2.4

1.2K 89 2
                                    

Następnego dnia, kiedy wróciłem z zapasami medycznymi, państwo Johann siedziało w kuchni. Helen pewnie siedziała z Kaysą, więc nie miałem się o co martwić. Jednak widząc miny starszego małżeństwa, zacząłem mieć wątpliwości.

-O co chodzi?- spytałem, położywszy plecak i torbę na blacie. Zacząłem wszystko wyciągać, oczekując odpowiedzi.

-Aiden, ona...- zaczęła Fiona.-Kaysa się jeszcze nie obudziła- dokończyła i wytarła łzę z policzka. Jej druga dłoń była w uścisku męża. Poczułem uścisk w klatce piersiowej.

-Jak to się nie obudziła?- spytałem.

-Ma delikatny puls. Myślę, że jest w śpiączce- wyjaśnił Richard, łamliwym głosem.-Straciła za dużo krwi, to może trochę potrwać.

Opuściłem głowę i wróciłem do rozpakowywania plecaków. Pochowałem wszystko do odpowiednich półek i bez słowa wyszedłem na dwór. Odstresowałem się przy oprzątaniu zwierząt. Lubię je, zawsze mi pomagają. Znam się trochę na zwierzętach gospodarczych, moi dziadkowie mieli kiedyś małe gospodarstwo.

Przed obiadem poszedłem do Kaysy. Helen pomagała Fionie w ogrodzie, więc byliśmy sami. Usiadłem na brzegu łóżka i spojrzałem na dziewczynę. Skórę miała nadzwyczaj bladą, przez co jej piegi były bardziej widoczne. Półkrótkie włosy żyły własnym życiem na poduszce, tworząc ciemną aureolę wokół głowy nastolatki. Wyglądała na spokojną. Jej klatka piersiowa miarowo unosiła się w górę i dół. Dotknąłem jej dłoni, która była wręcz lodowata.

-Wstawaj Kay- wyszeptałem z nadzieją. Usłyszałem jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Odsunąłem rękę od dziewczyny i poderwałem się z miejsca.

-Nie chciałam przeszkadzać. Przyjdę później- Helen zaczęła się wycofywać.

-Nic się nie stało i tak już wychodzę- powiedziałem i minąłem przyjaciółkę w przejściu, zanim zaczęła zadawać pytania.

Następnego dnia po obiedzie, Helen jak wariatka zbiegła po schodach.

-Uważaj!- skarciła ją Fiona.

-Obudziła się!- pisnęła szczęśliwa, a na moją twarz mimowolnie wpełzł uśmiech. Przyjaciółka podbiegła i wyściskała wszystkich po kolei. Zadowolona wbiegła z powrotem na piętro, pokonując schody co dwa stopnie. Dogoniłem ją i wszedłem za nią do pokoju. Dziewczyny obejmowały się, siedząc na łóżku. Kaysa otworzyła oczy i spojrzała na mnie.

-Hej- powiedziałem, kiwając głową.

-Cześć- odpowiedziała i odsunęła od siebie Myszkę.-Jak długo spałam?- zapytała.

-Dwa dni. Jak się czujesz?- spytała Helen.

-Zadziwiająco dobrze- przyznała.- Ale jestem głodna- dodała.

-Pójdę zrobić ci coś do jedzenia, zaraz wracam- powiedziała energicznie jasnowłosa i w mgnieniu oka opuściła pomieszczenie.

-Jeszcze nikt mnie nigdy tak nie powitał- skomentowała szatynka. Zaśmiałem się pod nosem i usiadłem na brzegu łóżka w nogach. -Dużo się działo?- zapytała.

-Niewiele, ale musieli poznać prawdę- odpowiedziałem, patrząc przed siebie. Później żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Kiedy Helen wróciła z jedzeniem, a Fiona i Richard przyszli się przywitać, wyszedłem. Nie miałem z nią nic konkretnego do pogadania, tylko bym tam zawadzał. Usiadłem w salonie i odchyliłem głowę do tyłu. Dopiero teraz odetchnąłem z ulgą. Przez ostatnie dni czułem coś niepokojącego. Ukrytą w sobie troskę. Zrozumiałem, że chodziło o Kaysę i przed chwilą to niesmaczne uczucie mnie opuściło. Wszystkie lęki z nią związane zniknęły, a ja zaznałem chwili stuprocentowego spokoju.

