5.4

867 69 14
                                    

Aiden

Bawiłem się z Hope w salonie, a tata robił obiad. Dzień był spokojny i słoneczny. Nie mieliśmy zaplanowanej żadnej wyprawy po zapasy, żadne stado nam nie zagrażało. Zapowiadało się cudownie. Wsadziłem dziewczynkę do wózka i poinformowałem tatę, że idę z nią na spacer. Szliśmy ulicami osiedla w stronę domu Scarlett. Dzisiaj się jeszcze nie widzieliśmy, więc pomyślałem, że teraz jest odpowiedni moment. Stanąłem przed domkiem i wziąłem Hope na ręce. Dziewczynka od jakiegoś czasu była inna; nie mówiła, nie chciała się bawić i była nadzwyczaj spokojna, a nawet przygnębiona. Zapukałem, a chwilę później w progu stała Scarlett. Minę miała nietęgą, a w oczach gromadziły się łzy.

-Scarlett, skarbie, co się stało? - zapytałem. Wpuściła nas do środka i zamknęła drzwi. Spojrzała na mnie szklistymi oczami i przytuliła.

-Ty nie wiesz- stwierdziła. Spojrzała na mnie z dołu. Czekałem na wyjaśnienia, a wewnątrz mnie rodziło się już przerażenie. -Kaysa... -załkała.  Więcej wyjaśnień nie potrzebowałem.

Siedzieliśmy w salonie. Hope zasypiała na moich kolanach, wtulając twarz w mój tors. Scarlett opierała głowę o moje ramię i nadal łkała. Nie mogłem w to uwierzyć.

-Czy ktoś ją... - zacząłem, ale dziewczyna mi przerwała:

-Nie teraz, Aiden.

Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas. W końcu do domu wbiegła Karrie. Spojrzeliśmy na nią.

-Ona żyje!

...

Wraz z końcem czerwca temperatura wzrastała. Najbardziej obawialiśmy się obfitych deszczów, które są częstsze na tym terenie.

Spojrzałem na bladą twarz dziewczyny. Powieki miała zamknięte już od kilku tygodni. Prawdziwym szczęściem było to, że udało się przywrócić jej akcje serca. Włosy miała lekko za obojczyki. Miałem wrażenie, że jej pociemniały.

-Dlaczego to trwa tak długo?- spytałem Rose. Grzebała coś przy jej kroplówce.

-To przez zakażenie. Ma sepsę, a z tym potrzeba czasu- wyjaśniła. Kiwnąłem twierdząco głową. -Myśleliście nad tym, żeby Hope tutaj przyszła?

Z Hope było w zasadzie nijak. Jakby uleciała z niej chęć do zabawy i cała energia. Nie śmiała się już i nie gaworzyła jak najęta. Baliśmy się o nią.

-Może jest tak przywiązana do Kaysy, że wyczuwa kiedy jest z nią coś nie tak. Mówią, że dzieci mają jeden zmysł więcej od dorosłych- dodała.

-Może to faktycznie dobry pomysł- przyznałem. Rose wyszła, a ja chwilę później pożegnałem się z Ryeen i wróciłem do domu. Nie mówiąc nikomu o swoim planie, który podsunęła mi Rose, wziąłem dziewczynkę na ręce i poszedłem do domu lekarki. Hope spojrzała na mnie niezrozumiale i oparła policzek o mój obojczyk. Przytuliłem ją, przelewając w uścisk całą moją nadzieje. Wszedłem do pomieszczenia, gdzie leżała Kaysa. Usiadłem na brzegu łóżka i posadziłem dziewczynkę obok. Spojrzała na Ryeen i otworzyła delikatnie usta. Dotknęła małą rączką dłoń dziewczyny i nachyliła się nad nią. Chwilę później przytulała się do jej klatki piersiowej.

-Mama- wyszeptała. Hope, od kiedy nauczyła się mówić pojedyncze słowa, jeszcze nigdy nie nazwała nikogo mamą. Może dzieci faktycznie mają jeden zmysł więcej i potrafią zrozumieć więcej niż mogłoby się wydawać. Hope leżała tak jeszcze prawie dwie godziny, dopóki nie zasnęła. Ostrożnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domu.

-Gdzie byliście? - zapytał tata.

-U Kay. Obie tego potrzebowały - powiedziałem, a mężczyzna kiwnął głową. Ominąłem go i zaniosłem dziewczynkę do pokoju. Ułożyłem ją w jej łóżeczku. Sam byłem bardzo zmęczony, więc położyłem się w swoim pokoju i zasnąłem.

Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz