Zanim nastąpiły czasy apokalipsy sądziłam, że nigdy nie zgodzę się na ślub. Było to według mnie zupełnie niepotrzebne. Tymczasem od trzech tygodni jestem żoną mężczyzny niezrównoważonego psychicznie. Muszę uważać na każdy swój ruch i na każde wypowiadane słowo. Odkąd śpimy w jednym łóżku, żadnej nocy nie przespałam całej. Budziłam się co chwilę w obawie, że będzie chciał czegoś więcej. Czasami nie spałam całą noc, bo mnie przytulał. Okropnie się go bałam.
Na szczęście moi przyjaciele są bezpieczni. Hope pewnie o mnie pyta, ale Aiden się nią zajmie. Bardzo mi ich brakuje. Bez nich czuję się słabsza. Dla mnie nie ma już sensu bytu na tym świecie. Jedyne co poprawia mi stan ducha jest myślenie o dziewczynce i Aidenie. Ostatnio spostrzegłam, że jest mi bardzo bliski. Dopiero kiedy go straciłam, zaczęłam to dostrzegać. Boli mnie to, że nie ma go przy mnie. Prawie od początku apokalipsy byliśmy razem. Pierwsze miesiące były trudne, tolerowaliśmy siebie z powinności. Później jakoś się to przeobraziło w normalną relację. Polubiłam go i zależało mi na nim. Ufałam mu najbardziej ze wszystkich. Podobało mi się to, że Hope nazywała nas swoimi rodzicami. Czułam się wtedy bardziej z nim zżyta.
Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Zanna przyszła kilka minut temu i powiedziała, że Khorey pojechał na obserwację okolicy. Mam nadzieję, że nie natrafi na moich przyjaciół, a nawet jeśli to da im spokój.
- Jak się czujesz?- spytała mnie blondynka.
- Okropnie- przyznałam.- Coraz częściej mam ochotę się powiesić, ale Larom mógłby chcieć zacząć wyżywać się na innych.
- Kaysa nie warto- powiedziała i usiadła bliżej mnie. Potarła dłonią moje przedramię w geście dodania mi otuchy.
- Wiem- westchnęłam. - Wiesz co do mnie ostatnio dotarło?
Musiałam jej to powiedzieć. Za długo to w sobie trzymam, a ona jest odpowiednią osobą. Nie czekałam na jej odpowiedź.
- Zakochałam się.
- Ale chyba nie chcesz mi powiedzieć, że w Khorey'u?- spytała przerażona.
- W Aidenie.
Wstrzymała powietrze. Kilka minut siedziała cicho, a ja usiadłam i na nią spojrzałam.
- Powinnaś uciec- stwierdziła.
- Przecież to jest niemożliwe.
- Trzeba wszystko zaplanować. Powinniście być teraz razem i tworzyć szczęśliwą rodzinkę.
Uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie Aidena, który trzyma na rękach Hope.
- Po raz pierwszy od ślubu z Khorey'em się uśmiechnęłaś- powiedziała Zanna.
- Jak ucieknę to cię zabiją. Nie pozwolę na to.
- Damy radę- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Chciałabym, żeby to się udało. - Ja nie mogę uciec, bo są tutaj moi bracia. Zabiłby ich. Ale wiem co możemy zrobić.
Kiwnęłam głową, żeby zachęcić ją do kontynuowania.
- Przestaniemy się ze sobą widywać. Powiesz Khorey'owi, że jednak się nie dogadujemy. Przez kilka następnych dni wszystko ci przygotuję, a jutro jeszcze ustalimy szczegóły ucieczki.
- Plan idealny, ale nie mam pojęcia gdzie ich szukać.
- Moi bracia pojadą niedługo na zwiady. Na pewno będą chętni do pomocy- zapewniła. Poczułam ulgę. Sam plan potrafił podnieść mnie na duchu.
Aiden
- Co ona wymyśliła?- zwróciłem się do pachołków Laroma, którzy wysadzili nas pod domem, w którym całkiem niedawno nas znaleźli.
- Kto?- spytał jeden z nich. Był całkiem przyzwoity, dobrze nas traktował.
- Kaysa Ryeen. Dajecie nam nawet zapasy żywności i leków.
- Ona już nie jest Ryeen, chłopcze- odparł, wsiadając na miejsce kierowcy.
- Jak to?
- O tej porze jest już Kaysą Larom.
Spojrzał na mnie smutno, jakby nie chciał tam wracać. Jego koledzy wsiedli na pakę, kiedy skończyli wyciągać pudła z zapasami. Wszyscy mieliśmy związane ręce za plecami, a nasze bronie zostały wrzucone na podwórko.
- Co? - zapytał mój ojciec. - To niemożliwe.
- Zabierz mnie do niej- powiedziałem, podchodząc do niego.
- Przykro mi- rzekł ze skruchą i odjechał. Rzucił jeszcze w naszą stronę sztylet Karrie, żebyśmy mogli przeciąć sznury. Jeffrey zrobił to jak najszybciej, bo warkot silnika zwrócił uwagę kilku szwendaczy. Weszliśmy na podwórko i uzbrojeni zaczęliśmy wnosić pudła.
- To nie może być prawda- wyszeptałem, siedząc w salonie.
- Kaysa jest do tego zdolna- powiedział Dave. - Poświęciła się dla nas.
Wszyscy siedzieliśmy w kółku, jak na jakiejś naradzie. Tylko Hope była w swoim łóżeczku i odsypiała. Blase miał nałożony gips na rękę, żeby wszystko dobrze się zrosło. Dostał też wykaz odpowiednich leków, rozpiskę z rehabilitacjami i dokładną datę ściągnięcia gipsu. To też dzięki Ryeen.
CZYTASZ
Still alive
Science FictionPisane bardzo dawno temu. Ostrzegam przed masą błędów każdego możliwego rodzaju oraz dużą ilością niedociągnięć fabularnych. Obecnie pracuję nad nową wersją. Najwyższe notowania: • sci-fi - 01 w dniu 29.06.2021 ♥ • #zombie - 01 w dniu 08.06.2018 •...