-Aiden, przyniesiesz bandaże i maść?- zawołali z góry. Wziąłem z półek potrzebne rzeczy i zaniosłem Richardowi. Zmienił opatrunek dziewczyny. Na widok rany, okropne wspomnienia wróciły. Zacisnąłem szczękę. Do mojej głowy napłynęły myśli co by się stało, gdybym nie poszedł wtedy na pastwisko.

-Aiden, wszystko okej?- głos Fiony przywrócił mnie do rzeczywistości.- Strasznie zbladłeś, dobrze się czujesz?- wszyscy przyglądali mi się z zaciekawieniem.

-Wszystko dobrze- uśmiechnąłem się delikatnie, żeby potwierdzić, ale chyba nie wyszło mi to tak, jak zamierzałem.-Pójdę się czegoś napić- poinformowałem i zostawiłem ich w pokoju bez wyjaśnień.

Kaysa

Trzy dni później

Kroiłam warzywa do obiadu i rozmawiałam z Fioną. Richard, Aiden i Helen poszli w pole ocenić jak pójdzie ze żniwami.

-Co z Yellowpole?- spytała. Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Prawdę mówiąc, nie zastanawiałam się nad tym.

-Jesteśmy przeszkoleni, ale nie chcemy was zostawiać- przyznałam.-Myślę, że to jeszcze nie pora na wyprawę- dodałam. Kobieta kiwnęła nieznacznie głową. Wrzuciłam warzywa do garnka. Dzisiaj będzie zupa jarzynowa i omlety. Kury ostatnio są jak wściekłe i codziennie przynosimy kilka jaj. Pozostali wrócili w samą porę i wspólnie zjedliśmy obiad.

Przez ten czas zauważyłam, że Fiona bardzo przywiązała się do Helen. Traktowała ją jak własną wnuczkę. Jestem pewna, że nastolatka będzie przedłużać wyprawę do Yellowpole. Muszę z nimi porozmawiać na ten temat. W forcie mogą mieć ograniczoną ilość miejsc. Wokół farmy kręci się coraz więcej sztywnych i w końcu dotrze ich tutaj za wielu. Plac nie ma żadnych porządnych zapór.

Usiadłam w moim ulubionym miejscu na podwórku- pod jabłonią. Helen i Aiden szli w moją stronę z sokiem i szklankami.

-Jak dobrze, że idziecie. Musimy pogadać- odezwałam się pierwsza. Usiedliśmy w kółku. Aiden nalał każdemu tyle samo soku i podał nam szklanki.

-Co robimy z Yellowpole?- spytałam.

-Szkoda będzie ich zostawić- odezwała się Helen.-Ale ta farma długo nie przetrwa. Wędrujemy od około miesiąca i niedługo nadejdzie jakaś horda sztywnych- dodała po namyśle.

-Może weźmiemy ze sobą Johannów?-zaproponował szatyn. Napiłam się jabłkowego soku.

-To jest dobry plan, ale co ze zwierzętami?- spytałam.

-Konie weźmiemy ze sobą, kury możemy zjeść, a krowę wydoimy do dna i zabijemy dla mięsa- stwierdził chłopak. Pokręciłam głową z dezaprobatą, ale było w tym trochę prawdy.

-Zapytajmy się ich, czy by z nami poszli. Później pomyślimy nad zwierzętami- stwierdziła Helen i wstała. W trójkę wróciliśmy do domu. Zastaliśmy małżeństwo w salonie.

-Chcieliśmy wiedzieć, czy poszlibyście z nami do Yellowpole- zagadnęłam.

-To miłe z waszej strony, ale nie zostawimy naszej farmy- powiedział Richard.

-Nie macie solidnych zabezpieczeń, a szwendacze kiedyś tutaj dotrą- naciskała moja przyjaciółka, jednak małżeństwo za nic nie dało się przekonać, a my nie chcieliśmy zostawić ich na pastwę losu.

-Dobrze, zatem pomożemy wam zbudować lepsze zapory, a potem ruszymy tylko w trójkę- zaoferowałam. Wszyscy przystali na mój pomysł i jeszcze tego samego dnia zebraliśmy potrzebne materiały.

Nazajutrz ścięliśmy pole kukurydzy i wykopaliśmy pół drugiego pola ziemniaków. Zaczęliśmy budować wyższe płoty z desek i konarów, po które chodziliśmy do lasu.

§§§

Chwila spokoju ^^

Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz