczyzny, który ledwo się trzymał. Aiden zaczął do mnie podchodzić. Kątem oka zobaczyłam Khorey'a. Poruszałam ustami, jakbym mówiła "przepraszam" i poszłam do Laroma. To bardzo bolało nie tylko Fostera, ale też mnie. Nie mogłam nawet zostać i pomóc Blase'owi. Przez całą drogę do pokoju patrzyłam się na swoje buty. Nie chciałam oglądać się za siebie, żeby Larom nie wziął tego za próbę kontaktu z Aidenem, a tym bardziej nie chciałam patrzeć się na osobę, która ze mną szła. Jak tylko weszłam do pokoju, położyłam się i udawałam, że zasypiam. Chciałam, żeby dał mi spokój. 

- To była jego wina- powiedział, siadając na brzegu łóżka. Wtedy mnie olśniło. Ciągle powtarzał, że dla mnie zrobi wszystko. Byłam gotowa się poświęcić. 

- Bardzo ci na mnie zależy, prawda?- spytałam, chociaż wiedziałam jaka jest odpowiedź. 

- Najbardziej. Dobrze wiesz, że ogromnie cię kocham. 

- Zostanę twoją żoną, ale mam warunek, który musisz spełnić. Wypuść Aidena, Dave'a, Hope, Karrie, Blase'a i Jeffrey'a. I niech twoi ludzie dadzą im spokój.

- Oczywiście kochanie.

Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz