7.4

887 69 26
                                    

Aiden

Obudziłem się, kiedy słońce było bliżej szczytu niż horyzontu. Zawsze lubiłem długo spać, a teraz w stałym miejscu stało się to znowu możliwe. Wstałem z materaca i przeciągnąłem się. Z kartonu wyciągnąłem czystą bluzkę na ramiączkach i koszulę, której rękawy podwinąłem. Przeczesałem włosy palcami. Były zdecydowanie za długie i możliwe, że niedługo je obetnę. Wyszedłem,  a następnie skierowałem się do głównego pomieszczenia, gdzie chciałem zrobić sobie coś do jedzenia. 

Nikogo już w środku nie było, więc na spokojnie zjadłem resztki śniadania, które prawdopodobnie zrobiła Karrie. Od odejścia Scarlett wstaje najwcześniej z nas wszystkich i robi jedzenie. Ja po śmierci dziewczyny przechodziłem załamanie. Nic nie robiłem poza leżeniem na swoim materacu. Kaysa przychodziła codziennie i próbowała ze mną rozmawiać. Po czasie zacząłem to robić,  a dziewczyna coraz bardziej sprawiała, że rany po Scarlett się zabliźniały. Jeszcze nigdy tak łatwo nie mówiło mi się o bardzo bliskiej mi osobie, która odeszła. Szybko pogodziłem się z tym, co się stało.

Po zjedzonym śniadaniu, wybrałem się na powierzchnię. Już przy wychodzeniu z budynku zobaczyłem jak Kaysa próbuje odjechać autem. Oparłem się tyłem o ścianę i przyglądałem się jej próbom. Po kilkunastu metrach samochodem szarpnęło, a jego silnik zgasł. Dziewczyna zmierzyła wzrokiem Khorey'a, który siedział obok i ledwo powstrzymywał się od śmiechu. Zrezygnowana wysiadła z pojazdu i trzasnęła drzwiami. Zaśmiałem się, kiedy podirytowana odgarnęła włosy do tyłu.

-A co ty się tak przyglądasz? - usłyszałem Jeffreya z mojej lewej strony. Odwróciłem głowę w jego stronę. Był już spocony,  więc prawdopodobnie od rana robił ogrodzenie.

-Patrzę jak jej idzie- wyjaśniłem.

-Ta, jasne- uśmiechnął się. -Spiesz się młody- dodał, klepiąc mnie po ramieniu i poszedł w stronę mojego ojca, który wiózł coś w taczce niedaleko. Westchnąłem na słowa mężczyzny. Głupia aluzja co do Khorey'a. Spojrzałem na chłopaka, który tłumaczył coś Ryeen. Skupiona marszczyła delikatnie czoło, a niesforne kosmyki ciemnych włosów przysłaniały jej twarz. To mi przypomniało, że muszę poprosić Karrie, żeby obcięła mi włosy w wolnej chwili. Udałem się w stronę miejsca, w którym miał być ogród. Kobieta drutem stabilizowała siatkę przy słupku.

-Pomóc ci?- zapytałem.

-Nie trzeba, pomaga mi już twój tata i Jeffrey- odpowiedziała, nie przerywając czynności.

-Chciałem jeszcze zapytać, czy obcięłabyś mi włosy?

-Pewnie. Wieczorem to zrobię- posłała mi delikatny uśmiech.

-Dzięki- odwzajemniłem jej gest i poszedłem w stronę Kaysy i Khorey'a. Planowałem przyłączyć się do nauki jazdy.

Siedziałem na krześle w pokoju Karrie i czekałem na nią. Kazała mi usiąść, a sama poszła szukać nożyczek i grzebienia. Za oknem było jeszcze widno, ale mój zegarek wskazywał godzinę 20:37. Zgodnie z kalendarzem kobiety za piętnaście dni będą moje siedemnaste urodziny. Od początku epidemii mam wrażenie, że czas bardzo się dłuży albo stoi w miejscu. Nie odczuwam tego, że jestem starszy o rok i ciągle jestem myśli, że cała ta apokalipsa to długi sen, z którego mogę się wybudzić. Jednak mimo moich chęci, nie przerwę tego, co wydaje się być wytworem mojej wyobraźni.

Dzisiejszy dzień minął w przyjemnej atmosferze. Khorey nauczył mnie prowadzić auto, co, prawdę mówiąc,  nie było takie trudne. Ryeen stwierdziła, że przez najbliższy czas odpuści sobie, bo nie ma do tego głowy. Widziałem jak działa na nią śmierć Scarlett, mimo że próbuje udawać iż jest inaczej. Od samego początku zajęła się mną, a sama przeżywała wewnętrzne piekło. Ostatnio widziałem jak skończyła czytać książkę, którą jej dałem. Pamiętałem, że bardzo lubi takie opowiadania, więc postanowiłem zrobić jej niespodziankę i z następnej wyprawy przywiozę tego więcej.

Karrie weszła do pomieszczenia z nożyczkami i grzebieniem. Podeszła do mnie i rozczesała moje włosy.

-Ile obciąć?- spytała.

-Chcę w końcu wyglądać jak facet- stwierdziłem, a kobieta się zaśmiała.

-Czy ty kiedykolwiek żywiłeś prawdziwe uczucie do mojej córki? - zapytała po kilku minutach ciszy.

-Cały czas, dlaczego pytasz?

Zdziwiłem się, że zadała takie pytanie.

-Bo widzę jak patrzysz na Kaysę. Człowiek, który stracił kogoś, kogo kochał nie zastępuje go tak szybko- stwierdziła z wyrzutem. -Jesteś okropnym chłopakiem Aiden.

Jej słowa mnie zabolały. Nie zastępowałem Scarlett Kaysą. To prawda- mnie i Ryeen łączą silne uczucia, ale zupełnie inne niż te, które łączyły mnie z córka Karrie. Powiedziałem jej to, co myślę, ale kobieta była nieugięta.

-Scarlett mi kiedyś powiedziała, że ma wrażenie, że w twoim uczuciu do niej jest odrobina wyolbrzymienia. Bardzo cię kochała, ale w podświadomości czuła, że ty robisz to inaczej. Wiedziała, że szczęśliwszy będziesz z kimś innym, z kimś kogo ona ci nigdy nie zastąpi. Z kimś kto jest z tobą od początku epidemi- mówiła, a z każdym jej słowem dało się usłyszeć coraz większe wyrzuty i nienawiść do mnie.-Twoje uczucie do niej ją zabiło. Rozumiesz Aiden?- wyszeptała do mojego ucha.- Ty jesteś winien jej śmierci. 

Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz